niedziela, 15 września 2013

Lanie od chłopaka

Po szkole odrobiłam lekcje, spotkałam się z Karolem, po czym udałam się do Łukasza. Od wejścia przywarłam go do ściany, całowałam po szyi, oraz chłopięcej klatce piersiowej. Nie czułam się zbyt dobrze w tej roli, Łukasz był bierny, słaby, nie wiedział nawet gdzie i jak dotknąć dziewczynę by ją seks bawił. Trudno, nie pierwszy, nie ostatni taki. Zaczęłam więc to czynić mechanicznie, podniecać jego, nie myśląc o sobie. Ja będę miała tysiące, które Karol z kumplami zwiną z tego uroczego, nowobogackiego domku.
Plan jednak się sypnął. Okazało się, że Łukasz włączył alarm zaraz po moim wejściu, albo w chwili gdy lałam sobie coli. Kiedyś kurwa musiał, bo wył jak cholera.
– Co się dzieje? – zapytałam przerażona, z udawaną nieświadomością.
– Ktoś się włamał – wyjaśnił szeptem i skierował się ze mną do garderoby swoich rodziców, bo akurat znajdowaliśmy się na ich łóżku.

– Nie mogą mnie tutaj zobaczyć – wciąż krążyło mi po głowie.
Akcja jednak działa się dalej, a ja byłam w niej uczestnikiem, ale czułam się jak widz.
– Czy to wy włączyliście alarm? – zapytał jakiś facet dając nam latarką po oczach.
– Nie wiem – odpowiedziałam i starałam się jakoś ukryć zmieszanie. Byłam w samym staniku i majtkach, a to trochę krępowało.
– Moi rodzice zaraz wrócą, są u ojca brata, na drugim końcu osiedla – wyjaśnił Łukasz, ale wydawało mi się, że mówi to do mnie, a nie do ochrony.
Jak powiedział tak się stało. Rodzice się pojawili jeszcze zanim ja zdążyłam się ubrać. Pierw jednak zajęli się domem i swoim dorobkiem. Sprawdzili czy coś nie zginęło, okazało się że nie, a Karol z bandą zdążyli umknąć.
– Łukasz skąd ty znasz tą dziewczynę – zapytał ojciec mojego kolegi. Taki dziwny był, wysoki, chudy i brzydki.
– Z klasy, chodzi ze mną do szkoły – wyjaśnił Łukasz podczas gdy ja dopinałam ostatni guzik mojego sweterka.
– Do widzenia państwu – powiedziałam z nadzieją, że się jakoś wymiksuje z całej tej sytuacji. Nie udało mi się jednak.
– A dokąd to panienko? – zapytała się mnie żona tego brzydkiego, ona była ładna i młoda.
– Numerek do rodziców prosimy, nie będziesz chyba sama wracała po nocach.
– To by mogło byś niebezpieczne – poparła tego brzydala ta jego lalunia.
– Ja dam sobie radę, wezwę taksówkę – odrzekłam z przekonaniem.
– Numer! – zabrzmiał nade mną głos ojca Łukasza.
Przez chwilę się zastanawiałam co zrobić. Hubert już wrócił z delegacji, ale przecież Łukasz go nie kojarzy jako mojego ojczyma, kojarzy Aleksa. Hubert na ojca jest za młody. Miłosz… z tym nie mam kontaktu. Adam… wypapla Aleksowi. Moja matka… ona to tu tylko wstydu narobi, a po co mi to, by Łukasz to po szkole rozpowiedział. Został mi tylko ten nieszczęsny Olek, który mnie zabije tym razem.
– Matka jest za granicą, pracuje. Ojciec na kontrakcie w Londynie – wyjaśniłam.
– Pod czyją jesteś opieką?
– Ojczyma – odpowiedziałam, a potem podałam dziewięć tych zwyczajnych cyfr i modliłam się by Olek nie odebrał, może wtedy sami mnie odwiozą, albo puszczą. Usłyszałam jednak z oddali znajomy glos, to w słuchawce telefonu komórkowego tego brzydala.
– Za pięć minut pan Olek się zjawi – rzekł wyjaśniająco w stronę rodziny.
W rzeczywistości minęło znacznie więcej niż pięć minut. Siedziałam na wygodnym, kuchennym hokerze i czekałam, a tych dwoje rozmawiali. Słuchałam jak to było włamanie, które przecież sama zorganizowałam. Oczywiście ojciec Łukasza nie pominął też naszego odzienia w jakim nas zastał. Wzrok Aleksa po całej tej litanii był… groźny. Nie zawiedziony, nie smutny, po prostu groźny. Wtedy postanowiłam postawić na prawdę, ale dopiero gdy znajdziemy się w jego samochodzie.
Kiedy zastanawiałam się w co mu tą prawdę owinąć i z jakim sosem podać, poczułam jak ktoś łapie mnie za ramie i szarpie w stronę wyjścia.
– Do samochodu wsiadaj, ale już. – Widocznie się zgrywał, bo nawet drzwi przede mną nie otworzył. Ja przepisowo zapięłam pasy i czekałam na dalszy rozwój wydarzeń. Chwile jechaliśmy w milczeniu, potem się zatrzymał na poboczu. Jednak nie… jechał w głąb jakiegoś lasku.
– Bo ja… – Chciałam wyjaśnić, ale mi przerwał.
– Milcz!
Uczyniłam jak prosił, przestałam mówić. On zgasił silnik, radio przestało grać. Było ciemno, bo nawet nie zapalił tej żaróweczki. Słyszałam jak coś trzepocze, wydaje taki dźwięk, jakby łańcuch o łańcuch się obijał.
– Wysiądź – usłyszałam. Czyli co? Zostawi mnie tutaj?
Nie miałam nic do stracenia, wysiadłam. Nie zamknęłam za sobą drzwi, niech się wielmożny pan natrudzi i sam to uczyni, gdy nadejdzie taka potrzeba. Niewygodnie mi się szło, miałam za wysokie buty, a tu było nierówno. W końcu jednak znalazłam się przy nim, przed maska Skody Fabii.
– Koniec żartów. Nawet mnie po tym nie zostawisz. – Mówił przez zaciśnięte zęby, jakby starał powtrzymać krzyk.
Straciłam poczucie czasu, straciłam nawet poczucie istnienia. Czułam się jakby jakaś pętla była na moim gardle, nie mogłam wydusić z siebie ani słowa. Chciałam zrobić krok do tyłu, ale nogi były niczym z ołowiu. W rzeczywistości nic mnie jednak nie krępowało. Poczułam dotyk Olka dłoni na ramieniu, nie był silny, ale nie był też delikatny. Moje piersi dotknęły chłodnej maski samochodu, co przez niezapięty płaszczyk i cienką bluzeczkę dało się dokładnie wyczuć. Nie wiedziałam co się dzieje. Najpierw nastąpił trzask, a potem ból. Piekło, albo szczypało w zależności od czasu jaki minął po uderzeniu. Nie oswoiłam się dobrze z pierwszym takim razem, nie zdążyłam nawet zareagować w żaden sposób, a już padł kolejny i następny, następny, kolejny, jakby coraz szybciej.
– Ała! – Zdobyłam się w końcu na krzyk.
– Mnie też boli, tyle, że twoje zachowanie – oznajmił mi głos mojego chłopaka, który teraz był taki inny, wyobcowany, nieznany. – Wsiadaj do samochodu i ani piśnij – rozkazał, po czym sam usadowił się na miejscu kierowcy. Pasek rzucił na tylne siedzenie.

Dopiero teraz wyraźnie czułam łzy na moich policzkach i drapanie w gardle. Musiałam krzyknąć aż tak głośno, że mi się zdarło. Może to Olka przestraszyło, może dlatego odpuścił. Tak czy inaczej takiego zachowania mu nigdy nie zamierzałam wybaczyć. Z rozmową, pretensjami i innymi tego typu musiałam jednak poczekać aż znajdziemy się wśród ludzi, albo na jakieś wolnej przestrzeni, bliżej jakichkolwiek sklepów. Tak w razie ostrożności, kierując się zasadami bezpieczeństwa.

Fragment pochodzi z e-booka pt. "sex, Sex i jeszcze więcej SEXU!"
Link do opisu: Kliknij tutaj!
Link do pobrania: Kliknij tutaj!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz