poniedziałek, 29 lipca 2013

Pomocny Julianek

Angelika (Jula)

Otworzyłam oczy jednocześnie spoglądając na zegarek. Była ósma, a Julek nadal spał co u niego było rzadkością. Obróciłam się na drugi bok z zamiarem wtulenia w ramie Huberta, ale zastałam puste miejsce. Dostrzegłam kartkę na nocnej szafce. Wyciągnęłam się jak najbardziej mogłam, by dosięgnąć liściku. Moim oczom ukazało się staranne pismo. W naszym związku to on ładniej pisał, lepiej gotował i piekł. Musiałem wyjść. Będę koło 14. Kocham Cię. Hubert. Mój mąż, czyli człowiek, który o istnieniu przecinków zapomniał lata temu. Poleżałam jeszcze chwilę, ale sielankę przerwał mi płacz synka. Stanęłam na równe nogi i podreptałam do jego pokoju. Stał w łóżeczku i kopał w szczebelki.
– Juluś co ty robisz? – zapytałam chwytając go pod ramionka i podnosząc do góry.
– Gupie! Ciałem wyjsć – odpowiedział i zrobił smutną minkę.

– No to już jesteś wolny – powiedziałam i odstawiłam malca na ziemię, a ten pobiegł po ulubionego pluszowego misia, którego dostał od dziadka.
Reszta poranka zleciała według schematu. Karmienie małego, przygotowywanie obiadu, sprzątanie, zmywanie i cała reszta domowych obowiązków. Julek truptał od swojego pokoju do salonu, gdzie leciały interaktywne bajki i podśpiewywał Tyglys i miś, tyglys i miś w cepięknej klainie. Zawsze mnie bawiło jak dzieci wymawiają pierwsze zdania, słowa, śpiewają piosenki. Te ich gmatwanie wyrazów i przestawianie literek było urocze. Przypomnieli mi się Patryk z Kamilem – moi przyrodni bracia. Zawsze wykłócali się, który z nich lepiej mówi dany wyraz i byli wielce oburzeni, że mi to wychodziło całkiem sprawnie, po czym Patryś rezolutnie uznał, że jestem stara i to pewnie dlatego. Uśmiechnęłam się do powracającego wspomnienia. W tym samym momencie moja komórka zaczęła dzwonić, odebrałam nie patrząc nawet na wyświetlacz.
– Cześć kochanie – usłyszałam w słuchawce.
– Cześć.
– Ja do ciebie tylko z takim małym pytankiem.
– No słucham? ... Julek odłóż! – krzyknęłam na malucha biorącego pilota z zamiarem rzucenia nim w ścianę.
– Co?
– Nie nic to nie było do ciebie. O co chciałeś zapytać?
– A tak tylko czy dobrze ci się używa telefonu?
– Emm... tak – odpowiedziałam zbita z tropu.
– A nie za dobrze czasem? – zapytał, a mi przypomniała się rozmowa telefoniczna z Amandą, która była na mój koszt i trwała dobre dwie godziny.
– Nie, wręcz idealnie.
– Yhym... nie, bo wiesz akurat dostałem kopertę zaadresowaną do mnie, ale z twoim rachunkiem i chciałem zapytać czy to ja cierpię na sklerozę starczą czy rachunek na 159 zł jest większy niż się umawialiśmy? – Nie wiedziałam co powiedzieć – Kotek może zechcesz mi odpowiedzieć na pytanie?
– Hubert przepraszam, ale rozmawiałam z Aman… – przerwałam na dźwięk jego głosu.
– Nie tłumacz się, nie mam na to czasu, tylko tyle chciałem wiedzieć. Zostań z łaski swojej w domu aż wrócę. Narazie – rozłączył się, a mnie ciarki przeszły po jego pozbawionej uczuć wypowiedzi.
– Mama pić! – zażądał Julek czym zmusił mnie do chwilowego zapomnienia o rozmowie z Hubertem.
Wkroczyłam do malutkiej kuchni i nalałam herbaty do butelki, którą mały uwielbiał tylko dlatego, że widniał na niej rysunek myszki Miki. Ogarnęłam do końca kuchnię i przedpokój, by choć te pomieszczenia wyglądały przyzwoicie.
– Juluś błagam zostaw ten parawan. Ojciec go godzinę tam stawiał, ja nie mam zamiaru słuchać jego marudzenia, że znów się będzie musiał z tym cholerstwem siłować – powiedziałam do syna, który w zamiarze miał odsłonięcie parawanu, który odgradzał nasze łóżko i dwie nocne szafki od kanapy i reszty tego niby salonu. Choć wnętrze było przytulne, ciepłe i urokliwe to marzyła mi się własna sypialnia. Podałam małemu butelkę i przystąpiłam do walki z kolejnym pokojem. Uporałam się w niecałe dwadzieścia minut po czym zostało mi tylko zaścielenie łóżka, które jakieś pół minuty wcześniej zostało doszczętnie zdewastowane przez małego, który teraz gdzieś znikł. Weszłam do pokoju syna i nie wierzyłam w to co widzę. Julek po kolei podnosił zabawki i układał na półce. Był to niecodzienny widok więc postanowiłam trochę się nim nacieszyć.
– No ślicznie – odezwałam się po chwili.
– Bo ja jestem duzy i muse ci pomagać no nie?
– Jak najbardziej. Zobacz ile roboty za mnie wykonałeś – powiedziałam i przytuliłam malucha do siebie, a on zarzucił swoje rączki na moją szyję i odwzajemnił uścisk – ale już jesteś silny.
– Jak tata?
– Prawie – powiedziałam z uśmiechem, który pojawił się na moich ustach tuż po wyobrażeniu sobie Julka stojącego koło Huberta. Dorastał mu do połowy uda a wagowo to mógł równać się z nogami mojego męża, albo raczej jedną. Chwilę później w mojej głowie pojawił się kolejny obraz, obraz mojego syna i męża za kilkanaście lat. Julcio przewyższający tatę i zbudowany równie dobrze jak on, był do złudzenia podobny. Kolor włosów, lekko odstające uszka, postura, ale nie wyrobiona, a ta uwarunkowana genetycznie. Obydwoje chodzili tak samo, poruszali się tak samo, ba, oni nawet w ten sam sposób się wypowiadali. Z zamyśleń wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi, odwróciłam głowę i poczułam na policzku zimne wargi Huberta, który pocałował mnie na przywitanie.
– Masz mi coś do powiedzenia? – zapytał po chwili siadając na oparciu kanapy.

Fragment z e-booka pt "Prototyp Julek"
Link do opisu: kliknij tutaj

1 komentarz:

  1. Ja to tu nie rozumiem do końca postawy Huberta. O się zachowuje jak by był jej Ojcem

    OdpowiedzUsuń