niedziela, 15 września 2013

Jakie będą te święta

Majka (Kocica)
Jakie będą te święta
Dla mnie święta nie były może jakoś szczególnie magiczne jednak lubiłam je. Lubiłam ubieranie choinki pachnącej lasem, wieszanie lampek, zabawek, łańcuchów, przystrajanie domu i ogrodu. To planowałam już długo przed, co roku dokupując kolejne ozdoby i delikatnie zmieniając ich stylizację. Pociągało mnie również  kupowanie prezentów, nie takich na odczepnego, zawsze szukałam szczególnych i wyjątkowych, dobranych do upodobań konkretnej osoby. Czas jaki wtedy miałam dla siebie też był atrakcją, mogłam go poświęcić tylko dla siebie, na to co w danej chwili sprawiało mi przyjemność. Zawsze był ktoś kto gotował i sprzątał a dla mnie została tylko ta najprzyjemniejsza ich część, dobra zabawa. W tym roku miało być podobnie choć nie tak samo. Święta zaplanował Patryk, mieliśmy je spędzić gdzieś na końcu świata z jego znajomymi, nawet podobał mi się ten pomysł ale bałam się że znów będę musiała gotować a tego zdecydowanie nie lubiłam.
Droga minęła nam dość szybko, mój mężczyzna prowadził pewnie, słuchaliśmy muzyki i rozmawialiśmy o tym co widzieliśmy za oknem. Wyciągnęłam też od niego trochę informacji o koledze z którym mieliśmy spędzić te kilka dni. Irytowało mnie że tak mało wiem ale musiałam się z tym pogodzić, kiedy on się na coś uprze nie było szans na to aby zmienił zdanie, no na pewno nie w samochodzie, pomyślałam i uśmiechnęłam się pod nosem.
Dojechaliśmy. Przed sobą zobaczyłam śliczny domek pod śniegową kołderką idealnie wpasowany w otoczenie. W oknach paliło się światło zapraszając do środka. Wysiadłam i przez chwilę przyglądałam się otoczeniu a gdy koło mnie stanął Patryk złapałam go za rękę i pociągnęłam do drzwi. Było zimno a ja byłam szaleńczo ciekawa wnętrza i pierwszego wrażenia licząc na to że zdradzi mi ono to jakie będą te święta. Nie zdążyliśmy wejść gdy na spotkanie nam wyszedł Hubert. Przystojniak, pomyślałam i przywitałam go uśmiechem.
Panowie zabrali się za rozpakowywanie bagażnika, ja za zbieranie moich szpargałów z wnętrza samochodu. Weszliśmy. Wnętrze domku ujęło mnie swoim czarem już na progu. Kominek, karmelowe sofy, niska stylowa ława odgradzająca je od kominka. Bomba! Pomyślałam i zaczęłam się rozbierać. Hubert odebrał ode mnie płaszcz i schyliłam się aby zdjąć śliczne czarne kozaczki jakie niedawno upolowałam. Kilka razy zgięłam i wyprostowałam palce bo choć buty były naprawdę super to jednak średnio wygodne. Wyprostowałam się i oparłam o Patryka.
– Zmarzłam, wiesz? – zaczepiłam go z uśmiechem. Odpowiedział mi uśmiechem i lekko popchnął w stronę sofy.
– To siadaj i rozgrzej się przy ogniu. – spojrzał w stronę drugiego, identycznego mebla i na chwilę zamarł – Cześć młoda – odezwał się do młodziutkiej dziewczyny siedzącej na kanapie.
Rozbawiła mnie jej mina, nie musiałam pytać, wiedziałam że znają się z komisariatu. Uśmiechnęłam się do niej ciepło.
– Dzień dobry – usłyszeliśmy w odpowiedzi i parsknęłam śmiechem.
Podeszłam do niej z wyciągniętą ręką i przedstawiłam się
– Cześć, Majka jestem – posłałam jej pokrzepiający uśmiech i dodałam – zamorduję jak i do mnie powiesz dzień dobry.
– Angela - odpowiedziała
Wydawała się zakłopotana co pogłębiło jeszcze wejście Huberta. Przyjrzałam jej się uważnie. Była naprawdę młoda. Zaciekawiło mnie kim ona jest i dlaczego tu jest. Byliśmy umówieni z Huberem i jego rodziną, żoną i dziećmi.
– Widzę, że już się znacie – powiedział pogodnie mężczyzna stawiając na ławie tacę z kubkami. Opadłam z głośnym plaśnięciem na kanapę i zachłannie złapałam jeden z nich w dłonie.
– Pycha – powiedziałam szczęśliwa już po pierwszym łyku. Jednocześnie ze mną odezwał się Patryk.
– Lepiej niż myślisz – spojrzał na dziewczynę z uśmiechem – No nie, młoda? – wziął ze stołu kubek i zaczął grzać o niego dłonie.
Atmosfera w pokoju stężała, a on nie zdawał sobie z tego sprawy, zdumiewało mnie to jak ślepy bywał na niektóre sytuacje. Już miałam się odezwać gdy ponownie mój mężczyzna zabrał głos.
–  Stary, a gdzie masz żonę i chłopaków?
Miałam ochotę udusić go za taki nietakt, coś takiego mógł strzelić tylko on. Szturchnęłam go w bok i posłałam rozgniewaną minę.
–  Pojechała do mamusi, a ja przez jej histerie nie zamierzam rezygnować z mile zapowiadającego się czasu. Skąd się znacie z Angelą?
– Nie ważne – wtrąciłam się, aby ratować święta, które miały być wesołe, przyjemne, a na pewno relaksacyjne, a niestety w tej chwili nie zapowiadały się tak – powiedz mi lepiej co tu jest do oglądania, co będziemy robić, no i jakie rozrywki przewidziałeś dla nas – Uśmiechnęłam się do niego rozbrajająco licząc, że zapomni o znajomości Patryka z Angelą.
– Rozrywki – spojrzał na mnie zaskoczony – Mhy… nie myślałem o tym – przyznał po chwili zawstydzony – Jutro rozejrzę się może uda się zorganizować jakiś kulig, jest jedno fajne miejsce do zobaczenia więc możemy urządzić sobie spacer. Zrobiłem zakupy i mówiąc szczerze myślałem że wy panie zajmiecie się gotowaniem a my powspominamy.
Spojrzałam na niego przerażona, a Patryk w tym czasie parsknął śmiechem. Zgromiłam go wzrokiem i groźnie spojrzałam na Huberta.
– Są święta, ma być przyjemnie, mamy się cieszyć i relaksować, a stanie przy garach ma się ni jak do mojej wizji świąt – Zrobiłam naburmuszoną minę i zapatrzyłam się w ogień.
– Mysza jak chcesz jeść to i gotować musisz, nie narzekaj, już całkiem nieźle ci to idzie – cmoknął mnie w policzek i zwrócił się do kumpla – Skąd wytrzasnąłeś taką chatę?
– To dom moich dziadków, przyjeżdżam tu od dziecka – przysiadł na oparciu kanapy – Mnie gotowanie sprawia przyjemność, ja mogę gotować – zaproponował, czym zasłużył na buziaka ode mnie i nie dużo brakowało abym się poderwała i to zrobiła. Posłałam mu tylko uśmiech, w końcu nie znaliśmy się prawie wcale, ot, raz piwo na mieście. Było po nim widać że zamierza dalej drążyć temat znajomości naszych partnerów. Wyglądał jak tygrys przyczajony na ofiarę. Dziewczyna wierciła się  niespokojnie, byłam pewna że nie podoba jej się spędzanie świąt z moim panem władzą, postanowiłam ją przekonać do niego.
– Mogę się rozejrzeć, strasznie mi się podoba ten dom – spytałam wstając, a gdy nasz gospodarz przyzwalająco pokiwał głową wyciągnęłam rękę do Angeli – Chodź, razem będzie weselej.
Dziewczyna wstała bez mojej pomocy jednak poszła ze mną. Była zła a zachęcający gest Huberta tym bardziej jej nie uszczęśliwił. Uśmiechnęłam się na myśl o zadaniu jakie mnie czekało. Właśnie wchodziłyśmy na piętro kiedy odezwała się do mnie.
– Długo masz zamiar łazić po tej chacie czy zaraz wracamy na dół do tego twojego buca?
– Chcę ją zobaczyć. To takie dziwne? Salon wygląda super. Z komisariatu go znasz, prawda? I dlatego się ciskasz? – ciągnęłam przyjaźnie choć to co powinnam zrobić to odpowiedzieć jej w tym samym tonie. Ta mała ma prawdziwe kolce, istny jeżozwierz, pomyślałam
– Połaź sobie, ja idę na balkon, moich rzeczy nie tykaj dobra?
– Angela nie wygłupiaj się, po pracy on nie jest taki zły, wiem to na pewno – powiedziałam spokojnie, widziałam że nie jest głupia i w końcu dotrze do niej to co mówię
– Super, na prawdę miło mi, że wam się układa, ale nie oczekuj, że mu się rzucę na szyję z uwielbienia – złośliwa wiedźma, pomyślałam.
Wyszła na balkon, na pewno po części po to aby się ode mnie uwolnić jednak ja nie poddaję się tak łatwo, wyszłam za nią z czarującym uśmiechem na ustach.
– Miałam tą wątpliwą przyjemność być goszczona u niego na dywaniku, wiem jaki wtedy jest, ale to jego praca – usprawiedliwiałam Patryka – Daj mu szansę na gruncie prywatnym. Tylko o to proszę.
– Przecież się nawet do niego nie odzywam, to już uprzejmość z mojej strony wiesz? Chcesz? – zapytała i wyciągnęła do mnie paczkę fajek. Sobie wzięła jednego.
– Nie, dzięki. – odpowiedziałam kręcąc głową choć propozycja wydała mi się kusząca. Ta rozmowa nie należała do łatwych – Zauważyłam że milczysz , ale po co? Święta są, ma być fajnie. Tobie też – dodałam po chwili – Rozejrzę się tu i na dole. Przyjdziesz zaraz?
– Myślisz ty czasem? – spytała patrząc na mnie wrogo.
– Nawet sporo, a o czym konkretnym powinnam? – odpowiedziałam jej ze słodkim uśmiechem.
– Jak pójdziesz na dół to chyba zobaczą, że jesteś sama no nie? – wzięłam głęboki oddech aby się uspokoić. Drażniło mnie to dziewuszysko. Mówiła jakby pozjadała wszystkie rozumy, a nawet nie raczyła patrzeć na mnie.
– A ty naiwnie liczysz na to że nie wyczują od ciebie papierosów jak zejdziemy razem? – odgryzłam jej się delikatnie. Ciągle musiałam sobie przypominać, że jestem tu po to aby załagodzić niezręczną sytuację a nie ją pogarszać. – Mogę powiedzieć że do łazienki poszłaś. Co ty taka nerwowa dziewczyno?
– Wywietrzę się tutaj i popryskam. – powiedziała już spokojniej – A ty tutaj ze mną posiedzisz, ewentualnie połazisz po górze, bo nie mam zamiaru słuchać czepialstwa tego tam wysokiego bruneta, takiego milszego, wiesz? – już miałam zacząć się z nią licytować o to kto jest przystojniejszy, gdy ponownie usłyszałam jej głos – Sama chciałaś żeby było miło to tu kurwa teraz siedź.
– Idę po górze połazić – powiedziałam do jej pleców – A ty jak skończysz to bluzkę zmień i choć twarz i ręce przemyj bo inaczej się wyda – Już wchodziłam do środka kiedy dodałam uszczypliwym tonem – Przy okazji popracuj nad językiem, mało wyszukany masz.
– No, błagam będziesz mi udzielać rad co mam robić? Co do języka mówię tak byś zrozumiała – Uśmiechnęłam się. Smarkula uparła się mieć ostatnie słowo. Zajrzałam do każdych drzwi i zachwycałam się każdym kolejnym pomieszczeniem. Słyszałam jak małolata wraca do środka i wchodzi do pokoju, aby się ogarnąć. Gdy mnie znalazła miała już inną koszulkę i bluzę. Uśmiechnęłam się z satysfakcją ale wolałam nie odzywać aby nie prowokować.
– Możemy schodzić, góra też mi się podoba – powiedziałam przyjaźnie i przysunęłam się na chwilę do niej, aby sprawdzić czy nie czuć dymu. – Dobrze się spisałaś, nie czuć – dodałam z nutką satysfakcji schodząc ze schodów.
– A ty co pies tropiący jesteś? Wiadomo, że nie czuć. – Była szalenie pewna siebie, i konsekwentnie dążyła do tego by jej było na wierzchu. Nie zamierzałam jej zawsze na to pozwalać, ja też tu byłam.
– A ty ciągle będziesz warczeć? – odpowiedziałam z bezczelnym uśmiechem – Teraz już cicho bo na pewno będą chcieli wiedzieć o czym rozmawiamy – dodałam licząc na to że jednak już się nie odezwie.
– Nie warczę, daj mi spokój. Domek się podoba? – powiedziała sztucznie przesłodzonym tonem. W co ona grała, raczej nie liczyła na to że kogoś na to nabierze?
– Nawet bardzo – odpowiedziałam jej równie sztucznie,  po chwili dodając już normalnie – A jest jakaś szansa na uśmiech?

Uśmiechnęła się wyjątkowo sztucznie odwracając do mnie głowę, ja odpowiedziałam jej prawdziwym, szerokim uśmiechem, tym samym który kilka lat temu godzinami ćwiczyłam przed lustrem. Wygrałam, pomyślałam siadając Patrykowi na kolanach.

Fragment pochodzi z e-booka pt. "Wyjątkowe święta"
Link do opisu: Kliknij tutaj!
Link do pobrania: Kliknij tutaj!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz