Dominika (Jula i Magdalena)
Jechaliśmy do domu.
Nie potrafiłam opanować płaczu, bałam się. Czułam rękę Majki, która gładziła
mnie po plecach, ale w ogóle mi to nie pomagało. Chciałam, żeby
droga trwała wiecznie, ale po jakimś czasie samochód się zatrzymał. Podniosłam
głowę i ujrzałam kamienicę, w której mieszkał Kamil. Wyszedł pierwszy i
otworzył przede mną drzwi.
– Wysiadaj! –
krzyknął, łapiąc mnie za rękę i siłą wyciągając z samochodu.
Majka stała już przed drzwiami, które prowadziły na klatkę schodową. Weszliśmy do pustego mieszkania; Aleks pewnie był w pracy. Maja poszła do pokoju Patryka, a Kamil otworzył drzwi do swojego, jednocześnie wykonując zapraszający gest ręką, a po moich plecach przeszedł zimny dreszcz. Usiadłam na pościelonym łóżku i po raz kolejny zwinęłam się w kłębek, podciągając kolana pod brodę.
Majka stała już przed drzwiami, które prowadziły na klatkę schodową. Weszliśmy do pustego mieszkania; Aleks pewnie był w pracy. Maja poszła do pokoju Patryka, a Kamil otworzył drzwi do swojego, jednocześnie wykonując zapraszający gest ręką, a po moich plecach przeszedł zimny dreszcz. Usiadłam na pościelonym łóżku i po raz kolejny zwinęłam się w kłębek, podciągając kolana pod brodę.
– Coś Ty, kurwa,
narobiła, co? – zaczął. – Po co Ci to było? Wiesz, że mogłaś mieć ostro
przejebane. Gdyby nie Jacek, to pewnie byś tam dalej siedziała. Miałabyś sprawę
w sądzie, dociera to do ciebie? – choć stał niecały metr ode mnie, krzyczał,
jakbym była na drugim końcu peronu.
– Nie dociera. To
może spróbujemy inaczej! - warknął i zamachnął się prawą ręką. Zacisnęłam zęby
i powieki, ale usłyszałam tylko głuchy huk i odwracającego się do mnie plecami
Kamila. Z pewnością w coś uderzył. Byłam pewna, że jego ręka spotka się z moim
policzkiem. W oczach miał dziką furię, a jednak powstrzymał się od wyładowania
agresji na mnie. Myliłam się, bo już po chwili mój lewy policzek zapiekł jak
jeszcze nigdy. Kamil wymierzył mi cios z pół obrotu z taką siłą, że opadłam na
łóżko.
– Odpowiedz mi na
pytanie – rzucił po chwili, stając nade mną.
– Nie muszę –
odpowiedziałam, siląc się na pewny ton. Stanęłam przed nim. – Nie muszę
odpowiadać na twoje pytania. Mogę ci co najwyżej podziękować za wyciągniecie
mnie z komisariatu oraz znienawidzić za to, że mnie uderzyłeś – powiedziałam
bez zawahania, choć łzy kapały mi po policzku, a emocje były tak
silne, że cała się trzęsłam.
– Dominika, co ty
wyprawiasz? – zapytał przerażony, widząc, że opuszczam pokój.
– Nic takiego, po
prostu cię rzucam. Rzucisz żonę, przeprosisz, padniesz na kolana z bukietem banalnych
czerwonych róż i pudełkiem Toffifee i może z łaski swojej do ciebie powrócę.
– Co to ma znaczyć?
Nie możesz tak! – darł się i chwycił mnie za ramię.
– Tknij mnie, a
skrócę cię o głowę tym mieczem – powiedziałam pewnym tonem i chwyciłam za
rękojeść jakiegoś zabytkowego miecza, który stał na podłodze. Był cholernie
ciężki. Zapewne nie dałabym go rady unieść na wysokość jego ramienia, ale
starałam się tego nie okazywać.
– Wyjdź stąd. Ja nie muszę z tobą być, to ty
pragnęłaś mnie – wyszeptał tonem pełnym nienawiści. Zabolało, mnie to, sprawiło,
że było mi naprawdę przykro. Poczułam się szmatą bardziej teraz niż w sytuacji,
gdy wymierzał mi ten policzek.
Szłam powoli klatką
schodową, jednocześnie wycierając łzy rękawem mojej bluzy. Nagle wpadłam na
kogoś i ten ktoś uniósł mój podbródek do góry.
– Koleżanka Kamila,
dobrze pamiętam? – zapytał rudawy blondyn, patrząc mi w oczy.
– Dobrze pamiętasz –
odpowiedziałam słabo. – Ja przepraszam, śpieszę się – dodałam po chwili i już
miałam iść, ale jego dłoń zagrodziła mi przejście.
– Odwiozę cię. Nie
pozwolę, by kobieta wracała nad ranem w takim stanie sama do domu
– zaoponował.
– Nie musisz…
– Jestem po dyżurze,
jestem zmęczony i robię sobie tym kłopot, ale z własnej, nieprzymuszonej woli,
więc nie odmawiaj mi udzielenia sobie pomocy, proszę. – Nadal nie byłam
zdecydowana. On był ode mnie dużo starszy, właściwie to chyba mógłby być moim
ojcem. Wiedziałam
od Kamila, że jest po trzydziestce, ale wyglądał tak na dwadzieścia pięć
lat. Musiałam przyznać sama przed sobą, iż pomimo tego, że był rudawy, miał w
sobie to coś. Poza tym te szerokie bary i muskularny tors. Nagle zdałam sobie
sprawę, że to, co czułam do Kamila, to było tylko zauroczenie. Wystarczył jeden
policzek, bym się najzwyczajniej w świecie odkochała i zakończyła ten toksyczny
związek.
– Widzę, że jeszcze
się zastanawiasz. Może więc przekona cię coś innego. Jestem bardzo złym
człowiekiem, a byłem jeszcze gorszym. Mam na swoim koncie sporo win, na duszy
wiele grzechów, a na sumieniu liczne błędy. Jak mam… kurwa, jak to Fabian
mówił? Przepraszam, to nie do ciebie, próbuję sobie
przypomnieć słowa kolegi – był tak słodko zmieszany, gdy to mówił. – Już wiem –
jego oczy zabłysły jakby samodzielnie odkrył Amerykę jeszcze przed Wikingami –
jak mam w takim razie wybielić się w oczach pana najwyższego, skoro każdy mi
odmawia i nie pozwala
wykonać dobrego uczynku na jego rzecz? – zapytał z szerokim uśmiechem.
– Dobrze, skoro więc
chcesz mnie odwieź, to dziękuje za pomoc i pozwalam na to.
– Cieszę się bardzo,
bo jest niewiele rzeczy, które bym zrobił kobiecie bez jej pozwolenia –
odpowiedział i szedł obok mnie klatką schodową w dół, ale tak naprawdę to ja
pięłam się w górę, za sobą bowiem zostawiłam wszystko to co mnie męczyło,
drażniło i przeszkadzałoby normalnie funkcjonować. Zostawiłam pewnego blond
furiata, który kiedyś z pewnością zostanie sam jak palec, jeśli nie zmieni
swojego postępowania.
Fragment pochodzi z e-booka pt "Dwa światy w sercu".
Link do opisu: kliknij tutaj
Link do pobrania: kliknij tutaj
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz