sobota, 14 września 2013

Zacznij się przyzwyczajać

Karolina (Jula):
W życiu każdego młodego człowieka istnieje taka instytucja jak szkoła. Powinniśmy mieć dobre stopnie, by coś w życiu osiągnąć, powinniśmy być ambitni. Na stopniach mi zależało, ale trochę inaczej niż innym. Zależało mi wręcz podwójnie, chciałam mieć dobre oceny i chciałam, by ktoś je za mnie zdobył. Po co się męczyć z czymś czego się nie lubi? Uczyłam się z czterech-pięciu przedmiotów, które mnie interesowały, reszta działała na ściągach lub pracy innych. Czasem trzeba było się wysilić, aby ktoś zrobił za ciebie. Szantaż, umowa, prośba... Na różnych ludzi różne sposoby działały.
– Karolina Mikołajczyk, piątka – wyczytała starsza kobieta w okrągłych okularach z czarnymi oprawkami. No to zajebiście – pomyślałam i od razu przypomniał mi się ten Tomek co to zrobił każde zadanie i dał mi gotowe odpowiedzi, bo skądś miał arkusz tego testu. Wypadałoby mu jakoś podziękować. Wyszłam z klasy, gdy już zadzwonił dzwonek i podążyłam na podwórko. Stał tam, pewnie czekał na tą swoją siostrę... Dominikę chyba. Przeszłam obok niego z uśmiechem.
– Dzięki – szepnęłam mu do ucha i delikatnie musnęłam jeden z  policzków mojego pomocnika. Jego ręka delikatnie dotknęłam moich pleców, a ja zwinnie umieściłam w niej kawałek kartki zawiniętej na cztery części. Odeszłam wcześniej puszczając do niego oczko. Ciekawiła mnie jego mina, gdy przeczytał na tej karteluszce „Jutro 18 pod moim blokiem, będzie miło, chce podziękować. Przyjdź.” Na prawdę chciałam to zobaczyć jednak stwierdziłam, że lepiej będzie jednak się nie odwracać, bo jeszcze by śmiał twierdzić, że mi zależy czy coś w tym stylu, a on miał mi dalej pomagać i miało być miło.
Weszłam do domu uradowana kolejną dobrą oceną, z zamiarem pochwalenia się tym co się zwali od jakiegoś czasu moimi opiekunami prawnymi.
– Patrz, patrz szwagier jaka ze mnie zdolniacha – naściemniałam, ale obydwoje z Agatą byli ucieszeni faktem kolejnej piąteczki.
– Gratulacje – powiedział Karol i wyciągnął do mnie rękę, którą uścisnęłam.
– Oby tak dalej – dopingowała siorka – Pomyśleliśmy z Karolem, że przyda ci się jakaś nagroda, że cię to jeszcze bardziej zmotywuje, bo w końcu zasłużyłaś – powiedziała z uśmiechem i wręczyła mi małe pudełeczko z jakimś elektronicznym sprzętem, a mi zrobiło się głupio, że ich oszukuje, a oni mnie jeszcze nagradzają, a przecież w domu się nie przelewało i same te stypendia były zwieńczeniem „moich” dobrych ocen.
– Ale jak to tak? – wydukałam po chwili.
– Normalnie za prace jest płaca, za dobre stopnie nagrody – stwierdził ten mój szwagier.
Wzięłam to cholerstwo i z głupim uśmieszkiem wyszłam z kuchni i podreptałam do siebie, usiadłam na łóżku i wpatrywałam się w to małe opakowanie z napisem MP4, któreś z nich jeszcze pisnęło tam markerem uśmieszek, ale jakoś mnie on demotywował. Nie wiedziałam co mam z tym zrobić. Głupio mi było się przyznać, ale też tak brać od nich za nie swoją pracę też miło nie było.
– Co masz? – zapytał ten chuderlak zwany moim bratem. Siedział przy kompie nawet nie zwróciłam na niego uwagi.
– Sprzęcik, nie, nie pożyczę i nie, nie sprzedam.
– A szkoda – powiedział jakiś taki zrezygnowany i dalej coś tam klikał.
– Masz zadanie, a  może się namyśle co do tego twojego zakupienia mojego sprzętu – zagmatwałam się, ale on zrozumiał o co mi chodzi.
– Idziesz do Agaty i ją gdzieś wyciągasz – zażądałam.
– Ale, że gdzie? – zapytał obracając się w moją stronę na fotelu, bo był taki obrotowy i bujany, ale to z musu się tak wyrobił i przekręcał na wszystkie strony.
– Nie wiem gdziekolwiek, ale ma iść bez Karola, bo ja chce z nim pogadać.
– A proszę bardzo, da się zrobić – udzielił satysfakcjonującej mnie odpowiedzi i wyszedł.
Czekałam jakiś czas obracając tym pudełeczkiem w rękach, zdążyło mi kilka razy z nich wylecieć, a czas niesamowicie mi się dłużył. Tak jakby ten gówniarz nie potrafił niczego załatwić na szybko. Wlazł po jakiś dwudziestu minutach z uśmiechem, który chętnie bym mu z tej twarzy zdjęła.
– Nie patrz się tak pomagałem w ubieraniu tych małych – wytłumaczył się na wstępie.
– Dobra wybaczam. Za ile idziecie? – zapytałam i chciałam żeby wyszli jak najszybciej, a jednocześnie, by zwlekali z tym jak najdłużej.
– Ogarnie do końca małe i idziemy. Będziesz miała tak jakąś godzinę.
– Okay, idź już.
– Cokolwiek ty tam chcesz zrobić to powodzenia – rzucił i wylazł. nie był w sumie takim najgorszym bratem. Nawet pomocnym.
Słyszałam jak drzwi się zamykają. Karol krzątał się po kuchni pewnie sprzątając resztki po karmieniu Emilki i Wiśki. Fajne były takie wesołe, problemów jeszcze nie miały. Podniosłam się z łóżka rzucając na nie to cholerstwo, to moje utrapienie i podreptałam w stronę dochodzącego mnie hałasu. Stanęłam niepewnie w drzwiach i popatrzyłam na Karola.
– Musimy pogadać – oznajmiłam, a on wybuchnął śmiechem – I co się cieszysz? – zapytałam poirytowana i usiadłam na jednym z krzeseł, a on zajął miejsce naprzeciwko mnie.
– Mówisz jak Agata, gdy ja coś przeskrobie – wytłumaczył i wziął do ręki jedyną szklankę, która pozostała na stole – O co chodzi? – zapytał i upił łyk zapewne już zimnej kawy.
– Bo tym razem to ja coś przeskrobałam i... ty poczekaj no chwile – rzuciłam i poszłam po tą elektronikę co zalegała na moim łóżku, wróciłam do kuchni i postawiłam przed nim.
– Co już zepsułaś? – zapytał zanim zdążyłam usiąść i na powrót zacząć mówić.
– Nie, nie chce tego.
– Czemu? Przecież zasłużyłaś to nagroda – powiedział dość zdziwiony – Kasą się nie przejmuj było nas na to stać – dodał, bo zapewne przypomniał sobie tą naszą rozmowę o stypendium do oddania.
– To swoją drogą, ale ja na to nie zasłużyłam i nie chce, weź to z moich oczu, bo mnie wkurza – poprosiłam, wręcz zażądałam i przysunęłam w jego stronę, a on pochwycił w rękę i postawił gdzieś koło swoich nóg.
– Już nie musisz tego oglądać, a teraz mi powiedz o co robisz taką aferę, młoda? – zapytał i splótł ze sobą palce i takie coś co wyglądało jak jedna duża pięść położył na stole.
– Bo te oceny...
– Są dobre – wszedł mi w słowo.
– Zamknij ty się póki mówię i nie rezygnuje – wręcz warknęłam.
– No dobra przepraszam – rzucił rozbawiony i słuchał dalej.
– Bo z tymi ocenami to nie jest do końca tak jak wy myślicie, one są dobre, ale to nie moja zasługa – dukałam.
– Ale jak to?
– No nie przerywaj mi! – Oburzyłam się i dalej kontynuowałam: – Bo ja lubię kilka przedmiotów i z nich to się uczę i robię to wszystko i tak dalej, ale niektórych nie lubię i wtedy niektórzy robią to za mnie i dzisiaj ta piątka, to kolega mi dał gotowca i się wyuczyłam. Zabierz ten sprzęcik, bo ja go nie chce i nie chce już nic za moją naukę, dobra? – cisnęłam te słowa jak z armaty, a on tak siedział i tylko patrzył i nic nie mówił.
– No czyli z większej połowy przedmiotów jedziesz na ściągach tak?
– Nie ma większej połowy. Połowy są zawsze równe... ale tak na ściągach, gotowcach i nie swoich pracach – przyznałam, a on się tak jakoś zamyślił i znów zaczął słeptać kawę.
– Wnioskuje, że z matmy to ty się jednak uczysz – rzucił tak jakoś niemiło.
– No to takie podstawy każdy głupi to umie.
– Powiedz mi jedno, czy ciebie pojebało już do końca, dziewczyno – uniósł się, ale nie krzyczał.
– Weź nie warcz, bo to...
– Ja dopiero zacznę! – Teraz już krzyczał. – Co ty sobie wyobrażasz do cholery?! – Wstał od stołu i machnął ręką tak, że przewrócił kubek, który od razu postawił do pionu. – Nie wycieraj mi tego teraz – powiedział już spokojniej, ale nadal dość ostro. – Siadaj z powrotem na dupie. Czy ty mi możesz łaskawie odpowiedzieć jak długo to już trwa?
– No nie wiem, jakiś czas...
– Jakiś czas? Nie no kurwa ja zaraz z tobą nie wytrzymam! U ciebie jakiś czas to jest ile? Tydzień, miesiąc, dwa, rok? Odpowiedz! – wydarł się i uderzył otwartymi dłońmi w stół, a huk rozszedł się po kuchni.
– Nie no tak z rok, może troszkę dłużej... – przyznałam, bo nie wydawało mi się, by teraz warto było ściemniać.
– Cudownie, wiesz? – powiedział zwijając dłonie w pięści, wstał i włożył je do kieszeni.
– No, ale, bo to się tak nie da z wszystkiego na raz i dobrze – wyrzuciłam z siebie poirytowana. Zapomniał frajer, że kiedyś też był w moim wieku i pewnie święty nie był.
– Jeśli jest tak w programie to się da. Agata potrafiła, ty też potrafisz, jesteś zdolna, nie bądź kurwa leniwa.
– Bo ty to już zapomniałeś jak to jest. – Wnerwiać mnie zaczynał. W moim idealnym planie miał mnie zrozumieć, a nie odwalać takie akcje.
– A co wolisz latać na latającym dywanie wygód, do cholery? Wygodniej ściągnąć niż spędzić dzień w domu, bo lepiej latać za pojebanym Damiankiem po podwórku, tak? – zaczął się unosić, ciekawiło mnie czy w ogóle słyszy jak bardzo się drze.
– Nie, nie wolę. Ja chce się uczyć z tego co lubię, a nie co muszę – oznajmiłam w sumie szczerą prawdę.
– Pomyśl jakbyś Agatę zawiodła jakby się dowiedziała? – zapytał, a mi się aż lżej zrobiło, bo powiedział „jakbyś” i „jakby”, czyli nie miał zamiaru jej powiedzieć.
– Czyli ty jej nie powiesz? – zapytałam, by mi sam to potwierdził.
– Nie tym razem jej nie powiem. Ale jak mi odpierdolisz coś takiego jeszcze raz to mnie zapamiętasz inaczej, a i Agata się dowie o wszystkim – powiedział i rzucił przemoczoną od kawy szmatkę do zlewozmywaka. – I szlaban na miesiąc, na wychodzenie z domu.
– No, ale ja z...
– Nie ma, ale, nie wkurwiaj mnie już. Idź do siebie i udawaj dalej, że nic się nie dzieje, bo Agata na razie z mojej dobrej woli się o niczym nie dowie – cisnął już prawie przez zęby. Wyszłam z tej kuchni wściekła na siebie, że mu powiedziałam, może lepiej było Agacie, chociaż ona mu też zawsze wszystko mówiła. Lepiej, by było się w ogóle nie odzywać, a jeszcze musiałam jakoś się zwinąć na kolacje z Tomkiem. Wysłałam sms'a do Tylera, kumpla Karola, by mi udostępnił chatę i na szczęście dziś gdzieś wychodził więc bez problemu, miałam duże pole manewru. Trzeba było jeszcze tylko zbyć Damiana, by mi tam nie przeszkadzał.
***
Siedziałam w pokoju licząc na to, że Karol gdzieś wybyje, a ja spokojnie pójdę na spotkanie z Tomaszem. Szwagier jednak nie palił się za bardzo do wyjścia więc musiałam kombinować. Pod moim oknem był daszek, więc można by tak sobie na niego zeskoczyć i to bez większej krzywdy. Wcieliłam swój plan w życie, ale przed tym przebrałam dresy na dżinsy, a zwykły, szary podkoszulek na sportową bluzkę z motywem Myszki Miki, a na to wszystko kurtkę pilotkę. Z butami był jednak problem. Chciałam wciągnąć jakieś ładniejsze, ale przy tych skokach to bym się połamała tak więc zdecydowałam się na zwykłe szare trampki. Chwilę przed osiemnastą otwarłam okno i zsunęłam się po rynnie, by nie narobić aż takiego hałasu. Bart obiecał mnie kryć więc z tym większego problemu nie widziałam. Zeskoczyłam na daszek, a potem na ziemie. Widziałam jak Tomek obrócił się nerwowo i zmarszczył brwi, by dostrzec kto idzie w jego stronę.
– No hej – rzuciłam z uśmiechem na ustach.
– A to ty, hej – odpowiedział już bardziej wyluzowany. – To jak dokąd idziemy? – zapytał, gdy już musnął warkami mój policzek. Były takie ciepłe.
– Zabieram cię do chaty Tylera, kumpla mojego szwagra – powiedziałam dumnie.
– No ok. Coś jemy? Coś pichcimy? –dopytywał. Włożył na chwile ręce w kieszeń, ale kiedy na niego spojrzałam jakoś tak szybko je wyciągnął i teraz kiedy szedł one mu się tak swobodnie bujały do przodu i do tyłu.
– Myślałam, by coś zamówić i jakiś film obejrzeć. Tyl ma tam chyba całą filmotekę, jest z czego wybierać – powiedziałam z uśmiechem, bo gość w tej swojej graciarni miał na prawdę sporo kinowych produkcji.
– Dobra propozycja. To co może chińszczyzna? –zaproponował, tym razem on.
– Jasne jestem za. A film to może komedia, by nie było stypy – rzuciłam w nadzieją, że się zgodzi i nie będę go musiała jakimś podstępem nakłaniać. Przystał jednak na moją propozycję z uśmiechem.
Niedługo potem staliśmy przed obdrapanymi drzwiami, które wyglądały jak od meliny. Damian pisał jeszcze kilka razy, ale skutecznie udało mi się go spławić, by mi tu teraz się nie pałętał i gitary nie zawracał jak ja z Tomkiem jestem. Obaj byli w sumie ok. Damian był nawet bardziej męski, za to Tomek starszy i to było w nim bardzo fajne i do tego łatwił mi gotowce. Damian też był fajny, ale ten to czepialski. Miał czasami jakieś akty zazdrości co mnie niezmiernie w nim wkurwiało, bo przecież nie jestem jego własnością. Czasem trudno było się wokół niego tak zakręcić, by nie zauważył, że idę gdzieś z innym nawet jeśli był to tylko kolega. On w ogóle był ciężki, musiał wszystko wiedzieć, najlepiej jakbym mu meldowała z kim, gdzie, o której wychodzę i o której wracam, ale to był jego tok myślenia. Mój był diametralnie inny, ale to już jego problem i musiał sobie z tym poradzić i przełknąć to, by jakoś żyć dalej. Z zamyślenia wyrwała mnie ręka Tomasza, która delikatnie opadła nad moje biodro, a on sam skierował mnie w stronę drzwi, które machinalnie otwarłam, nawet nie wiedziałam kiedy. W domu było nawet czysto więc siary Tyler mi nie narobił.
– Fajnie tu nawet – stwierdził Tomek i usiadł na jednej z kanap – To ja zamówię, a ty znajdź coś w tej pokaźnej filmotece – polecił i skinął na dupną, czarną półkę, na której poukładane były płyty.
– To z kurczakiem, żółte na słodko poproszę – złożyłam zamówienie niczym, w restauracji, a on zadzwonił i poprosił dwa razy to samo. Ja w tym czasie przeszukiwałam płyty. Oczywiście mogłam się spodziewać, ze co któraś z nich będzie pornolem, więc nie zrobiło to na mnie zbyt dużego wrażenia. Włączyłam jakąś komedię z Sandlerem, a oni nad wyraz szybko dowieźli całe zamówienie. Zdziwiło mnie, że spamiętał adres, ale to było całkiem fajne z jego strony, że zwracał uwagę na szczegóły.
– Dziękuję jeszcze raz za tą piątkę – powiedziałam, gdy już siedzieliśmy obok siebie wpatrzeni w telewizor i zajadaliśmy żarełko z pudełka.
– To łatwe przecież było. Ale i tak się tego kiedyś naucz, bo egzaminów nie pozdajesz – stwierdził w sumie trafnie, ale nie przypadło mi to za bardzo do gustu. Postanowiłam puścić tą uwagę mimo uszu.
– Muszę przyznać, że bardzo dobry gust masz co do chińszczyzny, smaczne to, to jest – stwierdził ładując dość duży zawijas makaronu do ust.
– Wiem, ze smaczne. Na słodko jest najlepsze. Będziesz mi jeszcze pomagał, prawda?
– Będę, ale mógłbym cię też czegoś nauczyć , a nie tylko gotowce podawać – zaproponował. Samo w sobie było to chujowe, ale ja to obrócę tak, że ta nauka będzie inna. Najlepiej praktyczna, francuska.
– No pewnie – przystałam ochoczo na jego propozycje z zamiarem wcielenia planu w życie. Był świetny, tylko trzeba było go jakoś pokręcić, by mi się Damian nie połapał w tym wszystkim.
Pooglądaliśmy ten film do końca gadając o pierdołach. Miło spędziliśmy czas, a Tomek od czasu do czasu miał takie fajne odruchy ręką. To wylądowała na moich pleckach, to na ramieniu i tak słodko patrzył tymi swoimi oczkami w moje. W końcu niestety ta miła atmosfera musiała się skończyć, bo on jak i ja powinniśmy wracać. Ja to na pewno do domu, a Tomi miał coś jeszcze do zrobienia i też musiał lecieć. Odprowadził mnie pod sam blok, do pokonania miałam jeszcze tylko bramę i daszek, a potem okno. Pomachałam mu na pożegnanie i patrzyłam jak znika za rogiem. Łatwo go było rozpoznać, bo miał taką dziwną oczojebną czapkę w zielonym kolorze. Weszłam do tego zabrudzonego podwórka, słyszałam jak coś się szeleści przy śmietnikach i jarzy czyjaś fajka. Przeszłam obok śmietników i podeszłam do niewielkiej szopki, która stała idealnie pod moim oknem, wystarczyło się na to wspiąć. Położyłam ręce na krawędziach i podciągnęłam się lekko, a nogami zaparłam o ścianę, gdy poczułam jak ktoś mnie łapie za bluzę i ściąga na dół.
– Dokąd, młoda? – odezwał się ten gość z fajką i kapturem na głowie, i już wiedziałam, że to Karol.
– Do domu – odpowiedziałam z pełnym przekonaniem.
– A to normalnie już wchodzić nie można? Tak jak cywilizowani ludzie przez klatkę, co? – zapytał tak chamsko i chyba liczył na to, że zacznę się tłumaczyć.
– Tak mi tędy jakoś wygodniej, wiesz tak od razu do pokoju nie martwiąc was czy coś... – powiedziałam i postarałam się na niewinne oczka i słodki uśmiech.
– Odklej sobie ten uśmieszek z twarzy, bo nie na miejscu jest – stwierdził i wyrzuci peta gdzieś za siebie. A mi na jego zawołanie jakoś tak mina zrzedła.
– Ty znów palisz? Przecież to nie zdrowe jest – strzeliłam kąśliwą uwagą licząc na to, że odbiegnie od tematu, zagada się o jakiejś pierdole i zapomni co tak właściwie zaszło.
– Nie zdrowe to jest wymykanie mi się z domu. Zabroniłem chyba, prawda?
– Dotlenić się musiałam i wiesz, potrzebuje wolności – teraz to już pierdoliłam trzy po trzy byle coś powiedzieć.
– Wolności powiadasz? Coś ci nie wyszło, bo sobie ją odebrałaś na jakiś czas całkowicie – oznajmił i pociągnął mnie lekko za bluzę tak żebym szła przed nim.
– Ej! Ej, co to jest holocaust żebyś ty mnie więził i wszystko zabierał? – oburzyłam się, bo był tylko moim szwagrem, a się zaczął panoszyć... choć w sumie prawnie był moim opiekunem... ale nie powinien mnie wkurwiać.
– Nie tak źle nie będzie, jedzenie dostaniesz nawet w normalnych racjach – rzucił, ale teraz to już uczepił się tej mojej bluzy jak rzep psiego ogona. Nawet był łaskaw otworzyć przede mną drzwi od klatki.
– No weź ty mnie puść, sama idę! – wrzasnęłam, bo to było upokarzające, nie miałam przecież pięciu lat.
– Rękę czymś muszę zająć, bo jak cię w łeb trzepnę to się od ściany odbijesz – wygadał te swoje racje i dalej mnie ciągnął, a raczej popychał, bo uparł się, że mam iść przed nim.
– Ej kwiatki trzeba podlać – rzuciłam, gdy mijaliśmy półpiętro, na którym był parapet, a na nim jakieś roślinki co Agata wyłożyła, bo tak smutno tam było.
– Podlejesz, będziesz miała na takie robótki teraz dużo czasu. Widzisz wszystkim to na dobre wyjdzie – powiedział z uśmieszkiem, takim chamskim uśmieszkiem.
Weszliśmy do mieszkania. Dziewczynki spały, na pewno spały było już przecież po 21, Bart pewnie siedział w pokoju. Karol kazał mi czekać i polazł najpierw do sypialni, potem do kuchni, a następnie do łazienki i zamienił kilka zdać z Agatą. Gadał z nią jakby nigdy nic swoim przyjaznym głosikiem.
– Do pokoju – rzucił kiedy na powrót znalazł się obok mnie. Leniwie poczłapałam w stronę drzwi i nacisnęłam na klamkę po czym weszłam i tak mi się stanęło, bo nie wiedziałam co uczynić, czy usiąść, czy jednak postać.
– Wyjdź no mi stąd młody, na moment – rzucił do Bartka, który za bardzo nie protestował i polazł do kuchni. Słyszałam jak otwiera lodówkę.
– Siadaj – zabrzmiał tym swoim nieprzyjemnym tonem.
– Ale dlaczemu? – zapytałam czyniąc te swoje oczy kociaka z bajki o zielonym ogrze.
– Nie chcesz siadać to stój, ale na środeczku. Teraz to się będziesz tłumaczyć, młoda – stwierdził i przymknął drzwi, czyli jednak nadal nie chciał, by Agata coś słyszała.
– To ja sobie jednak klapnę, o na tym tam stołeczku – stołeczku kurwa to fotel był, ale to już teraz nie było ważne – I już się tłumaczyłam. Mój mózg wymagał dotleniania – dokończyłam, gdy już usiadłam.
– Okno mogłaś otworzyć.
– Nie, bo zimno i Bartek, by się jeszcze zaziębił – gadałam i wiedziałam, że jemu by tam najwięcej to otwarte okno przeszkadzało.
– Nie obchodzą mnie twoje wymówki. Szlaban na miesiąc to znaczy szlaban na miesiąc. Tu ja decyduję, a ty nie masz nic do gadania.
– A to może tak od teraz, bo to bez sensu dziś nie powinno się liczyć jak mi go dziś dałeś. To nie pełne dwadzieścia cztery godziny to tak nie logicznie jest i tak do dupy jakoś, nie sądzisz? – sformułowałam to zdanie i modliłam się, by zrozumiał, ale przecież nie był głupi.
– Do dupy powiadasz? – zapytał z jakimś takim podejrzliwym wzrokiem.
– No... do kitu.
– Do dupy to jest takie jedno narzędzie, wiesz? – zapytał po raz kolejny unosząc brwi. – I za moment cię nim potraktuje jak nie zmienisz podejścia – rzucał jak zwykle swoimi głupimi aluzjami. Czasem miewał podejście jak ci w średniowieczu.
– Żel do intymnej, tak wiem. Potrafię się sama umyć, wiesz?
– Słuchaj no młoda, ja cię kryje przed twoją siostrą, pomagam ci, a ty kurwa jak się odwdzięczasz? – wycedził przez zęby tuż nad moim uchem, do którego się nachylił. Kątem oka widziałam jego rękę, bo ją oparł na ścianie za moimi plecami.
–  Bo mnie nauczyli dziękować. I miałam dziś komuś podziękować o osiemnastej, a ty mi tu z jakimś szlabanem wyskakujesz jak królik z kapelusza i się ciskasz. Taki nieskazitelny zawsze byłeś, że nie wiesz jak to bywa w życiu? Trzeba sobie radzić no nie? – zapytałam prosto w twarz, bo już miałam dość jego marudzenia.
–  Nie interesuj się jaki ja byłem, bo to ja jestem twoim prawnym opiekunem, a nie odwrotnie. Podziękować mogłaś kiedy indziej, inaczej, mogłaś mnie powiedzieć, a nie się wymykać z domu jak złodziej i wchodzić tak by nikt cię nie zauważył. Znów chcesz kłamać i oszukiwać? –  Uśmiech cisnął mi się na usta. Jakie znowu jak ja jeszcze nie przestałam, ale wolałam pozostawić to dla siebie.
– Jakie znów. Wrzuć na luz, umówiłam się na dziś, to dziś nie ładnie tak zmieniać, kolega się napalił na tą kolację, a tyś musiał te śmieci akurat wtedy wyjebywać...
–  Nie klnij, nie pyskuj, w ogóle się najlepiej zamknij i posłuchaj!
– Nie krzycz – wtrąciłam, ale on jakby to zignorował.
– Szlaban na dwa miesiące bez odwołania. Do szkoły tylko i po szkole do domku. Siedzisz w domku, bez gazetek, komputerka, telefonu – wydawał mi się zabawny choć po minie było widać, że mówi całkiem serio.
– Może jeszcze o chlebie i wodzie? Masz zapędy na SSmana – rzuciłam od niechcenia, a zaraz poczułam uścisk na ramieniu, dość mocny.
– Uprzedzam nie pyskuj tak – powiedział patrząc mi prosto w oczy, a jego twarz znajdowała się dość blisko mojej.
– Uprzedzam nie tykaj mojej cielesności osobistej – cisnęłam przez zęby patrząc mu w oczy.
– Bo co? – zapytał i zaśmiał się tak kpiąco.
– Bo tak mówię, bo to moja prywatna cielesność, a ty sobie do niej rościsz prawa – rzuciłam rozgniewana i szarpnęłam się, bo ten jego uścisk zaczął być na prawdę bolesny.
– Szlaban na dwa miesiące, bez komputera, bez telefonu, bez znaj9omuch w domku, bez telewizji i koniec tematu, a jeszcze jedno słowo i się doigrasz, bo ja też mam granice cierpliwości – wydukał i w końcu puścił mi rękę.
– To głupie i bez sensu – zaprotestowałam.
Nie odpowiedział nic, ale nagle stałam już na prostych nogach, a jego ręka znów boleśnie ściskała moje ramię. Kątem oka widziałam jakiś jego ruch, ale nie wiedziałam jaki, ale już po chwili czułam jak coś skleja się z moim pośladkami chyba cztery razy. Nie wiem dokładnie, bo działo się to zbyt szybko. momentalnie łzy stanęły mi w oczach i nie umiałam nic powiedzieć. Słyszałam jak ten przedmiot pada na biurko i czułam jak jeden z pośladków pulsuje tak mocniej, a drugi mniej. Karol stał przede mną, aż w końcu się odezwał. W sumie odezwał się prawie od razu, ale dla mnie to było wiecznością.
– I sobie zapamiętaj raz na zawsze, więcej sobie takiego zachowania nie życzę – powiedział nieco spokojniej, ale nadal głośno.
– Ja też sobie mogę czegoś nie życzyć, byś ty mnie tu naruszał i byś tu mi tu przebywał w przestrzeni osobistej. Wyjdź – udało mi się wydukać i starałam się zrobić to jak najbardziej pewnie.
– Karolina, ale ja nie chcę dla ciebie źle, wiesz o tym? – zapytał już tym swoim ciepłym i troskliwym głosem, tym karolowym, ale teraz to nie mogło działać, nie mógł wiedzieć, że działa.
– Idź mi stąd – burknęłam.
– Dość – warknął i znów pochwycił mnie za ramię. Miał mocny pewny siebie uścisk. Tym razem dojrzałam to cholerstwo, które wcześniej sklejało się z moimi pośladkami. Pieprzona paletka do ping-ponga mojego brata leżąca na wierzchu. Czułam jak to mi dotyka tak odczuwalnie tyłka po raz piąty w minimalnych odstępach czasu i wtedy mnie to jakby ocuciło i postanowiłam, że tak w końcu wypadałoby mu ukrócić tą jego samowolę. Próbowałam się wyrwać, ale udało mi się dopiero po trzech kolejnych. Znalazłam się jakoś koło biurka i za cholerę nie było, w którą stronę uciec. Jednak ta moja wolność nie trwała długo, bo Karol mnie pochwycił za lewy nadgarstek, a potem za ramie i czułam jak uderza jeszcze dwa razy jakby mocniej, albo mi się po prostu wydawało przez to, że te wcześniejsze mnie już bolały. Tak czy siak czułam się głupio  i wgapiałam się tylko w niego przez zaszklone oczy, jakoś nie potrafiąc nic z siebie wydukać.
– Albo się zaczniesz zachowywać, albo się zacznij przyzwyczajać – wycedził i pieprznął tą paletkę w kąt po czym wyszedł. Nie zamknął drzwi, zrobiłam to za niego ze słyszalnym hukiem.
Było mi głupio, upokorzył mnie wprawdzie tylko przed sobą, ale jednak. Wyłożyłam się na łóżku zcierając łzy z policzka. Wtuliłam się w poduszkę i zamknęłam oczy. Byłam jakaś taka zmęczona, zasnęłam na moment, ale była to tylko chwila, bo zachciało mi się pić. Poczłapałam do kuchni. Agata smażyła naleśniki, a Karol z Bartem jedli kolację. Bez słowa nalałam sobie soku i wypiłam prawie duszkiem, po czym dolałam jeszcze.
– Głodna jesteś? – zapytała Agata spoglądając na mnie.

– Nie tylko pić mi się chciało – odpowiedziałam wbijając wzrok w Karola.


Fragment pochodzi z e-booka pt. "Tatuażem wspomnień"
Link do opisu: Kliknij tutaj!
Link do pobrania: Kliknij tutaj!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz