Witold (Simon):
Zagrałem
wabank, ale w sumie nie miałem nic do stracenia, ani nic do zyskania. Gosia
zdawała się latać za Damianem, jak wszystkie wokół. Do dziś nie wiem co kobiety
widzą w tych takich debilach, co czynią tylko popisówkę. Mój bratanek był
popisowym debilem, ale na pokaz, w rzeczywistości był kimś o większych możliwościach,
tylko jakby bez ambicji. Szczerze cieszyłem się gdy związał się z Karoliną,
wydawało się, że ta mała ma poukładane w głowie, ale kiedy zaliczył Amandę, to…
cóż, ona była z tych co tylko komplikują mężczyzną życie. Zaznałem tego niemal
na własnej skórze. Życzyłem Damianowi kogoś takiego jak Gośka, przy takiej
odnalazłby wewnętrzny spokój.
– Jasne,
tylko może najpierw dam ci coś do przebrania – zaproponowałem i w jednym z
kartonów znalazłem jakąś koszulkę z logiem „Chwdp”. Małgorzata przyjrzała się
jej, przeczytała napis, że dobry pies to martwy pies i kąciki jej ust uniosły
się ku górze.
– Możesz się
odwrócić? – zapytała.
– Wiesz, co,
mogę, ale lepiej jak wyjdę do drugiego pokoju. Wolę by mnie nie korciło, nie
chcę wyjść na dupka – odpowiedziałem u puściłem oczko w jej kierunku, gdy
znajdywałem się już w przedpokoju.
Mieszałem
farbę, bo tak pisało na opakowaniu, poza tym w malowaniu już miałem wprawę. W
sumie chyba szybciej by mi poszło bez tej dziewczyny niż z nią, ale nie
chciałem dawać komuś czegoś za darmo. Pomaganie komuś bezinteresownie jest
największą głupotą jakiej można się dopuścić. Przez to mamy w Polsce tylu
bezrobotnych, nie przez to, że nie mają pracy, a przez to, że nie chcą jej
zdobyć, bo wszystko mają na tacy. Według mnie człowiek przez jałmużnę zatraca
swoją godność. Kiedy jednak następuje transakcja wymienna, czuje się
wartościowy, a Gosi według mnie tego brakowało. Nie miała za grosz pewności
siebie.
– Masz kółko
czy krzyżyk – zapytałem po nabazgraniu na ścianie planszy do gry . Tą zabawę
akurat znają wszyscy.
– Kółko.
– No to
zaczynaj – zaproponowałem i tak się bawiliśmy, aż na ścianie zaczęło brakować
miejsca. Wszędzie były wisielce, kółka i krzyżyki, wykropkowane wyrazy, a my
śmialiśmy się w niebogłosy.
Dochodziła
późna godzina, właściwie to było już ciemno. Ja straciłem poczucie czasu, przez
to, że mama z Kasieńką były u ciotki na wsi, pojechały odpocząć, pomimo szkoły
mojej siorki. Uznaliśmy, że należy jej się oderwanie od biedy i problemów choć
na kilka dni.
– O której
ty powinnaś być w domu? – zapytałem kończąc malowanie sufitu na popielato.
Byłem dumny, że Małgośka pochwaliła wcześniej dobór kolorów. Cały pokój był w
popielu i jasnej zieleni.
– Fajnie
wyszło, tak nowocześnie, jest od razu inaczej – powiedziała oddalając się na
krok by popodziwiać swoje dzieło.
– Też mi się
podoba. Przyjdzie tylko wymienić kanapę na wypłatę na jakąś nowszą i pod kolor,
a potem to już stopniowo. Stolik jest biały, brak puf. Chociaż stolik jest w
sumie Kaśki, ale ona tutaj bywa częściej, uwielbia rysować.
– Kto to
Kasia?
– Moja
siostra. Takie małe cóś, polubisz jak poznasz.
– A poznam?
– zapytała, a ja w tym czasie schodziłem z drabiny.
– Gdy
będziesz chciała to poznasz, ale pytałem o której powinnaś być w domu. – Wtedy
dopiero Małgorzata spojrzała na zegarek i zobaczyłem zakłopotanie na jej
twarzy. Okazało się, że miała nastawiony budzik na godzinę, o której powinna
ode mnie uciekać, ale telefon jej się rozładował.
– Jestem
jakieś dwie godziny spóźniona – stwierdziła. – Autobusy już nie jeżdżą i nie
zadzwonię po taksówkę – dodała po chwili z przejęciem.
– Ja cię
odwiozę – zaproponowałem.
– Ty masz
samochód?
– Nie, ale
mam motocykl. – Skierowałem brodą na dwa kaski. Jeden był seledynowo żółty, a
drugi żółto niebieski. – Ten z niebieskim jest mniejszy, nie bój się, dostarczę
cię całą – powiedziałem pewnie i wciągnąłem na umorusaną od farby bluzkę
skórzaną kurtkę.
– Ja się
trochę…
– Nie ma się
czego przy mnie bać – wyznałem.
Podałem Gosi
jej kurtkę i wyszliśmy z mieszkania. Pokazałem jej jak ma się mnie trzymać by
nie spaść, starałem się jechać powoli, bo na drodze było cholernie zimno, do
tego pizgało, a ja nie miałem na sobie rękawiczek, bo jedyną parę oddałem jej.
Nie chciałem by zmarzły jej łapki. Znaleźliśmy się w końcu pod wskazanym
adresem, zdjąłem kask, odebrałem od niej jej. Poczułem buziaka na policzku i
usłyszałem:
– Dziękuje
za podwózkę.
– No skoro
taka jest nagroda, to mogę cię zawsze i wszędzie podwozić. Teraz jednak już
leć, bo jakiś facet stoi przed domem i chyba się niepokoi – powiedziałem i
wskazałem ruchem głowy na dom, widniało na nim „13” tak wic z pewnością należał
do jej rodziców.
Małgorzata
poprawiła torbę na ramieniu i poszła pośpiesznym krokiem w stronę starszego
mężczyzny, mógł mieć ponad pięćdziesiątkę. Od razu chciałem odjechać, ale pierw
zapinałem kask pasażera na tyłach, a potem zapinałem własny na swojej głowie.
Odwróciłem się w kierunku domu Gosi i usłyszałem huk, jaki towarzyszył sytuacji
gdy ręka tego faceta zderzyła się z jej drobnym policzkiem. Już zszedłem z
motocyklu, już zdejmowałem kask, gdy nagle poczułem czyjąś dłoń na ramieniu, a
potem obie czyjeś dłonie na klatce piersiowej.
– Nie
wtrącaj się, pogorszysz sprawę, ja to załatwię! Odjedź! – krzyknął do mnie
jakiś facet koło trzydziestki, nawet się mu dobrze nie przyjrzałem. Posłuchałem
tego faceta, bo nie chciałem jej sprawić jeszcze większych kłopotów, a z
drugiej strony miałem ochotę rozszarpać tego, który ją skrzywdził…
Po drodze
czułem chłód – nie oddała mi rękawiczek, zapewne przez zapomnienie. To dziwne,
była taka poukładana, a zapomniała pilnować godziny, zapomniała oddać mi
rękawic, na dodatek wróciła do domu w mojej dużej koszulce „Chwdp” zamiast w swoje
bluzce i bluzie, ale co tam… Przynajmniej teraz miałem powód by znów ją
zobaczyć, a chciałem ją widywać, wydawała się być normalna, delikatna,
wyjątkowa.
Fragment pochodzi z e-booka pt. "Tatuażem wspomnień"
Link do opisu: Kliknij tutaj!
Link do pobrania: Kliknij tutaj!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz