Majka (Sylwia)
Nowa przyjaciółka
Miałam kaszel już od tygodnia, Patryk non stop mi
powtarzał, bym poszła do lekarza, ale ja ich po prostu nie lubię. Śniadanie
zrobił dzisiaj Aleks, to postanowiłam się zrekompensować i zrobić obiad.
Pozostało tylko jedno pytanie, jak ja to zrobię? Zadzwoniłam najpierw do Dominiki,
ale nie odebrała. Napisała smsa. Jestem
na lekcjach zadzwoń za dwie godziny. Za dwie godziny to już mi uleci cała
fascynacja tym gotowaniem i z obiadu będzie lipa. Po wydzwonieniu połowy osób
jakie znam okazało się, że większość nie umie gotować, a reszta nie ma czasu.
Pozostała mi Amanda.
– Hej, co tam u ciebie? – zapytałam.
– Dobrze, powinnam być w szkole, ale mamy skrócone lekcje
to zrobiłam sobie wolne – odpowiedziała.
– No to super, a powiedz, nie miałabyś ochoty czasem wpaść
na obiad? – zapytałam.
– I jeszcze go pewnie miałabym sama zrobić, co? – przejrzała
mnie.
– Nie, sama nie. Ja bym ci przecież dopomogła tyle, ile
potrafię – powiedziałam przyjaznym tonem. – No, wtedy z tymi kotletami
mielonymi mi pomogłaś tak całkiem bezinteresownie – dodałam.
– Miałam dzień dobroci – odpowiedziała, śmiejąc się.
– Nic by się nie stało, gdybyś mi pomogła jeszcze raz – wycedziłam
przez zaciśnięte zęby.
– Dobrze, wpadnę za godzinę, obierz już ziemniaki i wstaw
je na gaz. Aha, tylko nie zapomnij podpalić – powiedziała.
– Bardzo śmieszne, to czekam na ciebie – powiedziałam i
rozłączyłam się.
Obieranie ziemniaków… Czemu ktoś nie wymyślił od razu
obranych? Przecież tyle rzeczy już wymyślono, a tego akurat nie. Taki wynalazek
to by ułatwił życie większości ludzi, w tym mnie również. Przyniosłam laptop
Patryka z pokoju oraz głośniki z subuferem – takie zminiaturyzowane, ale głośno
i wyraźnie grały. Rozłożyłam wszystko na stole i zabrałam się znów za to
obieranie, jednocześnie zastanawiając się, ile ziemniaków będzie potrzebnych.
Kończyłam już obieranie, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Przyciszyłam jedną ze
starszych piosenek Dżemu i pobiegłam otworzyć.
– Przyszłam z pomocą – powiedziała Amanda z uśmiechem.
Zawsze zazdrościłam jej tych dużych niebieskich oczu z rzęsami i rzęskami,
które nawet bez malowania były czarne, długie i zakręcone.
– Ja dziękować. Powieś płaszcz – odpowiedziałam. Amanda
była jedną z niewielu osób, którym było ładnie w czerwonym pomimo blond włosów.
Udałyśmy się do kuchni i zaczęłyśmy rozmawiać, jakbyśmy
były przyjaciółkami, a przecież tak naprawdę, to nigdy za sobą nie przepadałyśmy.
Tolerowałyśmy się tylko, czasem nawet udawałyśmy, że jesteśmy przyjaciółkami, a
nasze wyostrzone powiedzonka przysłanialiśmy nazwą ostry żarcik. Z czasem
stałyśmy się lubiane, gdy byłyśmy we dwie, bo nasze przekomarzania były
zabawne, a kłótnie śmieszne – tak zyskałyśmy popularność, obie. W momencie gdy
jedna starała się wyprzedzić drugą, jeszcze bardziej stałyśmy się postrzegane
jako dwie królowe, a królowa, jak wiadomo, jest tylko jedna. Teraz jakby
dorosłyśmy, już żadna nie chciała być lepsza, sławniejsza i bardziej
wyluzowana.
– Jak z Aleksem? – postanowiłam zapytać.
– Chyba się wystraszył – odpowiedziała lekko zasmucona.
– Wystraszył czego? – zapytałam.
– Mnie i tego, jak żyję – odpowiedziała prosto z mostu.
– Ale przestał się odzywać?
– Nie, ale mieliśmy się spotkać, a jemu wypadło coś w
pracy. Pisze jak zwykle smsa na dzień dobry i na dobranoc. Dziś się zdziwi, że
tu jestem na obiedzie i zobaczymy, jak się zachowa – mówiła Amanda.
– Czego się spodziewasz? – zapytałam, trąc warzywa na
surówkę.
– Niczego, ja wolę z góry nigdy niczego nie zakładać.
Jednak lubię jasne sytuacje. Zapytam go o wszystko i będzie musiał mi coś
odpowiedzieć – powiedziała Amanda, smażąc kotlety. – Nie powinnaś iść do
lekarza, masz straszny kaszel? – dodała.
– Nie no, następna.
Fragment pochodzi z e-booka pt. "Piąty element miłości"
Link do opisu: Kliknij tutaj!
Link do pobrania: Kliknij tutaj!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz