Angelika (Jula):
Tatuaż –
rysunek, wzór, litera, portret... różnie. Jednym się podoba innym nie. Dla
jednych ozdoba do ciała, a dla drugich coś mające sens, przesłanie, skrywająca
w sobie wspomnienia, zasady. Ludzie robiący sobie tatuaże mają różne intencje.
Jednak dla mnie bardziej zasłużyli się ci, którzy nie machnęli sobie byle gówna
od tak, bo każdy ma, a ci, dla których to coś znaczy. Szanowałam mężczyzn,
którzy tatuowali sobie imiona dzieci. Najczęściej byli to mężczyźni choć i
kobiety się zdarzały.
Siedziałam u
Huberta na kolejnych korepetycjach i rozwiązywałam jakieś równanie, w sumie
zadania o tej treści robiłam już machinalnie więc pogrążyłam się w rozmyślaniach,
z których wyrwał mnie dźwięk szkła uderzającego o blat.
– Kurwa –
mruknął Hubert i podniósł jakieś papierzyska, z których ściekał sok pomidorowy,
zawsze mnie zastanawiało jak on może pić to paskudztwo. Jednak napój rozlał się
nie tylko na te kartki, a i na jego fioletową koszulę, która w sumie delikatnie
przechodziła w różowy, taki męski, ale jednak róż. To też było okropne,
błagałam tego tam na górze, by już mu ta plama nigdy nie zeszła. Odłożył tą
swoją biurokrację na kaloryfer i złapał za guziki koszuli. Rozpinał je dość
szybko, ale w połowie przerwał i zwrócił wzrok na mnie – Co tak patrzysz, pisz
– polecił i zdjął koszulę, którą ułożył obok na kaloryferze. Zobaczyłam na jego
ramieniu tatuaż „MAG”. Nie znałam tego
skrótu, ale nie zdążyłam się nawet głębiej zastanowić co może oznaczać, gdy
Hubert położył ręce na biurku. Choć nie, on ich nie położył, tak po prostu nimi
pieprznął i już potem nie oderwał. Nachylił się w moją stronę. – Ty nie rozumiesz
jak się do ciebie mówi? Pisz, powiedziałem – warknął, a ja na chwilę udałam, że
cokolwiek robię.
– Co to
znaczy? – zapytałam kiedy już się uspokoił i usiadł.
– Co? –
Zaglądał mi w zeszyt.
– Nie mówię
o zadaniu, a o tym co masz na ręku. O tym tatuażu.
– Przyszłaś
na korepetycje, a nie na wywiad z panem Witanowem więc rób co do ciebie należy
i mnie nie denerwuj.
– Jak
następnym razem wstaniesz lewą nogą to daj znać, nie przyjdę jak masz się tak
zachowywać – burknęłam, bo zaczął mnie wnerwiać, nie miał humoru to nawet
odpowiedzieć nie raczył.
– Rób
zadanie.
– Dopóki mi
nie powiesz nie będę robić, to skrót od magistra? – zapytałam, bo było to
pierwsze co mi przyszło na myśl, ale on się tylko roześmiał.
– Nie, aż
taki zawierzony nauce nie jestem.
– A więc co
to znaczy? No Hubert, to mi nie da spokoju.
– Jak ci
pomogę, to ci da w mgnieniu oka – zagroził i zaczął ścierać resztki soku
jakimiś chusteczkami, które wytrzasnął nie wiadomo skąd.
– Wiem! –
wykrzyknęłam po chwili.
– Jezu,
dziewczyno nie strasz mnie tak. Stoję niecały metr od ciebie, a ty mi tu
wrzaskolisz.
– Sorry, ale
już wiem. To coś związane z żoną, Mag od Magdalena tak?
– Powiedzmy.
Magdalena, Amanda, Gabriela – wyrecytował, ale jakoś dziwnie mnie to nie
przekonywało.
– Kłamiesz –
stwierdziłam krzyżując ręce i opierając nogi o biurko.
– Buty ze
stołu – warknął. – Skąd wiesz, że kłamię? Ja mam ten tatuaż, ja chciałem go
sobie zrobić, chyba lepiej wiem, nieprawdaż?
– Ale widzę,
że kłamiesz. Ty jej nawet nie kochasz – przypomniałam mu ten oczywisty fakt i
postawiłam nogi na powrót na ziemię.
– Może wtedy
kochałem?
– Nie sądzę.
Co to tak na prawdę znaczy? – postanowiłam dociekać aż mi w końcu powie.
– A co cię
to tak bardzo interesuje – dopytywał poirytowany co można było odczytać po
minie i tonie głosu jakim do mnie mówił.
– Jestem po
prostu ciekawa.
– Kolejny
powód, abym ci nie powiedział – to mówił już z tym swoim uśmieszkiem, który
sugerował, że ma zamiar się droczyć.
– Kolejny
powód, abym gadała, aż do usrania, w końcu ci się znudzi i mi powiesz.
Nie
odpowiedział, pisał coś dalej. Ja też się nie odzywałam wymyślając co to mogło,
by znaczyć. Przez chwilę stukałam palcami w blat, ale jego wzrok kazał mi
przestać. Zdążyłam napisać trzy sms'y, skończyć zadanie i rozwalić długopis, aż
w końcu się odezwał.
– Maszeruj,
albo giń.
– Co? –
zapytałam, bo nie usłyszałam całości, próba złożenia długopisu mnie zbytnio
pochłonęła.
– Maszeruj,
albo giń – powtórzył spokojnie.
– Aha, kiedy
go zrobiłeś?
– Angela,
skończ.
– Kiedy?
– Skończ! –
uniósł się, ale nie krzyknął. Wzbudził tym jeszcze bardziej moją ciekawość.
– Za czasów
policji?
– Nie.
– To kiedy?
Czy to takie straszne, że miałbyś mi nie powiedzieć?
– Za czasów
legii i, ani jednego pytania więcej – dodał tak pewnym tonem, że aż prowokował
by dalej to robić.
– Ale... –
nie dane mi było dokończyć.
– Żadnego,
ale – warknął czemu towarzyszył trzask jego dłoni sklejającej się z blatem co
mnie uciszyło. Zajęłam się kolejnym zadaniem, a on jakimiś papierzyskami co to
nie wiadomo czemu służyły i pewnie wiązały się z matematyką więc nigdy nie
myślałam, aby się nimi zainteresować. Ciekawiło mnie czy ma jeszcze jakieś inne
tatuaże. Sklejałam w głowie wersje jak go o to zapytać, by znów nie rozgniewać.
– Hubert –
zaczęłam delikatnie, wręcz pytająco.
– Słucham?
– Ale nie
będziesz się denerwował.
– To zależy
– odpowiedział po czym odłożył długopis i splótł palce, podniósł wzrok.
– O tatuaż,
ale nie ten co masz na ramieniu.
– A to ja
mam jakieś jeszcze inne? – zapytał z takim jakimś zdziwieniem.
– No o to
chciałam zapytać – zwiesił głowę i westchnął jednak już po chwili patrzył mi w
oczy.
– Tak mam.
Na żebrach. Marcel i Szymon.
– Ale super!
– wykrzyknęłam entuzjastycznie, a on znów zrobił zdziwioną minę.
– Co w tym
takiego super?
– To, że
zawsze podobało mi się jak sobie robiono tatuaże z imionami dzieci.
– Dlaczego?
– teraz wydał mi się wyraźnie zaciekawiony, oparł brodę o splecione ze sobą
dłonie i wyczekiwał.
– Bo tacy
ludzie zasłużyli na szacunek. Upamiętnili to, że zostali ojcem czy matką w ten
sposób i to zostanie już na zawsze. Jakby mój ojciec tak zrobił to bym była z
niego dumna, że mu na mnie tak zależy – wyznałam zgodnie z prawdą.
– Nigdy nie
sądziłem, że zasłużyłem na szacunek z racji tego, że mam Marcela i Szymona.
– Czemu?
– Żadnego z
nich nie planowałem – przyznał i jakoś tak posmutniał.
Nie był złym
ojcem, opiekował się nimi, dbał. Z Szymonem nawet sporo czasu spędzał, a
przecież byli niechciani, jednak ich kochał. Zastanawiało mnie czy tak samo
było ze mną. Czy moje istnienie to wypadek, a może matka ojca chciała w ten
sposób usidlić, a on się nie dał. A może, może on nie wie? Odgoniłam od siebie
tę myśl. Jak można nie wiedzieć, że ma się dziecko to niedorzeczne i
niemożliwe. Matka nie była na tyle głupia żeby nie sępić od niego kasy,
przecież to materialistka co myśli, że za kasę można wszystko, nawet kupić moją
miłość do niej. Było mi jej żal, że nawet nie wie w jak dużym błędzie się
znajduje.
– Ale kocham
ich – dodał Hubert.
– Wiem,
przecież to widać – próbowałam dodać mu otuchy. Uśmiechnęłam się do niego i
podałam zeszyt – Skończyłam.
Przez chwilę
patrzył na zadania. Wyglądał na zaskoczonego.
– Nie
wierzę.
– Ale co?
– Nie
wierzę, to jest dobrze zrobione – stwierdził, a oczy miał niczym
pięciozłotówki.
– No
wiadomo.
– Nie,
Angela, właśnie nie wiadomo. Ja się nie spodziewałem, że ty to rozwiążesz w
ogóle, a żeby jeszcze dobrze to zrobić... co się stało? Ktoś cię pobił, ktoś
zaszantażował? – zaczął sobie żartować, co mnie wnerwiało, ale z pewnością było
lepsze niż to, że siedział taki jakiś smętny, zdenerwowany i smutny.
– Weź się
odczep. Ja tak z siebie mam czasami.
– Ale
dlaczego?
– Dzień
dobroci dla zwierząt – rzuciłam kąśliwą uwagę.
– Dla
zwierząt?
– No dobra
byłych też, przecież byłeś pieskiem, no nie? – czyżby zapomniał o swoim
zawodzie, a może chciał go wyprzeć z pamięci?
– A no tak, tak.
W takim razie ja chcę taki wyjątkowy dzień za każdym razem jak będziesz tutaj
przychodzić. I ja nie proszę ja żądam.
– Och, ależ
oczywiście.
– O tak ma
być za każdym razem.
– To może ja
stanę jeszcze na baczność żeby nie było – zażartowałam i wstałam wrzucając
zeszyt do torby – Sorki, Hubert, ale ja już muszę lecieć.
– Czy ja cię
zatrzymuję? Zrobiłaś swoje to cię wypuszczę bez zbędnych gadek. Więc jak
widzisz warto czasem na spokojnie popracować – stwierdził z uśmiechem, a ja
zdążyłam już nacisnąć klamkę.
– Pa –
rzuciłam i zatrzasnęłam za sobą drzwi, widziałam jak pomachał na co
zareagowałam śmiechem. Pani z recepcji dziwnie na mnie popatrzyła, ale jakoś mi
to nie przeszkadzało.
Fragment pochodzi z e-booka pt. "Tatuażem wspomnień"
Link do opisu: Kliknij tutaj!
Link do pobrania: Kliknij tutaj!
historia z palca wyssana . ZAL ! za dużo oficerów i "trzeci oficer" sie naogladałaś malolato
OdpowiedzUsuńTak, masz racje, historia z palca wyssana, przecież nikt tutaj nie pisze pamiętników i nie opisuje wydarzeń które miały miejsce naprawdę :)
UsuńOficerów owszem oglądałam... 3 pierwsze odcinki. Mam rozumieć, ze sugerujesz się zdjęciem, tak? MAG - być może jest zaczerpnięte , szczerze? Nie do końca znam historie tego tatuażu. I nie rozumiem nazywania mnie małolatą w tym kontekście. Czy to , że mam mało lat czyni mnie gorszą?
Usuń