sobota, 14 września 2013

MAG - Maszeruj albo giń

Angelika (Jula):
Tatuaż – rysunek, wzór, litera, portret... różnie. Jednym się podoba innym nie. Dla jednych ozdoba do ciała, a dla drugich coś mające sens, przesłanie, skrywająca w sobie wspomnienia, zasady. Ludzie robiący sobie tatuaże mają różne intencje. Jednak dla mnie bardziej zasłużyli się ci, którzy nie machnęli sobie byle gówna od tak, bo każdy ma, a ci, dla których to coś znaczy. Szanowałam mężczyzn, którzy tatuowali sobie imiona dzieci. Najczęściej byli to mężczyźni choć i kobiety się zdarzały.
Siedziałam u Huberta na kolejnych korepetycjach i rozwiązywałam jakieś równanie, w sumie zadania o tej treści robiłam już machinalnie więc pogrążyłam się w rozmyślaniach, z których wyrwał mnie dźwięk szkła uderzającego o blat.
– Kurwa – mruknął Hubert i podniósł jakieś papierzyska, z których ściekał sok pomidorowy, zawsze mnie zastanawiało jak on może pić to paskudztwo. Jednak napój rozlał się nie tylko na te kartki, a i na jego fioletową koszulę, która w sumie delikatnie przechodziła w różowy, taki męski, ale jednak róż. To też było okropne, błagałam tego tam na górze, by już mu ta plama nigdy nie zeszła. Odłożył tą swoją biurokrację na kaloryfer i złapał za guziki koszuli. Rozpinał je dość szybko, ale w połowie przerwał i zwrócił wzrok na mnie – Co tak patrzysz, pisz – polecił i zdjął koszulę, którą ułożył obok na kaloryferze. Zobaczyłam na jego ramieniu tatuaż „MAG”.  Nie znałam tego skrótu, ale nie zdążyłam się nawet głębiej zastanowić co może oznaczać, gdy Hubert położył ręce na biurku. Choć nie, on ich nie położył, tak po prostu nimi pieprznął i już potem nie oderwał. Nachylił się w moją stronę. – Ty nie rozumiesz jak się do ciebie mówi? Pisz, powiedziałem – warknął, a ja na chwilę udałam, że cokolwiek robię.
– Co to znaczy? – zapytałam kiedy już się uspokoił i usiadł.
– Co? – Zaglądał mi w zeszyt.
– Nie mówię o zadaniu, a o tym co masz na ręku. O tym tatuażu.
– Przyszłaś na korepetycje, a nie na wywiad z panem Witanowem więc rób co do ciebie należy i mnie nie denerwuj.
– Jak następnym razem wstaniesz lewą nogą to daj znać, nie przyjdę jak masz się tak zachowywać – burknęłam, bo zaczął mnie wnerwiać, nie miał humoru to nawet odpowiedzieć nie raczył.
– Rób zadanie.
– Dopóki mi nie powiesz nie będę robić, to skrót od magistra? – zapytałam, bo było to pierwsze co mi przyszło na myśl, ale on się tylko roześmiał.
– Nie, aż taki zawierzony nauce nie jestem.
– A więc co to znaczy? No Hubert, to mi nie da spokoju.
– Jak ci pomogę, to ci da w mgnieniu oka – zagroził i zaczął ścierać resztki soku jakimiś chusteczkami, które wytrzasnął nie wiadomo skąd.
– Wiem! – wykrzyknęłam po chwili.
– Jezu, dziewczyno nie strasz mnie tak. Stoję niecały metr od ciebie, a ty mi tu wrzaskolisz.
– Sorry, ale już wiem. To coś związane z żoną, Mag od Magdalena tak?
– Powiedzmy. Magdalena, Amanda, Gabriela – wyrecytował, ale jakoś dziwnie mnie to nie przekonywało.
– Kłamiesz – stwierdziłam krzyżując ręce i opierając nogi o biurko.
– Buty ze stołu – warknął. – Skąd wiesz, że kłamię? Ja mam ten tatuaż, ja chciałem go sobie zrobić, chyba lepiej wiem, nieprawdaż?
– Ale widzę, że kłamiesz. Ty jej nawet nie kochasz – przypomniałam mu ten oczywisty fakt i postawiłam nogi na powrót na ziemię.
– Może wtedy kochałem?
– Nie sądzę. Co to tak na prawdę znaczy? – postanowiłam dociekać aż mi w końcu powie.
– A co cię to tak bardzo interesuje – dopytywał poirytowany co można było odczytać po minie i tonie głosu jakim do mnie mówił.
– Jestem po prostu ciekawa.
– Kolejny powód, abym ci nie powiedział – to mówił już z tym swoim uśmieszkiem, który sugerował, że ma zamiar się droczyć.
– Kolejny powód, abym gadała, aż do usrania, w końcu ci się znudzi i mi powiesz.
Nie odpowiedział, pisał coś dalej. Ja też się nie odzywałam wymyślając co to mogło, by znaczyć. Przez chwilę stukałam palcami w blat, ale jego wzrok kazał mi przestać. Zdążyłam napisać trzy sms'y, skończyć zadanie i rozwalić długopis, aż w końcu się odezwał.
– Maszeruj, albo giń.
– Co? – zapytałam, bo nie usłyszałam całości, próba złożenia długopisu mnie zbytnio pochłonęła.
– Maszeruj, albo giń – powtórzył spokojnie.
– Aha, kiedy go zrobiłeś?
– Angela, skończ.
– Kiedy?
– Skończ! – uniósł się, ale nie krzyknął. Wzbudził tym jeszcze bardziej moją ciekawość.
– Za czasów policji?
– Nie.
– To kiedy? Czy to takie straszne, że miałbyś mi nie powiedzieć?
– Za czasów legii i, ani jednego pytania więcej – dodał tak pewnym tonem, że aż prowokował by dalej to robić.
– Ale... – nie dane mi było dokończyć.
– Żadnego, ale – warknął czemu towarzyszył trzask jego dłoni sklejającej się z blatem co mnie uciszyło. Zajęłam się kolejnym zadaniem, a on jakimiś papierzyskami co to nie wiadomo czemu służyły i pewnie wiązały się z matematyką więc nigdy nie myślałam, aby się nimi zainteresować. Ciekawiło mnie czy ma jeszcze jakieś inne tatuaże. Sklejałam w głowie wersje jak go o to zapytać, by znów nie rozgniewać.
– Hubert – zaczęłam delikatnie, wręcz pytająco.
– Słucham?
– Ale nie będziesz się denerwował.
– To zależy – odpowiedział po czym odłożył długopis i splótł palce, podniósł wzrok.
– O tatuaż, ale nie ten co masz na ramieniu.
– A to ja mam jakieś jeszcze inne? – zapytał z takim jakimś zdziwieniem.
– No o to chciałam zapytać – zwiesił głowę i westchnął jednak już po chwili patrzył mi w oczy.
– Tak mam. Na żebrach. Marcel i Szymon.
– Ale super! – wykrzyknęłam entuzjastycznie, a on znów zrobił zdziwioną minę.
– Co w tym takiego super?
– To, że zawsze podobało mi się jak sobie robiono tatuaże z imionami dzieci.
– Dlaczego? – teraz wydał mi się wyraźnie zaciekawiony, oparł brodę o splecione ze sobą dłonie i wyczekiwał.
– Bo tacy ludzie zasłużyli na szacunek. Upamiętnili to, że zostali ojcem czy matką w ten sposób i to zostanie już na zawsze. Jakby mój ojciec tak zrobił to bym była z niego dumna, że mu na mnie tak zależy – wyznałam zgodnie z prawdą.
– Nigdy nie sądziłem, że zasłużyłem na szacunek z racji tego, że mam Marcela i Szymona.
– Czemu?
– Żadnego z nich nie planowałem – przyznał i jakoś tak posmutniał.
Nie był złym ojcem, opiekował się nimi, dbał. Z Szymonem nawet sporo czasu spędzał, a przecież byli niechciani, jednak ich kochał. Zastanawiało mnie czy tak samo było ze mną. Czy moje istnienie to wypadek, a może matka ojca chciała w ten sposób usidlić, a on się nie dał. A może, może on nie wie? Odgoniłam od siebie tę myśl. Jak można nie wiedzieć, że ma się dziecko to niedorzeczne i niemożliwe. Matka nie była na tyle głupia żeby nie sępić od niego kasy, przecież to materialistka co myśli, że za kasę można wszystko, nawet kupić moją miłość do niej. Było mi jej żal, że nawet nie wie w jak dużym błędzie się znajduje.
– Ale kocham ich – dodał Hubert.
– Wiem, przecież to widać – próbowałam dodać mu otuchy. Uśmiechnęłam się do niego i podałam zeszyt – Skończyłam.
Przez chwilę patrzył na zadania. Wyglądał na zaskoczonego.
– Nie wierzę.
– Ale co?
– Nie wierzę, to jest dobrze zrobione – stwierdził, a oczy miał niczym pięciozłotówki.
– No wiadomo.
– Nie, Angela, właśnie nie wiadomo. Ja się nie spodziewałem, że ty to rozwiążesz w ogóle, a żeby jeszcze dobrze to zrobić... co się stało? Ktoś cię pobił, ktoś zaszantażował? – zaczął sobie żartować, co mnie wnerwiało, ale z pewnością było lepsze niż to, że siedział taki jakiś smętny, zdenerwowany i smutny.
– Weź się odczep. Ja tak z siebie mam czasami.
– Ale dlaczego?
– Dzień dobroci dla zwierząt – rzuciłam kąśliwą uwagę.
– Dla zwierząt?
– No dobra byłych też, przecież byłeś pieskiem, no nie? – czyżby zapomniał o swoim zawodzie, a może chciał go wyprzeć z pamięci?
– A no tak, tak. W takim razie ja chcę taki wyjątkowy dzień za każdym razem jak będziesz tutaj przychodzić. I ja nie proszę ja żądam.
– Och, ależ oczywiście.
– O tak ma być za każdym razem.
– To może ja stanę jeszcze na baczność żeby nie było – zażartowałam i wstałam wrzucając zeszyt do torby – Sorki, Hubert, ale ja już muszę lecieć.
– Czy ja cię zatrzymuję? Zrobiłaś swoje to cię wypuszczę bez zbędnych gadek. Więc jak widzisz warto czasem na spokojnie popracować – stwierdził z uśmiechem, a ja zdążyłam już nacisnąć klamkę.
– Pa – rzuciłam i zatrzasnęłam za sobą drzwi, widziałam jak pomachał na co zareagowałam śmiechem. Pani z recepcji dziwnie na mnie popatrzyła, ale jakoś mi to nie przeszkadzało.

Fragment pochodzi z e-booka pt. "Tatuażem wspomnień"
Link do opisu: Kliknij tutaj!
Link do pobrania: Kliknij tutaj!

3 komentarze:

  1. historia z palca wyssana . ZAL ! za dużo oficerów i "trzeci oficer" sie naogladałaś malolato

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, masz racje, historia z palca wyssana, przecież nikt tutaj nie pisze pamiętników i nie opisuje wydarzeń które miały miejsce naprawdę :)

      Usuń
    2. Oficerów owszem oglądałam... 3 pierwsze odcinki. Mam rozumieć, ze sugerujesz się zdjęciem, tak? MAG - być może jest zaczerpnięte , szczerze? Nie do końca znam historie tego tatuażu. I nie rozumiem nazywania mnie małolatą w tym kontekście. Czy to , że mam mało lat czyni mnie gorszą?

      Usuń