sobota, 13 lipca 2013

Róża na betonie

Dominika (Jula i Magdalena)
Jechaliśmy do domu. Nie potrafiłam opanować płaczu, bałam się. Czułam rękę Majki, która gładziła mnie po plecach, ale w ogóle mi to                nie pomagało. Chciałam, żeby droga trwała wiecznie, ale po jakimś czasie samochód się zatrzymał. Podniosłam głowę i ujrzałam kamienicę, w której mieszkał Kamil. Wyszedł pierwszy i otworzył przede mną drzwi.
– Wysiadaj! – krzyknął, łapiąc mnie za rękę i siłą wyciągając                     z samochodu.
Majka stała już przed drzwiami, które prowadziły na klatkę schodową. Weszliśmy do pustego mieszkania; Aleks pewnie był w pracy. Maja poszła do pokoju Patryka, a Kamil otworzył drzwi do swojego, jednocześnie wykonując zapraszający gest ręką, a po moich plecach przeszedł zimny dreszcz. Usiadłam na pościelonym łóżku i po raz kolejny zwinęłam się w kłębek, podciągając kolana pod brodę.
– Coś Ty, kurwa, narobiła, co? – zaczął. – Po co Ci to było? Wiesz, że mogłaś mieć ostro przejebane. Gdyby nie Jacek, to pewnie byś tam dalej siedziała. Miałabyś sprawę w sądzie, dociera to do ciebie? – choć stał niecały metr ode mnie, krzyczał, jakbym była na drugim końcu peronu.
– Nie dociera. To może spróbujemy inaczej! - warknął i zamachnął się prawą ręką. Zacisnęłam zęby i powieki, ale usłyszałam tylko głuchy huk        i odwracającego się do mnie plecami Kamila. Z pewnością w coś uderzył. Byłam pewna, że jego ręka spotka się z moim policzkiem. W oczach miał dziką furię, a jednak powstrzymał się od wyładowania agresji na mnie. Myliłam się, bo już po chwili mój lewy policzek zapiekł jak jeszcze nigdy. Kamil wymierzył mi cios z pół obrotu z taką siłą, że opadłam na łóżko.
– Odpowiedz mi na pytanie – rzucił po chwili, stając nade mną.
– Nie muszę – odpowiedziałam, siląc się na pewny ton. Stanęłam przed nim. – Nie muszę odpowiadać na twoje pytania. Mogę ci co najwyżej podziękować za wyciągniecie mnie z komisariatu oraz znienawidzić za to, że mnie uderzyłeś – powiedziałam bez zawahania, choć łzy kapały mi                po policzku, a emocje były tak silne, że cała się trzęsłam.
– Dominika, co ty wyprawiasz? – zapytał przerażony, widząc,          że opuszczam pokój.
– Nic takiego, po prostu cię rzucam. Rzucisz żonę, przeprosisz, padniesz na kolana z bukietem banalnych czerwonych róż i pudełkiem Toffifee i może z łaski swojej do ciebie powrócę.
– Co to ma znaczyć? Nie możesz tak! – darł się i chwycił mnie               za ramię.
– Tknij mnie, a skrócę cię o głowę tym mieczem – powiedziałam pewnym tonem i chwyciłam za rękojeść jakiegoś zabytkowego miecza, który stał na podłodze. Był cholernie ciężki. Zapewne nie dałabym go rady unieść na wysokość jego ramienia, ale starałam się tego nie okazywać.
– Wyjdź stąd. Ja nie muszę z tobą być, to ty pragnęłaś mnie – wyszeptał tonem pełnym nienawiści. Zabolało, mnie to, sprawiło, że było mi naprawdę przykro. Poczułam się szmatą bardziej teraz niż w sytuacji, gdy wymierzał mi ten policzek.
Szłam powoli klatką schodową, jednocześnie wycierając łzy rękawem mojej bluzy. Nagle wpadłam na kogoś i ten ktoś uniósł mój podbródek do góry.
– Koleżanka Kamila, dobrze pamiętam? – zapytał rudawy blondyn, patrząc mi w oczy.
– Dobrze pamiętasz – odpowiedziałam słabo. – Ja przepraszam, śpieszę się – dodałam po chwili i już miałam iść, ale jego dłoń zagrodziła                      mi przejście.
– Odwiozę cię. Nie pozwolę, by kobieta wracała nad ranem                    w takim stanie sama do domu – zaoponował.
– Nie musisz…
– Jestem po dyżurze, jestem zmęczony i robię sobie tym kłopot, ale z własnej, nieprzymuszonej woli, więc nie odmawiaj mi udzielenia sobie pomocy, proszę. – Nadal nie byłam zdecydowana. On był ode mnie dużo starszy, właściwie to chyba mógłby być moim ojcem. Wiedziałam                        od Kamila, że jest po trzydziestce, ale wyglądał tak na dwadzieścia pięć lat. Musiałam przyznać sama przed sobą, iż pomimo tego, że był rudawy, miał w sobie to coś. Poza tym te szerokie bary i muskularny tors. Nagle zdałam sobie sprawę, że to, co czułam do Kamila, to było tylko zauroczenie. Wystarczył jeden policzek, bym się najzwyczajniej w świecie odkochała                   i zakończyła ten toksyczny związek.
– Widzę, że jeszcze się zastanawiasz. Może więc przekona cię coś innego. Jestem bardzo złym człowiekiem, a byłem jeszcze gorszym. Mam na swoim koncie sporo win, na duszy wiele grzechów, a na sumieniu liczne błędy. Jak mam… kurwa, jak to Fabian mówił? Przepraszam, to                    nie do ciebie, próbuję sobie przypomnieć słowa kolegi – był tak słodko zmieszany, gdy to mówił. – Już wiem – jego oczy zabłysły jakby samodzielnie odkrył Amerykę jeszcze przed Wikingami – jak mam w takim razie wybielić się w oczach pana najwyższego, skoro każdy mi odmawia                     i nie pozwala wykonać dobrego uczynku na jego rzecz? – zapytał z szerokim uśmiechem.
– Dobrze, skoro więc chcesz mnie odwieź, to dziękuje za pomoc                       i pozwalam na to.

– Cieszę się bardzo, bo jest niewiele rzeczy, które bym zrobił kobiecie bez jej pozwolenia – odpowiedział i szedł obok mnie klatką schodową w dół, ale tak naprawdę to ja pięłam się w górę, za sobą bowiem zostawiłam wszystko to co mnie męczyło, drażniło i przeszkadzałoby normalnie funkcjonować. Zostawiłam pewnego blond furiata, który kiedyś z pewnością zostanie sam jak palec, jeśli nie zmieni swojego postępowania.

Fragment pochodzi z e-booka pt "Dwa światy w sercu".
Link do opisu: kliknij tutaj
Link do pobrania: kliknij tutaj

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz