Aleksander
(Samuel)
Zostań tu a się przekonasz,
jak wiele zalet we mnie jest,
twoje ciało już mi zdradza,
że tych zalet tobie nie brak też.
Usiądź bliżej, wnet zrozumiesz, że
tylko ze mną znajdziesz szczęście swe,
nie myśl o tym co później stanie się
pij tą rozkosz, którą poję cię.
(4ever – Szybki
numer)
Amanda – takie stworzonko,
czasem denerwujące, jak to prawdziwa kobietka. Drobne to takie, malutkie,
wygadane, pyskate, złośliwe i przewracające życie do góry nogami i to całe na
dodatek. Siedzi sobie taki człowiek jak ja. Przyzwoity człowiek, zajęty pracą,
no i co się okazuje? Mam przy sobie telefon komórkowy. Takie to małe urządzenie
co pozwala kobiecie trzymać mężczyznę na niewidocznej smyczy emocjonalnej. To
wszystko znałem z teorii, ale i z autopsji.
Wiedziałem, że kobieta to tylko
problem, kłopot i że wszystko w naszym życiu zmienia, a bardziej nieprzewidywalne
od niej jest tylko trzęsienie ziemi, albo tornado. Wiedziałem też, że ciągły
kontakt nawet smsowy tak nas przywiązuje do tej żeńskiej, gorszej połówki, a
przecież lepiej unikać stałości i stałych związków. Czemu kurwa ja nigdy nie
spoczywam na teoriach? Po jaką cholerę zawsze chcę takiego doświadczenia doznać
na własnej skórze i to kilkukrotnie na dodatek by się przekonać czy zawsze jest
tak samo? Odpowiedzi na te pytania to chyba nie znajdę tym bardziej nie teraz i
nie po takim przywitaniu, poza tym z Amandą to wydawało się jakieś takie inne,
takie paradoksalnie mniej poważne, a jednak najpoważniejsze…
Witam pana doktora, gorąco i namiętnie. Co pan porabia w pracy? –
Oto cały sms od Amandy, dwa zdania, a w cholerę dużo… osiągają.
W pracy to się z zasady pracuje moja droga, ale również witam –
odpisałem.
Nudzę się!!! – Przeczytałem na wyświetlaczu mojego LG.
Nie musisz krzyczeć.
Poważnie słyszałeś mnie, aż tam?
Pewnie, ja ciebie słyszę nawet gdy cię przy mnie nie ma. Wrócę do domku
się przebrać i gdzieś cię wyciągnę, ale uprzedzam będę zmęczony, dziś mam
ciężki dzień.
Zapewniam, że przy mnie odpoczniesz – odpisała, a ja właśnie tego
zapewnienia się bałem. Przy Amandzie, przecież nie dało się odpoczywać.
Nie lubiłem niespodzianek, od
dziecka nienawidziłem niespodzianek. Zawsze dostawałem to czego dostać nie
chciałem, albo mnie takimi niespodziankami wystraszali. A tu nagle
niespodzianka. Wchodzę sobie do domu, spokojniutko, wszędzie ciemno i nagle
błysk. Taki niczym z flesza, tylko, że już nie gasł, a dawał mi po oczach.
– Panie profesorze, chyba
wysadziło korki – wyznał ciepły, kobiecy głos. Znajomy głos, Amandy głos, a jej
latarka świeciła mi po oczach nadal.
– Gdzie reszta? – zapytałem.
– Kamil u chłopaków, Patryk z
Majką u Dominiki. Panie profesorze – dodała po chwili, a ja nie wiedziałem czy
się śmiać czy ubolewać nad swoim losem…
– A możesz tak? – zapytałem
niepewnie, pokazując jednocześnie dłonią by zniżyła latarkę tak by mi nie
napierdzielała po oczach.
– A może i mogę… A może i nie
mogę…
– Amanda przeginasz, za moment
oślepnę – ostrzegłem groźniejszym tonem.
– Super! – wykrzyknęła.
– Super, że oślepnę? –
dopytywałem.
– Nie panie profesorze, chociaż
i to by miało swoje dobre strony. Wyostrzył by się panu profesorowi inny zmysł,
i kto wie, może to byłby nawet dotyk – odpowiedziała tak teatralnym tonem, że
mimo woli się uśmiechnąłem.
Oddaliłem się w kierunku puszki
z korkami by wcisnąć ten magiczny guziczek i rozjaśnić sobie całą sytuacje, ale
niestety – korka brakowało.
– Amanda, to nie jest śmieszne.
– A co nie jest śmieszne panie
profesorze? – zapytała ta pomysłowa kobietka stając przy moim boku w sekundę. –
Może panu poświecę? – dopytywała.
– Chyba oczami, zanim się
zdenerwuje. Daj no ten korek.
– Analny panie profesorze? –
zapytała po chwili, a mi odjęło mowę tak jakby na dłużej.
– Że co? – Zdziwiony byłem nie
na żarty.
– Że nic panie profesorze, tak
mi się tylko skojarzyło – stwierdziła, ale jej dłoń dotknęła mojego uda powyżej
kolana i zbliżała się coraz wyżej, w stronę brzucha.
– Dobrze, chcesz się bawić. To
się zabawimy – powiedziałem cicho sam do siebie. Połowę mojej wypowiedzi
zapewne usłyszała, ale zdawała się tym nie przejmować.
– A wie uczennica jakie to
nieprzyzwoite tak odwiedzać nauczyciela w domu i wprowadzać jemu egipskie ciemności.
To może na człowieka w średnim wieku podziałać jak silny bodziec erotyczny i to
bardzo silny – mówiłem zbliżając się do niej wolnymi kroczkami, aż w końcu
pleckami dotknęła ściany.
– I co teraz panie profesorze? –
dopytywała patrząc mi bezczelnie w oczy, widziałem te jej błękitne iskierki.
– A teraz to uczennica Amanda
Wieczorek powinna się chyba przekonać, że profesorowie miewają ciężkie dłonie,
nie sądzisz? – zapytałem.
– Nie, nie sądzę. Istnieje coś
takiego jak nietykalność cielęca panie profesorze Górski.
– Co jak co, ale na ciele to ty
mi zupełnie nie wyglądasz – wypaliłem nagle i zacząłem się sam śmiać ze swojego
żartu, a ona się naburmuszyła.
– No i zepsułeś całą zabawę! –
warknęła i tupnęła nóżką.
– Ja cię naprawdę przepraszam,
uwierz starałem się jak mogłem, ale to w ogóle jakaś paradoksalnie głupia
sytuacja – wyjaśniłem tej małej blondyneczce.
– Oj nie, nie, nie. To jest źle.
Ja staram się wprowadzić do naszego związku odrobinę pikanterii, staram się jak
żadna inna zapewne, a ty nazywasz to głupią sytuacją.
– Paradoksalnie głupią –
poprawiłem ją.
– No właśnie, i psujesz całą
zabawę i mój trud włożony w przygotowania – poskarżyła się.
– Straszne, daj tą latarkę –
warknąłem i nie czekając na jej reakcje wyrwałem jej latarkę z dłoni.
– W ogóle mnie nie doceniasz.
– A co tu do doceniania? Wzięłaś
od Majki klucze i wyjęłaś korek, strasznie się napracowałaś, niczym pułkownik
we wojsku na polu bitwy – odpowiedziałem z uśmiechem i drwiną, a ona była już
bliska łez zapewne, jak to każda kobieta. No mogła też wręcz przeciwnie być
wściekła jak osa, ale co mnie tam. Ciemno było to nie widziałem jej stanu, a
tego czego człowiek nie widzi to mu jakoś mniej przeszkadza.
– Jesteś wredny, bo rudy.
– A ty pusta bo blond. Daj ten
korek – wywarczałem niemal przez zęby i odwróciłem się do niej świecąc na nią
latarką, bo wcześniej to świeciłem do skrzynki czy gdzieś tam go czasem nie
ukryła, przecież nie od dziś wiadomo, że pod latarnią najciemniej. – Amanda, ja
ci proszę, nie rób mi dziś na złość – dodałem wyciągając przed nią swoją dłoń,
wewnętrzną stroną ku górze.
– Ojejku, bo się zaraz
popłakasz.
– Amanda nie dyskutuj, tylko
oddaj bo mnie od tej ciemności już łeb zaczyna boleć, a od światła tej latarki
to oczy. Natychmiast powiedziałem! – to zdanie musiałem wypowiedzieć na tyle
ostro, że zadziałało i już za moment cały salon i korytarz zapalił się.
Oczywiście nie ogniem, a światłem.
– Zepsułeś zabawę – poskarżyła
się po raz kolejny i popchnęła mnie w ramie, nie zbyt mocno, ale ze złością, co
było wyczuwalne zarówno w geście jak i jej postawie.
Dopiero teraz się jej
przyjrzałem. Granatowa, krótka spódniczka, taka w kratkę. Do tego białe
podkolanóweczki, mój wzrok nawet nie musiał sięgać wyżej, domyślałem się co tam
zastanę. Guziki granatowego sweterka były rozpięte do samego pępka, biała
bluzka zawiązana tak, że pępek był na wierchu. Zacząłem podziwiać płaskość jej
brzucha, chłonąć go, aż tu nagle dojechałem wzrokiem do dekoltu, chciałem go
wyminąć i spojrzeć jej w oczy, ale nie potrafiłem.
– Oczekiwałaś odrobiny pikanterii
młoda damo, czyż nie? – zapytałem i nie czekając na odpowiedź chwyciłem ją
mocno za ramie prowadząc do swojego pokoju. – Ja już ci dostarczę takiej
pikanterii, że ci się na całe życie odechce takich numerów – warknąłem przez
zęby, dosłownie wrzuciłem ją do swojego pokoju tak, że wpadła na łóżko siadając
na nim.
– Chyba, chyba prawie na pewno
nie o to mi chodziło – wybełkotała i wstała w chwili gdy ja opadłem na łóżko.
– Ale podejdź no do mnie.
– Może jednak nie? – rzekła
pytająco i stanęła tak, że plecami dotykała samej ściany.
– Mnie się wydaje, że jednak
tak. Podejdź Amando.
– Mnie się wydaje, że, że, że,
że nie – wyjęczała po raz kolejny.
– Uczennica, która ma czelność
odwiedzić profesora w domu pół naga boi się kilku klapsów, niesłychane
zjawisko. A przecież uprzedzałem, że mam ciężką rękę. Było trzeba słuchać za
pierwszym razem, a teraz podejdź, proszę.
– Nie – odparła i pokręciła
głową na boki.
– A słyszałaś, że klaps w pupę
to postrach dla małych dziewczynek, co staje się przyjemnością gdy dorosną? –
zapytałem z triumfalnym uśmiechem na ustach.
– Zgrywasz się – wypaliła nagle.
– Sprawdź to – rzuciłem jej
wyzwanie.
– Sądzisz, że nie sprawdzę, że
się boję, tak?
– Sądzę, że tak, że się
trzęsiesz ze strachu, tylko się nie popłacz – zakpiłem z niej.
– Sądzisz, że bałabym się klapsa
z twojej ręki, przecież ty nawet nie potrafisz uderzyć jak mężczyzna – zaśmiała
się w głos.
– Podejdź, sprawdzimy –
zapewniłem ją o moich zamiarach.
– Proszę ciebie bardzo – odparła
robiąc balona z gumy do żucia i podchodząc do mnie wolnym krokiem, by po chwili
usiąść okrakiem na moich udach i zatopić swoje palce w moich włosach.
– Jesteś niemożliwa wiesz o tym?
– zapytałem się jej prosto w oczy.
– Coś już kiedyś takiego
wspominałeś – rzekła i to były chwilowo ostatnie słowa jakie wypowiedziała bo
potem nasze usta spotkały się. Nasze języki odnalazły się w mgnieniu oka,
wyczuwałem jak Amanda unosi się i opada na moje kolana, jak sprawia by ten
pocałunek był jeszcze intensywniejszy.
– No, ale chyba miała być kara,
a nie nagroda? – rzekłem pytająco odsuwając swoją głowę od niej i tym
przerywając pocałunek.
– Wiesz no jak chcesz to mogę na
przykład tak. – Nie wiedziałem o co jej chodzi, ale gdy pociągnęła mnie za
włosy to się domyśliłem.
– To nie fair, ja tobie Amanda
krzywdy nie zrobiłem. Jeszcze nie. – Odnalazłem jej nadgarstki, zdjąłem jej
dłonie z okolic mojej głowy i odwróciłem ją tak, że znalazła się plecami na
łóżku, a ja na niej. Pewnie miałem rozkraczone kolana i ściskałem jej nogi
swoimi udami. – Teraz to rozwiążemy. – Mówiłem i czyniłem co głosiłem.
Rozwiązałem jej bluzeczkę, moim oczom ukazał się stanik w białym kolorze z
popielatymi akcentami.
– Co się tak patrzysz? –
zapytała bezczelnie świdrując mnie wzrokiem.
– W bieli wyglądasz tak… tak
niewinnie. – To określenie było pierwszym jakie przyszło mi do głowy.
– Jeśli cię onieśmiela to
zdejmij – poleciła i zrobiła balona z gumy do żucia.
– Daj mi też spróbować –
zaproponowałem i już po chwili wpiłem się w jej usta swoimi. Tak długo bawiłem
się językiem w ganianego za tą gumą do żucia, że gdy to się udało to zanim ją
przeżułem, pierw musiałem nabrać powietrza.
– Nie uda ci się. – Podpuszczała
mnie Amanda jednocześnie zdejmując sweter z siebie, a potem rozpinając moją
koszulę.
Zrobienie balona z gumy nie
należało do zadań najtrudniejszych więc się udało. Potem wyplułem gumę do
popielniczki, którą ściągnąłem z parapetu i dałem zsunąć sobie z ramion
koszulę.
– Masz zajebistą klatę –
skomplementowała, w sumie mnie tym zawstydzając, bo nie byłem przyzwyczajony do
komplementów, chyba, że to ja je rozdawałem. – I te szerokie barki – ciągnęła
dalej Amanda swój zachwyt, a ja w tym czasie znów położyłem ją na łózko jednym
pchnięciem i zsunąłem jej majtki do kolan.
– Wiedziałem, że masz pod kolor
– skomentowałem.
– A ja wiedziałam, że spodniczkę
i podkolanówki zostawisz na miejscu.
– Złap mnie za kark – poleciłem,
po czym sam wstałem z łóżka i złapałem pod pośladkami. Przeniosłem się z tą
piękną, zgrabną blondyną aż do samego biurka. Jej tyłek spoczął na drewnianym,
zimnym blacie, a ja począłem rozpinanie paska przy spodniach.
– Panie profesorze, chyba ma pan
problem.
– Jaki? – zapytałem nadal
mocując się z tym przeklętym paskiem, który się zaciął, albo chuj wie co z nim
było, ale za cholerę nie chciał się rozpiąć.
– Podejdź – poleciła. Uczyniłem
jak prosiła i patrzyłem w skupieniu jak jej pewne, nietrzęsące się dłonie
oswobadzają mnie z tego skurzanego pacha, a potem sięgają do mojego rozporka. –
Widzisz? Wystarczyło spokojnie, nie tak nerwowo.
Kiedy zsunęła moje spodnie już
do połowy moich ud, łokciami oparła się na biurku i rozkraczyła uda. Delikatnie
dłonią sunąłem po jej nóżce, od kolana aż do krocza.
– Masz paseczek startowy –
zdziwiłem się bo nie zauważyłem tego dziś rano.
– Jaki ty trywialny czasem
jesteś. – Padło oskarżenie, ale po chwili nie było już tak bardzo ważne,
właściwie to wcale się nie liczyło. Teraz całowaliśmy się, Amanda błądziła po
moich plecach swoimi pazurkami i opuszkami, a ja drażniłem jej czułe miejsce
środkowym palcem jednej z moich dłoni.
Kiedy uznałem, że gotowa jest by
mnie przyjąć w sobie natychmiast zaniechałem ruszania palcem, odsunąłem się od
niej na krok, zsunąłem slipy i usadowiłem się pewnie między jej udami. Amanda
była jak w transie, a to sprawiało mi niewyobrażalną radość. Dla mężczyzny to
komplement, że w wieku trzydziestu lat potrafi doprowadzić taką małolatę na
szczyty jej pragnień seksualnych. Poruszałem się pierw wolno, ale po zrobieniu
dwóch ruchów kolistych w jedną i drugą stronę, zmieniłem taktykę. Teraz wolno
wychodziłem, ale pchałem do przodu w ekspresowym tempie, by potem znów zwolnić,
znów wolno wychodzić i pchnąć jeszcze mocniej i szybciej. Patrzyłem ze spokojem
jak przy każdym moim ostrym „do przodu”, Amanda też leci do przodu pochyleniem,
jakby jej sprawiało to ból, ale wiedziałem, że jest jej przyjemnie inaczej by
zakomunikowała. Kiedy westchnęła głośniej, by potem zajęczeć, aż wreszcie
krzyknąć coś niemającego znaczenia byłem już pewny, że jest jej dobrze, a mnie…
miałem nadzieje, że mimo tego, że mnie jest doskonale to jej jest choć troszeńkę
lepiej. Po wszystkim odchyliła głowę na bok i oparła się o regał z książkami,
ja podtrzymałem ciężar swojego ciała na dłoniach usadowionych tuż za nią.
Czułem jej włosy na swoim ramieniu, były wilgotne, choć to ja ni mogłem złapać
oddechy. Moja dziewczyna należała do takich kobiet, które dochodzą tylko przy
długim i intensywnym seksie, krótko i nazbyt nudno nie miało przy niej nawet
sensu, bo by prędzej przerwała niż pozwoliła takiemu obibokowi dojść w niej.
Nagle moje myśli przerwało pukanie w ścianę.
– O kurwa – usłyszałem głos
Amandy.
– Nie przejmuj się, też nie
słyszałem kiedy wrócili – odpowiedziałem pewnie i podciągnąłem slipy i dżinsy.
– Nie wyjdę stąd teraz, nie
pokażę się im na oczy. Myślisz, że było mnie słychać?
– Mam nadzieję, że było, inaczej
by Patryk miał ze mnie niezłą polewkę, że nawet kobiety do krzyków z rozkoszy
nie potrafię doprowadzić, gdy mam ja podaną na tacy, chętną i gotową.
– Z tą chętną i gotową, to nie
przesadzajmy. Myślisz, że dam rade przejść niezauważona? – dopytywała.
– Myślę, że zostaniesz na noc. Zeskocz
z biurka, usiądź wygodnie na łóżku, albo w którymś z foteli, a ja zrobię coś do
jedzenia. Na co masz ochotę?
– Sama nie wiem – odpowiedziała
zastanawiając się jednocześnie i przechodząc z jednego miejsca do tego wskazanego
przeze mnie. Ja w tym czasie kiedy ona szukała za łóżkiem bielizny wytarłem
blat biurka chusteczką higieniczną i wrzuciłem ją do srebrnego, małego
pojemnika na śmieci, który miałem w pokoju.
Fragment pochodzi z e-booka pt. "sex, Sex i jeszcze więcej SEXU!"
Link do opisu: Kliknij tutaj!
Link do pobrania: Kliknij tutaj!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz