niedziela, 15 września 2013

Nowa przyjaciółka

Majka (Sylwia)
Nowa przyjaciółka
Miałam kaszel już od tygodnia, Patryk non stop mi powtarzał, bym poszła do lekarza, ale ja ich po prostu nie lubię. Śniadanie zrobił dzisiaj Aleks, to postanowiłam się zrekompensować i zrobić obiad. Pozostało tylko jedno pytanie, jak ja to zrobię? Zadzwoniłam najpierw do Dominiki, ale nie odebrała. Napisała smsa. Jestem na lekcjach zadzwoń za dwie godziny. Za dwie godziny to już mi uleci cała fascynacja tym gotowaniem i z obiadu będzie lipa. Po wydzwonieniu połowy osób jakie znam okazało się, że większość nie umie gotować, a reszta nie ma czasu. Pozostała mi Amanda.
– Hej, co tam u ciebie? – zapytałam.
– Dobrze, powinnam być w szkole, ale mamy skrócone lekcje to zrobiłam sobie wolne – odpowiedziała.

– No to super, a powiedz, nie miałabyś ochoty czasem wpaść na obiad? – zapytałam.
– I jeszcze go pewnie miałabym sama zrobić, co? – przejrzała mnie.
– Nie, sama nie. Ja bym ci przecież dopomogła tyle, ile potrafię – powiedziałam przyjaznym tonem. – No, wtedy z tymi kotletami mielonymi mi pomogłaś tak całkiem bezinteresownie – dodałam.
– Miałam dzień dobroci – odpowiedziała, śmiejąc się.
– Nic by się nie stało, gdybyś mi pomogła jeszcze raz – wycedziłam przez zaciśnięte zęby.
– Dobrze, wpadnę za godzinę, obierz już ziemniaki i wstaw je na gaz. Aha, tylko nie zapomnij podpalić – powiedziała.
– Bardzo śmieszne, to czekam na ciebie – powiedziałam i rozłączyłam się.
Obieranie ziemniaków… Czemu ktoś nie wymyślił od razu obranych? Przecież tyle rzeczy już wymyślono, a tego akurat nie. Taki wynalazek to by ułatwił życie większości ludzi, w tym mnie również. Przyniosłam laptop Patryka z pokoju oraz głośniki z subuferem – takie zminiaturyzowane, ale głośno i wyraźnie grały. Rozłożyłam wszystko na stole i zabrałam się znów za to obieranie, jednocześnie zastanawiając się, ile ziemniaków będzie potrzebnych. Kończyłam już obieranie, gdy zadzwonił dzwonek do drzwi. Przyciszyłam jedną ze starszych piosenek Dżemu i pobiegłam otworzyć.
– Przyszłam z pomocą – powiedziała Amanda z uśmiechem. Zawsze zazdrościłam jej tych dużych niebieskich oczu z rzęsami i rzęskami, które nawet bez malowania były czarne, długie i zakręcone.
– Ja dziękować. Powieś płaszcz – odpowiedziałam. Amanda była jedną z niewielu osób, którym było ładnie w czerwonym pomimo blond włosów.
Udałyśmy się do kuchni i zaczęłyśmy rozmawiać, jakbyśmy były przyjaciółkami, a przecież tak naprawdę, to nigdy za sobą nie przepadałyśmy. Tolerowałyśmy się tylko, czasem nawet udawałyśmy, że jesteśmy przyjaciółkami, a nasze wyostrzone powiedzonka przysłanialiśmy nazwą ostry żarcik. Z czasem stałyśmy się lubiane, gdy byłyśmy we dwie, bo nasze przekomarzania były zabawne, a kłótnie śmieszne – tak zyskałyśmy popularność, obie. W momencie gdy jedna starała się wyprzedzić drugą, jeszcze bardziej stałyśmy się postrzegane jako dwie królowe, a królowa, jak wiadomo, jest tylko jedna. Teraz jakby dorosłyśmy, już żadna nie chciała być lepsza, sławniejsza i bardziej wyluzowana.
– Jak z Aleksem? – postanowiłam zapytać.
– Chyba się wystraszył – odpowiedziała lekko zasmucona.
– Wystraszył czego? – zapytałam.
– Mnie i tego, jak żyję – odpowiedziała prosto z mostu.
– Ale przestał się odzywać?
– Nie, ale mieliśmy się spotkać, a jemu wypadło coś w pracy. Pisze jak zwykle smsa na dzień dobry i na dobranoc. Dziś się zdziwi, że tu jestem na obiedzie i zobaczymy, jak się zachowa – mówiła Amanda.
– Czego się spodziewasz? – zapytałam, trąc warzywa na surówkę.
– Niczego, ja wolę z góry nigdy niczego nie zakładać. Jednak lubię jasne sytuacje. Zapytam go o wszystko i będzie musiał mi coś odpowiedzieć – powiedziała Amanda, smażąc kotlety. – Nie powinnaś iść do lekarza, masz straszny kaszel? – dodała.

– Nie no, następna.

Fragment pochodzi z e-booka pt. "Piąty element miłości"
Link do opisu: Kliknij tutaj!
Link do pobrania: Kliknij tutaj!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz