Majka (Kocica)
Jakie będą te
święta
Dla mnie święta nie były może jakoś szczególnie magiczne
jednak lubiłam je. Lubiłam ubieranie choinki pachnącej lasem, wieszanie lampek,
zabawek, łańcuchów, przystrajanie domu i ogrodu. To planowałam już długo przed,
co roku dokupując kolejne ozdoby i delikatnie zmieniając ich stylizację.
Pociągało mnie również kupowanie
prezentów, nie takich na odczepnego, zawsze szukałam szczególnych i
wyjątkowych, dobranych do upodobań konkretnej osoby. Czas jaki wtedy miałam dla
siebie też był atrakcją, mogłam go poświęcić tylko dla siebie, na to co w danej
chwili sprawiało mi przyjemność. Zawsze był ktoś kto gotował i sprzątał a dla
mnie została tylko ta najprzyjemniejsza ich część, dobra zabawa. W tym roku
miało być podobnie choć nie tak samo. Święta zaplanował Patryk, mieliśmy je
spędzić gdzieś na końcu świata z jego znajomymi, nawet podobał mi się ten
pomysł ale bałam się że znów będę musiała gotować a tego zdecydowanie nie
lubiłam.
Droga minęła nam dość szybko, mój mężczyzna prowadził pewnie,
słuchaliśmy muzyki i rozmawialiśmy o tym co widzieliśmy za oknem. Wyciągnęłam
też od niego trochę informacji o koledze z którym mieliśmy spędzić te kilka
dni. Irytowało mnie że tak mało wiem ale musiałam się z tym pogodzić, kiedy on
się na coś uprze nie było szans na to aby zmienił zdanie, no na pewno nie w
samochodzie, pomyślałam i uśmiechnęłam się pod nosem.
Dojechaliśmy. Przed sobą zobaczyłam śliczny domek pod
śniegową kołderką idealnie wpasowany w otoczenie. W oknach paliło się światło
zapraszając do środka. Wysiadłam i przez chwilę przyglądałam się otoczeniu a
gdy koło mnie stanął Patryk złapałam go za rękę i pociągnęłam do drzwi. Było
zimno a ja byłam szaleńczo ciekawa wnętrza i pierwszego wrażenia licząc na to
że zdradzi mi ono to jakie będą te święta. Nie zdążyliśmy wejść gdy na
spotkanie nam wyszedł Hubert. Przystojniak, pomyślałam i przywitałam go
uśmiechem.
Panowie zabrali się za rozpakowywanie bagażnika, ja za
zbieranie moich szpargałów z wnętrza samochodu. Weszliśmy. Wnętrze domku ujęło
mnie swoim czarem już na progu. Kominek, karmelowe sofy, niska stylowa ława
odgradzająca je od kominka. Bomba! Pomyślałam i zaczęłam się rozbierać. Hubert
odebrał ode mnie płaszcz i schyliłam się aby zdjąć śliczne czarne kozaczki
jakie niedawno upolowałam. Kilka razy zgięłam i wyprostowałam palce bo choć
buty były naprawdę super to jednak średnio wygodne. Wyprostowałam się i oparłam
o Patryka.
– Zmarzłam, wiesz? – zaczepiłam go z uśmiechem.
Odpowiedział mi uśmiechem i lekko popchnął w stronę sofy.
– To siadaj i rozgrzej się przy ogniu. – spojrzał w stronę
drugiego, identycznego mebla i na chwilę zamarł – Cześć młoda – odezwał się do
młodziutkiej dziewczyny siedzącej na kanapie.
Rozbawiła mnie jej mina, nie musiałam pytać, wiedziałam że
znają się z komisariatu. Uśmiechnęłam się do niej ciepło.
– Dzień dobry – usłyszeliśmy w odpowiedzi i parsknęłam
śmiechem.
Podeszłam do niej z wyciągniętą ręką i przedstawiłam się
– Cześć, Majka jestem – posłałam jej pokrzepiający uśmiech
i dodałam – zamorduję jak i do mnie powiesz dzień dobry.
– Angela - odpowiedziała
Wydawała się zakłopotana co pogłębiło jeszcze wejście
Huberta. Przyjrzałam jej się uważnie. Była naprawdę młoda. Zaciekawiło mnie kim
ona jest i dlaczego tu jest. Byliśmy umówieni z Huberem i jego rodziną, żoną i
dziećmi.
– Widzę, że już się znacie – powiedział pogodnie mężczyzna
stawiając na ławie tacę z kubkami. Opadłam z głośnym plaśnięciem na kanapę i
zachłannie złapałam jeden z nich w dłonie.
– Pycha – powiedziałam szczęśliwa już po pierwszym łyku.
Jednocześnie ze mną odezwał się Patryk.
– Lepiej niż myślisz – spojrzał na dziewczynę z uśmiechem
– No nie, młoda? – wziął ze stołu kubek i zaczął grzać o niego dłonie.
Atmosfera w pokoju stężała, a on nie zdawał sobie z tego
sprawy, zdumiewało mnie to jak ślepy bywał na niektóre sytuacje. Już miałam się
odezwać gdy ponownie mój mężczyzna zabrał głos.
– Stary, a gdzie
masz żonę i chłopaków?
Miałam ochotę udusić go za taki nietakt, coś takiego mógł
strzelić tylko on. Szturchnęłam go w bok i posłałam rozgniewaną minę.
– Pojechała do
mamusi, a ja przez jej histerie nie zamierzam rezygnować z mile zapowiadającego
się czasu. Skąd się znacie z Angelą?
– Nie ważne – wtrąciłam się, aby ratować święta, które
miały być wesołe, przyjemne, a na pewno relaksacyjne, a niestety w tej chwili
nie zapowiadały się tak – powiedz mi lepiej co tu jest do oglądania, co
będziemy robić, no i jakie rozrywki przewidziałeś dla nas – Uśmiechnęłam się do
niego rozbrajająco licząc, że zapomni o znajomości Patryka z Angelą.
– Rozrywki – spojrzał na mnie zaskoczony – Mhy… nie
myślałem o tym – przyznał po chwili zawstydzony – Jutro rozejrzę się może uda
się zorganizować jakiś kulig, jest jedno fajne miejsce do zobaczenia więc
możemy urządzić sobie spacer. Zrobiłem zakupy i mówiąc szczerze myślałem że wy
panie zajmiecie się gotowaniem a my powspominamy.
Spojrzałam na niego przerażona, a Patryk w tym czasie
parsknął śmiechem. Zgromiłam go wzrokiem i groźnie spojrzałam na Huberta.
– Są święta, ma być przyjemnie, mamy się cieszyć i
relaksować, a stanie przy garach ma się ni jak do mojej wizji świąt – Zrobiłam
naburmuszoną minę i zapatrzyłam się w ogień.
– Mysza jak chcesz jeść to i gotować musisz, nie narzekaj,
już całkiem nieźle ci to idzie – cmoknął mnie w policzek i zwrócił się do
kumpla – Skąd wytrzasnąłeś taką chatę?
– To dom moich dziadków, przyjeżdżam tu od dziecka –
przysiadł na oparciu kanapy – Mnie gotowanie sprawia przyjemność, ja mogę
gotować – zaproponował, czym zasłużył na buziaka ode mnie i nie dużo brakowało
abym się poderwała i to zrobiła. Posłałam mu tylko uśmiech, w końcu nie
znaliśmy się prawie wcale, ot, raz piwo na mieście. Było po nim widać że
zamierza dalej drążyć temat znajomości naszych partnerów. Wyglądał jak tygrys
przyczajony na ofiarę. Dziewczyna wierciła się
niespokojnie, byłam pewna że nie podoba jej się spędzanie świąt z moim
panem władzą, postanowiłam ją przekonać do niego.
– Mogę się rozejrzeć, strasznie mi się podoba ten dom –
spytałam wstając, a gdy nasz gospodarz przyzwalająco pokiwał głową wyciągnęłam
rękę do Angeli – Chodź, razem będzie weselej.
Dziewczyna wstała bez mojej pomocy jednak poszła ze mną.
Była zła a zachęcający gest Huberta tym bardziej jej nie uszczęśliwił.
Uśmiechnęłam się na myśl o zadaniu jakie mnie czekało. Właśnie wchodziłyśmy na
piętro kiedy odezwała się do mnie.
– Długo masz zamiar łazić po tej chacie czy zaraz wracamy
na dół do tego twojego buca?
– Chcę ją zobaczyć. To takie dziwne? Salon wygląda super.
Z komisariatu go znasz, prawda? I dlatego się ciskasz? – ciągnęłam przyjaźnie
choć to co powinnam zrobić to odpowiedzieć jej w tym samym tonie. Ta mała ma
prawdziwe kolce, istny jeżozwierz, pomyślałam
– Połaź sobie, ja idę na balkon, moich rzeczy nie tykaj
dobra?
– Angela nie wygłupiaj się, po pracy on nie jest taki zły,
wiem to na pewno – powiedziałam spokojnie, widziałam że nie jest głupia i w
końcu dotrze do niej to co mówię
– Super, na prawdę miło mi, że wam się układa, ale nie
oczekuj, że mu się rzucę na szyję z uwielbienia – złośliwa wiedźma, pomyślałam.
Wyszła na balkon, na pewno po części po to aby się ode
mnie uwolnić jednak ja nie poddaję się tak łatwo, wyszłam za nią z czarującym
uśmiechem na ustach.
– Miałam tą wątpliwą przyjemność być goszczona u niego na
dywaniku, wiem jaki wtedy jest, ale to jego praca – usprawiedliwiałam Patryka –
Daj mu szansę na gruncie prywatnym. Tylko o to proszę.
– Przecież się nawet do niego nie odzywam, to już
uprzejmość z mojej strony wiesz? Chcesz? – zapytała i wyciągnęła do mnie paczkę
fajek. Sobie wzięła jednego.
– Nie, dzięki. – odpowiedziałam kręcąc głową choć
propozycja wydała mi się kusząca. Ta rozmowa nie należała do łatwych –
Zauważyłam że milczysz , ale po co? Święta są, ma być fajnie. Tobie też –
dodałam po chwili – Rozejrzę się tu i na dole. Przyjdziesz zaraz?
– Myślisz ty czasem? – spytała patrząc na mnie wrogo.
– Nawet sporo, a o czym konkretnym powinnam? –
odpowiedziałam jej ze słodkim uśmiechem.
– Jak pójdziesz na dół to chyba zobaczą, że jesteś sama no
nie? – wzięłam głęboki oddech aby się uspokoić. Drażniło mnie to dziewuszysko.
Mówiła jakby pozjadała wszystkie rozumy, a nawet nie raczyła patrzeć na mnie.
– A ty naiwnie liczysz na to że nie wyczują od ciebie
papierosów jak zejdziemy razem? – odgryzłam jej się delikatnie. Ciągle musiałam
sobie przypominać, że jestem tu po to aby załagodzić niezręczną sytuację a nie
ją pogarszać. – Mogę powiedzieć że do łazienki poszłaś. Co ty taka nerwowa
dziewczyno?
– Wywietrzę się tutaj i popryskam. – powiedziała już
spokojniej – A ty tutaj ze mną posiedzisz, ewentualnie połazisz po górze, bo
nie mam zamiaru słuchać czepialstwa tego tam wysokiego bruneta, takiego
milszego, wiesz? – już miałam zacząć się z nią licytować o to kto jest
przystojniejszy, gdy ponownie usłyszałam jej głos – Sama chciałaś żeby było
miło to tu kurwa teraz siedź.
– Idę po górze połazić – powiedziałam do jej pleców – A ty
jak skończysz to bluzkę zmień i choć twarz i ręce przemyj bo inaczej się wyda –
Już wchodziłam do środka kiedy dodałam uszczypliwym tonem – Przy okazji
popracuj nad językiem, mało wyszukany masz.
– No, błagam będziesz mi udzielać rad co mam robić? Co do
języka mówię tak byś zrozumiała – Uśmiechnęłam się. Smarkula uparła się mieć
ostatnie słowo. Zajrzałam do każdych drzwi i zachwycałam się każdym kolejnym
pomieszczeniem. Słyszałam jak małolata wraca do środka i wchodzi do pokoju, aby
się ogarnąć. Gdy mnie znalazła miała już inną koszulkę i bluzę. Uśmiechnęłam
się z satysfakcją ale wolałam nie odzywać aby nie prowokować.
– Możemy schodzić, góra też mi się podoba – powiedziałam
przyjaźnie i przysunęłam się na chwilę do niej, aby sprawdzić czy nie czuć
dymu. – Dobrze się spisałaś, nie czuć – dodałam z nutką satysfakcji schodząc ze
schodów.
– A ty co pies tropiący jesteś? Wiadomo, że nie czuć. – Była
szalenie pewna siebie, i konsekwentnie dążyła do tego by jej było na wierzchu.
Nie zamierzałam jej zawsze na to pozwalać, ja też tu byłam.
– A ty ciągle będziesz warczeć? – odpowiedziałam z
bezczelnym uśmiechem – Teraz już cicho bo na pewno będą chcieli wiedzieć o czym
rozmawiamy – dodałam licząc na to że jednak już się nie odezwie.
– Nie warczę, daj mi spokój. Domek się podoba? –
powiedziała sztucznie przesłodzonym tonem. W co ona grała, raczej nie liczyła
na to że kogoś na to nabierze?
– Nawet bardzo – odpowiedziałam jej równie sztucznie, po chwili dodając już normalnie – A jest
jakaś szansa na uśmiech?
Uśmiechnęła się wyjątkowo sztucznie odwracając do mnie
głowę, ja odpowiedziałam jej prawdziwym, szerokim uśmiechem, tym samym który
kilka lat temu godzinami ćwiczyłam przed lustrem. Wygrałam, pomyślałam siadając
Patrykowi na kolanach.
Fragment pochodzi z e-booka pt. "Wyjątkowe święta"
Link do opisu: Kliknij tutaj!
Link do pobrania: Kliknij tutaj!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz