Karolina (Jula):
W życiu
każdego młodego człowieka istnieje taka instytucja jak szkoła. Powinniśmy mieć
dobre stopnie, by coś w życiu osiągnąć, powinniśmy być ambitni. Na stopniach mi
zależało, ale trochę inaczej niż innym. Zależało mi wręcz podwójnie, chciałam
mieć dobre oceny i chciałam, by ktoś je za mnie zdobył. Po co się męczyć z
czymś czego się nie lubi? Uczyłam się z czterech-pięciu przedmiotów, które mnie
interesowały, reszta działała na ściągach lub pracy innych. Czasem trzeba było
się wysilić, aby ktoś zrobił za ciebie. Szantaż, umowa, prośba... Na różnych
ludzi różne sposoby działały.
–
Karolina Mikołajczyk, piątka – wyczytała starsza kobieta w okrągłych okularach
z czarnymi oprawkami. No to zajebiście – pomyślałam i od razu przypomniał mi
się ten Tomek co to zrobił każde zadanie i dał mi gotowe odpowiedzi, bo skądś
miał arkusz tego testu. Wypadałoby mu jakoś podziękować. Wyszłam z klasy, gdy
już zadzwonił dzwonek i podążyłam na podwórko. Stał tam, pewnie czekał na tą
swoją siostrę... Dominikę chyba. Przeszłam obok niego z uśmiechem.
–
Dzięki – szepnęłam mu do ucha i delikatnie musnęłam jeden z policzków mojego pomocnika. Jego ręka
delikatnie dotknęłam moich pleców, a ja zwinnie umieściłam w niej kawałek
kartki zawiniętej na cztery części. Odeszłam wcześniej puszczając do niego
oczko. Ciekawiła mnie jego mina, gdy przeczytał na tej karteluszce „Jutro 18
pod moim blokiem, będzie miło, chce podziękować. Przyjdź.” Na prawdę chciałam
to zobaczyć jednak stwierdziłam, że lepiej będzie jednak się nie odwracać, bo
jeszcze by śmiał twierdzić, że mi zależy czy coś w tym stylu, a on miał mi dalej
pomagać i miało być miło.
Weszłam
do domu uradowana kolejną dobrą oceną, z zamiarem pochwalenia się tym co się
zwali od jakiegoś czasu moimi opiekunami prawnymi.
–
Patrz, patrz szwagier jaka ze mnie zdolniacha – naściemniałam, ale obydwoje z
Agatą byli ucieszeni faktem kolejnej piąteczki.
–
Gratulacje – powiedział Karol i wyciągnął do mnie rękę, którą uścisnęłam.
– Oby
tak dalej – dopingowała siorka – Pomyśleliśmy z Karolem, że przyda ci się jakaś
nagroda, że cię to jeszcze bardziej zmotywuje, bo w końcu zasłużyłaś –
powiedziała z uśmiechem i wręczyła mi małe pudełeczko z jakimś elektronicznym
sprzętem, a mi zrobiło się głupio, że ich oszukuje, a oni mnie jeszcze
nagradzają, a przecież w domu się nie przelewało i same te stypendia były
zwieńczeniem „moich” dobrych ocen.
– Ale
jak to tak? – wydukałam po chwili.
–
Normalnie za prace jest płaca, za dobre stopnie nagrody – stwierdził ten mój
szwagier.
Wzięłam
to cholerstwo i z głupim uśmieszkiem wyszłam z kuchni i podreptałam do siebie,
usiadłam na łóżku i wpatrywałam się w to małe opakowanie z napisem MP4, któreś
z nich jeszcze pisnęło tam markerem uśmieszek, ale jakoś mnie on demotywował.
Nie wiedziałam co mam z tym zrobić. Głupio mi było się przyznać, ale też tak
brać od nich za nie swoją pracę też miło nie było.
– Co
masz? – zapytał ten chuderlak zwany moim bratem. Siedział przy kompie nawet nie
zwróciłam na niego uwagi.
–
Sprzęcik, nie, nie pożyczę i nie, nie sprzedam.
– A
szkoda – powiedział jakiś taki zrezygnowany i dalej coś tam klikał.
– Masz
zadanie, a może się namyśle co do tego
twojego zakupienia mojego sprzętu – zagmatwałam się, ale on zrozumiał o co mi
chodzi.
–
Idziesz do Agaty i ją gdzieś wyciągasz – zażądałam.
– Ale,
że gdzie? – zapytał obracając się w moją stronę na fotelu, bo był taki obrotowy
i bujany, ale to z musu się tak wyrobił i przekręcał na wszystkie strony.
– Nie
wiem gdziekolwiek, ale ma iść bez Karola, bo ja chce z nim pogadać.
– A
proszę bardzo, da się zrobić – udzielił satysfakcjonującej mnie odpowiedzi i
wyszedł.
Czekałam
jakiś czas obracając tym pudełeczkiem w rękach, zdążyło mi kilka razy z nich
wylecieć, a czas niesamowicie mi się dłużył. Tak jakby ten gówniarz nie
potrafił niczego załatwić na szybko. Wlazł po jakiś dwudziestu minutach z
uśmiechem, który chętnie bym mu z tej twarzy zdjęła.
– Nie
patrz się tak pomagałem w ubieraniu tych małych – wytłumaczył się na wstępie.
– Dobra
wybaczam. Za ile idziecie? – zapytałam i chciałam żeby wyszli jak najszybciej,
a jednocześnie, by zwlekali z tym jak najdłużej.
–
Ogarnie do końca małe i idziemy. Będziesz miała tak jakąś godzinę.
– Okay,
idź już.
–
Cokolwiek ty tam chcesz zrobić to powodzenia – rzucił i wylazł. nie był w sumie
takim najgorszym bratem. Nawet pomocnym.
Słyszałam
jak drzwi się zamykają. Karol krzątał się po kuchni pewnie sprzątając resztki
po karmieniu Emilki i Wiśki. Fajne były takie wesołe, problemów jeszcze nie
miały. Podniosłam się z łóżka rzucając na nie to cholerstwo, to moje utrapienie
i podreptałam w stronę dochodzącego mnie hałasu. Stanęłam niepewnie w drzwiach
i popatrzyłam na Karola.
–
Musimy pogadać – oznajmiłam, a on wybuchnął śmiechem – I co się cieszysz? –
zapytałam poirytowana i usiadłam na jednym z krzeseł, a on zajął miejsce
naprzeciwko mnie.
–
Mówisz jak Agata, gdy ja coś przeskrobie – wytłumaczył i wziął do ręki jedyną
szklankę, która pozostała na stole – O co chodzi? – zapytał i upił łyk zapewne
już zimnej kawy.
– Bo
tym razem to ja coś przeskrobałam i... ty poczekaj no chwile – rzuciłam i
poszłam po tą elektronikę co zalegała na moim łóżku, wróciłam do kuchni i
postawiłam przed nim.
– Co
już zepsułaś? – zapytał zanim zdążyłam usiąść i na powrót zacząć mówić.
– Nie,
nie chce tego.
–
Czemu? Przecież zasłużyłaś to nagroda – powiedział dość zdziwiony – Kasą się
nie przejmuj było nas na to stać – dodał, bo zapewne przypomniał sobie tą naszą
rozmowę o stypendium do oddania.
– To
swoją drogą, ale ja na to nie zasłużyłam i nie chce, weź to z moich oczu, bo
mnie wkurza – poprosiłam, wręcz zażądałam i przysunęłam w jego stronę, a on
pochwycił w rękę i postawił gdzieś koło swoich nóg.
– Już
nie musisz tego oglądać, a teraz mi powiedz o co robisz taką aferę, młoda? –
zapytał i splótł ze sobą palce i takie coś co wyglądało jak jedna duża pięść
położył na stole.
– Bo te
oceny...
– Są
dobre – wszedł mi w słowo.
–
Zamknij ty się póki mówię i nie rezygnuje – wręcz warknęłam.
– No
dobra przepraszam – rzucił rozbawiony i słuchał dalej.
– Bo z
tymi ocenami to nie jest do końca tak jak wy myślicie, one są dobre, ale to nie
moja zasługa – dukałam.
– Ale
jak to?
– No
nie przerywaj mi! – Oburzyłam się i dalej kontynuowałam: – Bo ja lubię kilka
przedmiotów i z nich to się uczę i robię to wszystko i tak dalej, ale
niektórych nie lubię i wtedy niektórzy robią to za mnie i dzisiaj ta piątka, to
kolega mi dał gotowca i się wyuczyłam. Zabierz ten sprzęcik, bo ja go nie chce
i nie chce już nic za moją naukę, dobra? – cisnęłam te słowa jak z armaty, a on
tak siedział i tylko patrzył i nic nie mówił.
– No
czyli z większej połowy przedmiotów jedziesz na ściągach tak?
– Nie
ma większej połowy. Połowy są zawsze równe... ale tak na ściągach, gotowcach i nie
swoich pracach – przyznałam, a on się tak jakoś zamyślił i znów zaczął słeptać
kawę.
–
Wnioskuje, że z matmy to ty się jednak uczysz – rzucił tak jakoś niemiło.
– No to
takie podstawy każdy głupi to umie.
–
Powiedz mi jedno, czy ciebie pojebało już do końca, dziewczyno – uniósł się,
ale nie krzyczał.
– Weź
nie warcz, bo to...
– Ja
dopiero zacznę! – Teraz już krzyczał. – Co ty sobie wyobrażasz do cholery?! – Wstał
od stołu i machnął ręką tak, że przewrócił kubek, który od razu postawił do
pionu. – Nie wycieraj mi tego teraz – powiedział już spokojniej, ale nadal dość
ostro. – Siadaj z powrotem na dupie. Czy ty mi możesz łaskawie odpowiedzieć jak
długo to już trwa?
– No
nie wiem, jakiś czas...
– Jakiś
czas? Nie no kurwa ja zaraz z tobą nie wytrzymam! U ciebie jakiś czas to jest
ile? Tydzień, miesiąc, dwa, rok? Odpowiedz! – wydarł się i uderzył otwartymi
dłońmi w stół, a huk rozszedł się po kuchni.
– Nie
no tak z rok, może troszkę dłużej... – przyznałam, bo nie wydawało mi się, by
teraz warto było ściemniać.
–
Cudownie, wiesz? – powiedział zwijając dłonie w pięści, wstał i włożył je do
kieszeni.
– No,
ale, bo to się tak nie da z wszystkiego na raz i dobrze – wyrzuciłam z siebie poirytowana.
Zapomniał frajer, że kiedyś też był w moim wieku i pewnie święty nie był.
– Jeśli
jest tak w programie to się da. Agata potrafiła, ty też potrafisz, jesteś
zdolna, nie bądź kurwa leniwa.
– Bo ty
to już zapomniałeś jak to jest. – Wnerwiać mnie zaczynał. W moim idealnym
planie miał mnie zrozumieć, a nie odwalać takie akcje.
– A co
wolisz latać na latającym dywanie wygód, do cholery? Wygodniej ściągnąć niż
spędzić dzień w domu, bo lepiej latać za pojebanym Damiankiem po podwórku, tak?
– zaczął się unosić, ciekawiło mnie czy w ogóle słyszy jak bardzo się drze.
– Nie,
nie wolę. Ja chce się uczyć z tego co lubię, a nie co muszę – oznajmiłam w
sumie szczerą prawdę.
–
Pomyśl jakbyś Agatę zawiodła jakby się dowiedziała? – zapytał, a mi się aż lżej
zrobiło, bo powiedział „jakbyś” i „jakby”, czyli nie miał zamiaru jej
powiedzieć.
– Czyli
ty jej nie powiesz? – zapytałam, by mi sam to potwierdził.
– Nie
tym razem jej nie powiem. Ale jak mi odpierdolisz coś takiego jeszcze raz to
mnie zapamiętasz inaczej, a i Agata się dowie o wszystkim – powiedział i rzucił
przemoczoną od kawy szmatkę do zlewozmywaka. – I szlaban na miesiąc, na
wychodzenie z domu.
– No,
ale ja z...
– Nie
ma, ale, nie wkurwiaj mnie już. Idź do siebie i udawaj dalej, że nic się nie
dzieje, bo Agata na razie z mojej dobrej woli się o niczym nie dowie – cisnął
już prawie przez zęby. Wyszłam z tej kuchni wściekła na siebie, że mu
powiedziałam, może lepiej było Agacie, chociaż ona mu też zawsze wszystko
mówiła. Lepiej, by było się w ogóle nie odzywać, a jeszcze musiałam jakoś się
zwinąć na kolacje z Tomkiem. Wysłałam sms'a do Tylera, kumpla Karola, by mi
udostępnił chatę i na szczęście dziś gdzieś wychodził więc bez problemu, miałam
duże pole manewru. Trzeba było jeszcze tylko zbyć Damiana, by mi tam nie
przeszkadzał.
***
Siedziałam
w pokoju licząc na to, że Karol gdzieś wybyje, a ja spokojnie pójdę na
spotkanie z Tomaszem. Szwagier jednak nie palił się za bardzo do wyjścia więc
musiałam kombinować. Pod moim oknem był daszek, więc można by tak sobie na
niego zeskoczyć i to bez większej krzywdy. Wcieliłam swój plan w życie, ale
przed tym przebrałam dresy na dżinsy, a zwykły, szary podkoszulek na sportową
bluzkę z motywem Myszki Miki, a na to wszystko kurtkę pilotkę. Z butami był
jednak problem. Chciałam wciągnąć jakieś ładniejsze, ale przy tych skokach to
bym się połamała tak więc zdecydowałam się na zwykłe szare trampki. Chwilę
przed osiemnastą otwarłam okno i zsunęłam się po rynnie, by nie narobić aż
takiego hałasu. Bart obiecał mnie kryć więc z tym większego problemu nie
widziałam. Zeskoczyłam na daszek, a potem na ziemie. Widziałam jak Tomek
obrócił się nerwowo i zmarszczył brwi, by dostrzec kto idzie w jego stronę.
– No
hej – rzuciłam z uśmiechem na ustach.
– A to
ty, hej – odpowiedział już bardziej wyluzowany. – To jak dokąd idziemy? –
zapytał, gdy już musnął warkami mój policzek. Były takie ciepłe.
–
Zabieram cię do chaty Tylera, kumpla mojego szwagra – powiedziałam dumnie.
– No
ok. Coś jemy? Coś pichcimy? –dopytywał. Włożył na chwile ręce w kieszeń, ale
kiedy na niego spojrzałam jakoś tak szybko je wyciągnął i teraz kiedy szedł one
mu się tak swobodnie bujały do przodu i do tyłu.
–
Myślałam, by coś zamówić i jakiś film obejrzeć. Tyl ma tam chyba całą
filmotekę, jest z czego wybierać – powiedziałam z uśmiechem, bo gość w tej
swojej graciarni miał na prawdę sporo kinowych produkcji.
– Dobra
propozycja. To co może chińszczyzna? –zaproponował, tym razem on.
– Jasne
jestem za. A film to może komedia, by nie było stypy – rzuciłam w nadzieją, że
się zgodzi i nie będę go musiała jakimś podstępem nakłaniać. Przystał jednak na
moją propozycję z uśmiechem.
Niedługo
potem staliśmy przed obdrapanymi drzwiami, które wyglądały jak od meliny.
Damian pisał jeszcze kilka razy, ale skutecznie udało mi się go spławić, by mi
tu teraz się nie pałętał i gitary nie zawracał jak ja z Tomkiem jestem. Obaj
byli w sumie ok. Damian był nawet bardziej męski, za to Tomek starszy i to było
w nim bardzo fajne i do tego łatwił mi gotowce. Damian też był fajny, ale ten
to czepialski. Miał czasami jakieś akty zazdrości co mnie niezmiernie w nim
wkurwiało, bo przecież nie jestem jego własnością. Czasem trudno było się wokół
niego tak zakręcić, by nie zauważył, że idę gdzieś z innym nawet jeśli był to
tylko kolega. On w ogóle był ciężki, musiał wszystko wiedzieć, najlepiej jakbym
mu meldowała z kim, gdzie, o której wychodzę i o której wracam, ale to był jego
tok myślenia. Mój był diametralnie inny, ale to już jego problem i musiał sobie
z tym poradzić i przełknąć to, by jakoś żyć dalej. Z zamyślenia wyrwała mnie
ręka Tomasza, która delikatnie opadła nad moje biodro, a on sam skierował mnie
w stronę drzwi, które machinalnie otwarłam, nawet nie wiedziałam kiedy. W domu
było nawet czysto więc siary Tyler mi nie narobił.
–
Fajnie tu nawet – stwierdził Tomek i usiadł na jednej z kanap – To ja zamówię,
a ty znajdź coś w tej pokaźnej filmotece – polecił i skinął na dupną, czarną
półkę, na której poukładane były płyty.
– To z
kurczakiem, żółte na słodko poproszę – złożyłam zamówienie niczym, w
restauracji, a on zadzwonił i poprosił dwa razy to samo. Ja w tym czasie
przeszukiwałam płyty. Oczywiście mogłam się spodziewać, ze co któraś z nich będzie
pornolem, więc nie zrobiło to na mnie zbyt dużego wrażenia. Włączyłam jakąś
komedię z Sandlerem, a oni nad wyraz szybko dowieźli całe zamówienie. Zdziwiło
mnie, że spamiętał adres, ale to było całkiem fajne z jego strony, że zwracał
uwagę na szczegóły.
–
Dziękuję jeszcze raz za tą piątkę – powiedziałam, gdy już siedzieliśmy obok
siebie wpatrzeni w telewizor i zajadaliśmy żarełko z pudełka.
– To
łatwe przecież było. Ale i tak się tego kiedyś naucz, bo egzaminów nie
pozdajesz – stwierdził w sumie trafnie, ale nie przypadło mi to za bardzo do
gustu. Postanowiłam puścić tą uwagę mimo uszu.
– Muszę
przyznać, że bardzo dobry gust masz co do chińszczyzny, smaczne to, to jest –
stwierdził ładując dość duży zawijas makaronu do ust.
– Wiem,
ze smaczne. Na słodko jest najlepsze. Będziesz mi jeszcze pomagał, prawda?
– Będę,
ale mógłbym cię też czegoś nauczyć , a nie tylko gotowce podawać –
zaproponował. Samo w sobie było to chujowe, ale ja to obrócę tak, że ta nauka
będzie inna. Najlepiej praktyczna, francuska.
– No
pewnie – przystałam ochoczo na jego propozycje z zamiarem wcielenia planu w
życie. Był świetny, tylko trzeba było go jakoś pokręcić, by mi się Damian nie
połapał w tym wszystkim.
Pooglądaliśmy
ten film do końca gadając o pierdołach. Miło spędziliśmy czas, a Tomek od czasu
do czasu miał takie fajne odruchy ręką. To wylądowała na moich pleckach, to na
ramieniu i tak słodko patrzył tymi swoimi oczkami w moje. W końcu niestety ta
miła atmosfera musiała się skończyć, bo on jak i ja powinniśmy wracać. Ja to na
pewno do domu, a Tomi miał coś jeszcze do zrobienia i też musiał lecieć.
Odprowadził mnie pod sam blok, do pokonania miałam jeszcze tylko bramę i daszek,
a potem okno. Pomachałam mu na pożegnanie i patrzyłam jak znika za rogiem.
Łatwo go było rozpoznać, bo miał taką dziwną oczojebną czapkę w zielonym
kolorze. Weszłam do tego zabrudzonego podwórka, słyszałam jak coś się szeleści
przy śmietnikach i jarzy czyjaś fajka. Przeszłam obok śmietników i podeszłam do
niewielkiej szopki, która stała idealnie pod moim oknem, wystarczyło się na to wspiąć.
Położyłam ręce na krawędziach i podciągnęłam się lekko, a nogami zaparłam o
ścianę, gdy poczułam jak ktoś mnie łapie za bluzę i ściąga na dół.
–
Dokąd, młoda? – odezwał się ten gość z fajką i kapturem na głowie, i już wiedziałam,
że to Karol.
– Do
domu – odpowiedziałam z pełnym przekonaniem.
– A to
normalnie już wchodzić nie można? Tak jak cywilizowani ludzie przez klatkę, co?
– zapytał tak chamsko i chyba liczył na to, że zacznę się tłumaczyć.
– Tak
mi tędy jakoś wygodniej, wiesz tak od razu do pokoju nie martwiąc was czy
coś... – powiedziałam i postarałam się na niewinne oczka i słodki uśmiech.
–
Odklej sobie ten uśmieszek z twarzy, bo nie na miejscu jest – stwierdził i
wyrzuci peta gdzieś za siebie. A mi na jego zawołanie jakoś tak mina zrzedła.
– Ty
znów palisz? Przecież to nie zdrowe jest – strzeliłam kąśliwą uwagą licząc na
to, że odbiegnie od tematu, zagada się o jakiejś pierdole i zapomni co tak
właściwie zaszło.
– Nie
zdrowe to jest wymykanie mi się z domu. Zabroniłem chyba, prawda?
– Dotlenić
się musiałam i wiesz, potrzebuje wolności – teraz to już pierdoliłam trzy po
trzy byle coś powiedzieć.
–
Wolności powiadasz? Coś ci nie wyszło, bo sobie ją odebrałaś na jakiś czas
całkowicie – oznajmił i pociągnął mnie lekko za bluzę tak żebym szła przed nim.
– Ej!
Ej, co to jest holocaust żebyś ty mnie więził i wszystko zabierał? – oburzyłam
się, bo był tylko moim szwagrem, a się zaczął panoszyć... choć w sumie prawnie
był moim opiekunem... ale nie powinien mnie wkurwiać.
– Nie
tak źle nie będzie, jedzenie dostaniesz nawet w normalnych racjach – rzucił,
ale teraz to już uczepił się tej mojej bluzy jak rzep psiego ogona. Nawet był
łaskaw otworzyć przede mną drzwi od klatki.
– No
weź ty mnie puść, sama idę! – wrzasnęłam, bo to było upokarzające, nie miałam
przecież pięciu lat.
– Rękę
czymś muszę zająć, bo jak cię w łeb trzepnę to się od ściany odbijesz – wygadał
te swoje racje i dalej mnie ciągnął, a raczej popychał, bo uparł się, że mam
iść przed nim.
– Ej
kwiatki trzeba podlać – rzuciłam, gdy mijaliśmy półpiętro, na którym był
parapet, a na nim jakieś roślinki co Agata wyłożyła, bo tak smutno tam było.
–
Podlejesz, będziesz miała na takie robótki teraz dużo czasu. Widzisz wszystkim
to na dobre wyjdzie – powiedział z uśmieszkiem, takim chamskim uśmieszkiem.
Weszliśmy
do mieszkania. Dziewczynki spały, na pewno spały było już przecież po 21, Bart
pewnie siedział w pokoju. Karol kazał mi czekać i polazł najpierw do sypialni,
potem do kuchni, a następnie do łazienki i zamienił kilka zdać z Agatą. Gadał z
nią jakby nigdy nic swoim przyjaznym głosikiem.
– Do
pokoju – rzucił kiedy na powrót znalazł się obok mnie. Leniwie poczłapałam w
stronę drzwi i nacisnęłam na klamkę po czym weszłam i tak mi się stanęło, bo
nie wiedziałam co uczynić, czy usiąść, czy jednak postać.
– Wyjdź
no mi stąd młody, na moment – rzucił do Bartka, który za bardzo nie protestował
i polazł do kuchni. Słyszałam jak otwiera lodówkę.
–
Siadaj – zabrzmiał tym swoim nieprzyjemnym tonem.
– Ale
dlaczemu? – zapytałam czyniąc te swoje oczy kociaka z bajki o zielonym ogrze.
– Nie
chcesz siadać to stój, ale na środeczku. Teraz to się będziesz tłumaczyć, młoda
– stwierdził i przymknął drzwi, czyli jednak nadal nie chciał, by Agata coś
słyszała.
– To ja
sobie jednak klapnę, o na tym tam stołeczku – stołeczku kurwa to fotel był, ale
to już teraz nie było ważne – I już się tłumaczyłam. Mój mózg wymagał
dotleniania – dokończyłam, gdy już usiadłam.
– Okno
mogłaś otworzyć.
– Nie,
bo zimno i Bartek, by się jeszcze zaziębił – gadałam i wiedziałam, że jemu by
tam najwięcej to otwarte okno przeszkadzało.
– Nie
obchodzą mnie twoje wymówki. Szlaban na miesiąc to znaczy szlaban na miesiąc.
Tu ja decyduję, a ty nie masz nic do gadania.
– A to
może tak od teraz, bo to bez sensu dziś nie powinno się liczyć jak mi go dziś
dałeś. To nie pełne dwadzieścia cztery godziny to tak nie logicznie jest i tak
do dupy jakoś, nie sądzisz? – sformułowałam to zdanie i modliłam się, by
zrozumiał, ale przecież nie był głupi.
– Do
dupy powiadasz? – zapytał z jakimś takim podejrzliwym wzrokiem.
– No...
do kitu.
– Do
dupy to jest takie jedno narzędzie, wiesz? – zapytał po raz kolejny unosząc
brwi. – I za moment cię nim potraktuje jak nie zmienisz podejścia – rzucał jak
zwykle swoimi głupimi aluzjami. Czasem miewał podejście jak ci w średniowieczu.
– Żel
do intymnej, tak wiem. Potrafię się sama umyć, wiesz?
–
Słuchaj no młoda, ja cię kryje przed twoją siostrą, pomagam ci, a ty kurwa jak
się odwdzięczasz? – wycedził przez zęby tuż nad moim uchem, do którego się
nachylił. Kątem oka widziałam jego rękę, bo ją oparł na ścianie za moimi
plecami.
– Bo mnie nauczyli dziękować. I miałam dziś
komuś podziękować o osiemnastej, a ty mi tu z jakimś szlabanem wyskakujesz jak
królik z kapelusza i się ciskasz. Taki nieskazitelny zawsze byłeś, że nie wiesz
jak to bywa w życiu? Trzeba sobie radzić no nie? – zapytałam prosto w twarz, bo
już miałam dość jego marudzenia.
– Nie interesuj się jaki ja byłem, bo to ja
jestem twoim prawnym opiekunem, a nie odwrotnie. Podziękować mogłaś kiedy
indziej, inaczej, mogłaś mnie powiedzieć, a nie się wymykać z domu jak złodziej
i wchodzić tak by nikt cię nie zauważył. Znów chcesz kłamać i oszukiwać? – Uśmiech cisnął mi się na usta. Jakie znowu
jak ja jeszcze nie przestałam, ale wolałam pozostawić to dla siebie.
– Jakie
znów. Wrzuć na luz, umówiłam się na dziś, to dziś nie ładnie tak zmieniać,
kolega się napalił na tą kolację, a tyś musiał te śmieci akurat wtedy
wyjebywać...
– Nie klnij, nie pyskuj, w ogóle się najlepiej
zamknij i posłuchaj!
– Nie
krzycz – wtrąciłam, ale on jakby to zignorował.
–
Szlaban na dwa miesiące bez odwołania. Do szkoły tylko i po szkole do domku.
Siedzisz w domku, bez gazetek, komputerka, telefonu – wydawał mi się zabawny
choć po minie było widać, że mówi całkiem serio.
– Może
jeszcze o chlebie i wodzie? Masz zapędy na SSmana – rzuciłam od niechcenia, a
zaraz poczułam uścisk na ramieniu, dość mocny.
–
Uprzedzam nie pyskuj tak – powiedział patrząc mi prosto w oczy, a jego twarz
znajdowała się dość blisko mojej.
–
Uprzedzam nie tykaj mojej cielesności osobistej – cisnęłam przez zęby patrząc
mu w oczy.
– Bo
co? – zapytał i zaśmiał się tak kpiąco.
– Bo
tak mówię, bo to moja prywatna cielesność, a ty sobie do niej rościsz prawa –
rzuciłam rozgniewana i szarpnęłam się, bo ten jego uścisk zaczął być na prawdę
bolesny.
–
Szlaban na dwa miesiące, bez komputera, bez telefonu, bez znaj9omuch w domku,
bez telewizji i koniec tematu, a jeszcze jedno słowo i się doigrasz, bo ja też
mam granice cierpliwości – wydukał i w końcu puścił mi rękę.
– To
głupie i bez sensu – zaprotestowałam.
Nie
odpowiedział nic, ale nagle stałam już na prostych nogach, a jego ręka znów
boleśnie ściskała moje ramię. Kątem oka widziałam jakiś jego ruch, ale nie wiedziałam
jaki, ale już po chwili czułam jak coś skleja się z moim pośladkami chyba cztery
razy. Nie wiem dokładnie, bo działo się to zbyt szybko. momentalnie łzy stanęły
mi w oczach i nie umiałam nic powiedzieć. Słyszałam jak ten przedmiot pada na
biurko i czułam jak jeden z pośladków pulsuje tak mocniej, a drugi mniej. Karol
stał przede mną, aż w końcu się odezwał. W sumie odezwał się prawie od razu,
ale dla mnie to było wiecznością.
– I
sobie zapamiętaj raz na zawsze, więcej sobie takiego zachowania nie życzę –
powiedział nieco spokojniej, ale nadal głośno.
– Ja
też sobie mogę czegoś nie życzyć, byś ty mnie tu naruszał i byś tu mi tu przebywał
w przestrzeni osobistej. Wyjdź – udało mi się wydukać i starałam się zrobić to
jak najbardziej pewnie.
–
Karolina, ale ja nie chcę dla ciebie źle, wiesz o tym? – zapytał już tym swoim
ciepłym i troskliwym głosem, tym karolowym, ale teraz to nie mogło działać, nie
mógł wiedzieć, że działa.
– Idź
mi stąd – burknęłam.
– Dość
– warknął i znów pochwycił mnie za ramię. Miał mocny pewny siebie uścisk. Tym
razem dojrzałam to cholerstwo, które wcześniej sklejało się z moimi pośladkami.
Pieprzona paletka do ping-ponga mojego brata leżąca na wierzchu. Czułam jak to
mi dotyka tak odczuwalnie tyłka po raz piąty w minimalnych odstępach czasu i
wtedy mnie to jakby ocuciło i postanowiłam, że tak w końcu wypadałoby mu ukrócić
tą jego samowolę. Próbowałam się wyrwać, ale udało mi się dopiero po trzech
kolejnych. Znalazłam się jakoś koło biurka i za cholerę nie było, w którą
stronę uciec. Jednak ta moja wolność nie trwała długo, bo Karol mnie pochwycił
za lewy nadgarstek, a potem za ramie i czułam jak uderza jeszcze dwa razy jakby
mocniej, albo mi się po prostu wydawało przez to, że te wcześniejsze mnie już
bolały. Tak czy siak czułam się głupio i
wgapiałam się tylko w niego przez zaszklone oczy, jakoś nie potrafiąc nic z
siebie wydukać.
– Albo
się zaczniesz zachowywać, albo się zacznij przyzwyczajać – wycedził i pieprznął
tą paletkę w kąt po czym wyszedł. Nie zamknął drzwi, zrobiłam to za niego ze
słyszalnym hukiem.
Było mi
głupio, upokorzył mnie wprawdzie tylko przed sobą, ale jednak. Wyłożyłam się na
łóżku zcierając łzy z policzka. Wtuliłam się w poduszkę i zamknęłam oczy. Byłam
jakaś taka zmęczona, zasnęłam na moment, ale była to tylko chwila, bo zachciało
mi się pić. Poczłapałam do kuchni. Agata smażyła naleśniki, a Karol z Bartem
jedli kolację. Bez słowa nalałam sobie soku i wypiłam prawie duszkiem, po czym
dolałam jeszcze.
–
Głodna jesteś? – zapytała Agata spoglądając na mnie.
– Nie
tylko pić mi się chciało – odpowiedziałam wbijając wzrok w Karola.
Fragment pochodzi z e-booka pt. "Tatuażem wspomnień"
Link do opisu: Kliknij tutaj!
Link do pobrania: Kliknij tutaj!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz