niedziela, 15 września 2013

I tak się skończyło

Angelika (Jula)
Rozdział 7
I tak to się skończyło…
Hubert zamknął drzwi, bo ten młody wyszedł dość pospiesznie. Wyjrzał za nim, ale chyba zdążył już zbiec na dół. Wrócił obok mnie i oparł się tak jak wcześniej. Był znacznie wyższy, bo parapet był na wysokości jego ud kiedy ja dotykałam go plecami.
– Jesteśmy sami, to jak z tym całusem? – zapytał i zwrócił głowę w moją stronę.
– Nie zasłużyłeś.
– On zasłużył na porządne lanie – rzucił jakby od niechcenia kiedy krzyżował ręce na klatce.
– On zasłużył żeby wyjść gdzieś z kumplem – oznajmiłam, bo wydało mi się głupie to, że Hubert mu nie pozwala.
– On nie będzie się szlajał po ulicy – powiedział jakoś tak wrogo.
– Bo?
– Od tego jest weekend. Tydzień szkolny jest od poświęcenia się szkole, nauce, i dodatkowym zajęcia edukacyjnym. Tak ustaliliśmy z żoną, zawczasu, kiedy to ustalaliśmy on ledwie chodził – prawił, a ja dosłownie nie wierzyłam w to co słyszę. Nie potrafiłam zrozumieć jego myślenia, przecież każdy zasłużył na chwilę rozrywki, a nie non stop książki i książki.

– Ale kicha, jesteś ostro pochrzaniony, ale ona bardziej – stwierdziłam, bo żona Huberta to była na prawdę nienormalna kobieta.
– Dlaczego tak uważasz?
– Bo też nie potrafi pukać.
– To jej gabinet – na tabliczce jest i moje i jej nazwisko – powiedział i lekko uniósł brwi po czym wskazał palcem na wejście do pokoju.
– To zamaluj sobie markerem, bo ci psuje wizerunek – rzuciłam swoją złotą radę, a on się uśmiechnął, w sumie to zaśmiał i musnął wargami mój policzek. Jakoś tak machinalnie przewróciłam oczami, ale on tego nie widział, się rozczulił dzisiaj...
– A na czym skończyliśmy? – zapytał po chwili ciszy – Wątpiłaś, że jestem facetem tak?
– Na Pitagorasie, ale niech ci będzie, że na tym – odpowiedziałam z delikatnym uśmiechem na ustach.
– Nie będę robił pokazu, nie chcę cię zawstydzić, ale czemu tak uważasz?
– Bo jako facet powinieneś pójść jak cię syn prosi, a tak to zimna pizda z ciebie. – Może nie było to zbyt miłe, ale tym właśnie był w moich oczach ignorując swojego syna.
– Zimna pizda...fajne określenie – powiedział i pochwycił swoją brodę między kciuk, a wskazujący i skierował ją lekko na dół tak jakby się zastanawiał. – Wyjmij ten patyczek jak ze mną rozmawiasz, z pełną buzią się nie mówi, jak kiedyś będziesz facetowi obciągać, to pamiętaj by tez nic w tym czasie nie mówić bo go ugryźniesz. – Tym razem to on rzucił złotą radą, a wręcz złotym pouczeniem.
– Nie mam pełnej buzi przeżuwam sobie, bo lubię i nie ugryznę jak już to ugryzę – poprawiłam go, bo on z polskim miał czasami nie lada problem.
– Wyjmij – powiedział nieco ostrzej.
– Nie, bo smaczny jest.  – Uśmiechnęłam się do niego tak niby czule, ale w rzeczywistości było to złośliwie.
– Dobrze, że mnie Pan Bóg taką córką nie skarał bo bym lał co dwa dni – rzucił kolejną pierdołą i przeszedł do biurka, z którego wziął do ręki telefon komórkowy.
– Ta historia mnie wewnętrznie poruszyła – rzuciłam sarkastycznie, a on odłożył komórkę i przeniósł wzrok na mnie.
– To jak z tym przedstawieniem, mam iść tak? – zapytał, a we mnie na nowo obudziła się nadzieja, że jednak uszczęśliwi Szymona i pojawi się na tych nieszczęsnych jasełkach
– Tak – powiedziałam jak najbardziej stanowczo i wbiłam w niego wzrok.
– Przecież to nic nie znaczy.
– Dla niego znaczy i to dużo.
– Skąd to możesz wiedzieć?
– Bo mi też zależało – wyznałam, bo przypomniało mi się jak zawsze czekałam czy któreś z nich się zjawi. Na dzień matki, dzień ojca... zawsze była tylko babcia. Odgoniłam od siebie wspomnienia rozanielonych dzieciaków siedzących na kolanach swoich rodzicieli po udanym lub nie udanym występie. Jedni gratulowali, inni pocieszali, a mi odpowiadała cisza, no ewentualnie babcia.
– I co rodzice przychodzili? – zapytał, a we mnie się, aż gotowało ze złości, że drąży temat, ale przecież on nie wiedział, to nie była jego wina.
– Nie, zawsze była tylko babcia.
– Czyli u niego też może być zawsze matka i przeżyje – powiedział tak rozradowany, że autentycznie miałam ochotę strzelić mu w pysk.
– Ta... – burknęła,

– Dobra, skoro ci tak zależy to pójdę, a teraz siadaj do zeszytu, przeczytaj ostatnie zagadnienia, zaraz cię przepytam, ale pierw zadzwonię do pani Beatki – wydukał jednym tchem, a mi aż uśmiech wskoczył na twarz. Zasiadłam przed zeszytem i pochwyciłam go w dłonie.

Fragment pochodzi z e-booka pt. "Piąty element miłości"
Link do opisu: Kliknij tutaj!
Link do pobrania: Kliknij tutaj!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz