sobota, 13 lipca 2013

Sponsoring

Amanda (Magdalena)
Życie jest pasmem niepowodzeń i upadków, czasami tylko przytrafia nam się coś, co pozwala o tym zapomnieć. W chwilę później to coś upada na brudną posadzkę jak zamek z kart, tylko po to, byśmy stawili czoła licznym niepowodzeniom oraz docenili każdy krok, jaki czynimy, nawet ten na kolanach. Nie wiem, nie pamiętam kiedy ja postanowiłam wziąć swój los w swoje ręce.
Wiem jednak, że to tego dnia odmieniłam całe swoje życie. Zabawne, ja nawet nigdy nie byłam pesymistką, zawsze liczyły się dla mnie realia. Polskie realia jednak nie są obiecujące, gdy się przychodzi na świat      w niechcianym domu. Te same realia jeszcze bardziej tracą na wartości, gdy się z tego domu wynosi, pozostawiając tam istoty zupełnie niczemu niewinne.
– Hubert, myślę, że ta oferta jest naprawdę opłacalna – powiedziałam do… Cholera, właściwie nie umiem go określić, nazwać.

– Oferta mieszkania. Wolisz wziąć zrzeszenia do remontu niż wynająć umeblowane? – zapytał, zapinając guziki łososiowej koszuli.
– Oferują stały meldunek, to się liczy – powiedziałam do ciemnowłosego Huberta, który teraz męczył się z satynowym, fioletowym krawatem.
– I co, miałbym wpłacić kaucję, wyremontować je, umeblować                 i zameldować cię tam na stałe, tak? – zapytał z niedowierzaniem w głosie.
– Oczywiście, że tak. Tylko musisz się wstrzymać z tym meldunkiem do lutego, wtedy zaczynam dorosłość – oznajmiłam                            i zaproponowałam: – Chodź tutaj, pomogę ci z tym krawatem.
Zamknęłam białego notebooka firmy Apple, by zbliżyć się do trzydziestodwuletniego mężczyzny. Chwyciłam w delikatne dłonie równie delikatny materiał krawatu i zawiązałam tak, że prezentował się w nim idealnie.
– Kontynuując, dziś to załatwisz, misiu, prawda? – zapytałam                   i złożyłam na jego ustach dobrze zapowiadający się pocałunek. Był jednak falstartem – zakończył się, nim zdążył się na dobre zaczął.
– Nienawidzę, gdy to robisz – powiedział, przybliżając się do mnie.
Usiadłam na łóżku tak jak przedtem i starałam się mówić obrażonym tonem.
– Ja nienawidzę, jak mi odmawiasz.
– Przecież nie odmówiłem, chcę się tylko zastanowić. – Starał się mnie przekonać, jednak wiadomo, że w takiej sytuacji mężczyzna myśli tylko jedną partią ciała i głupotą jest mu zawierzać.
– I tak nie odmówisz, a wiesz dlaczego? – szepnęłam mu do ucha.
– Dlaczego? – zapytał, robiąc sobie przerwę w całowaniu mnie po szyi.
– Bo mnie kochasz – powiedziałam pewna siebie i to zadziałało. Nie minęła sekunda, a się ode mnie odkleił jak oparzony.
– Co ty za głupoty gadasz, mała? Kocham to ja żonę.
Brzmiało to jak największe kłamstwo w życiu; tacy faceci jak on nie kochają nikogo oprócz siebie.
– To jak wyjaśniłbyś jej bądź udowodnił tę swoją wielką, niczym niezmierzoną miłość, gdyby wiedziała, że w tygodniu uprawiasz seks więcej razy ze mną niż z nią? – Chciał mi przerwać, jednak na to nie pozwoliłam. – Odważmy się stwierdzić, jakie to są proporcje. Skala jeden do trzech, czy może do czterech.
– Szantażujesz mnie? – zapytał poważnym tonem.
– Ależ misiu, skądże znowu. – Podniosłam się na kolana                          i owinęłam ręce wokół jego szyi. – Ja cię tylko proszę o małą przysługę. Przecież to też w twoim interesie, bym miała swój kąt. Hotele wynajmowane na weekendy czy kilka godzin w tygodniu odchudzają twój portfel coraz bardziej, bo coraz częściej mnie pragniesz. Czyż jest inaczej? – zapytałam.
– Ty odchudzasz mój portfel. Elitarna szkoła, markowe kosmetyki, dziewczyno, ty nawet majtki nosisz za czterdzieści pięć złotych.
Nie wiem, co myślał, gdy wypowiadał te słowa, ale na pewno nie to, że moja wewnętrzna część dłoni sklei się z jego policzkiem.
– Nigdy więcej tak do mnie nie mów, bo mnie więcej nie zobaczysz. Takich jeleni jak ty jest na pęczki, a ja jestem jedna. I to ty mnie bardziej potrzebujesz niż ja ciebie – mówiłam rzeczowo, więc nawet nie skomentował tego liścia, jakiego mu wypłaciłam.
– Dobrze, mała, dostaniesz swoje dwupokojowe mieszkanko                  w miejscu, w jakim wybrałaś. Zadowolona? – zapytał z łobuzerskim, lecz zarazem pełnym złości uśmiechem.
Muszę przyznać, że chyba nawet go polubiłam, a może to tylko przyzwyczajenie tak odczuwam. W końcu znaliśmy się już ponad rok.
– Skoro ci tak przeszkadzają te moje stringi za nie czterdzieści pięć złotych, a pięćdziesiąt osiem, to po prostu je zdejmij. – Nigdy bym mu tego nie zaproponowała sama, jednak w tym przypadku wiedziałam, że odmówi.
– Nie, no, mała. Może innym razem, ale już nie dziś. Ubieraj się, bo mamy… – spojrzał na cyferblat swojego Patek Philippe i kontynuował –  dwadzieścia trzy minuty, by zdać klucz.
Nie potrzebowałam dużo czasu, założyłam swoją błękitną koszulę z krótkim rękawem, na to granatowy sweterek z logiem szkoły na piersi                   i zaciągnęłam czarno-niebieską spódniczkę do kolan. Wyszłam pierwsza, tak jak to zwykle się odbywało. Miałam kluczyki do samochodu Huberta, wiec to tam na niego czekałam. Gdy zapytał, dokąd mnie zawieść, odpowiedziałam bez namysłu, że do kasyna.
Po wejściu niemalże od razu ujrzałam Kamila. Wyjątkowy blondyn z sercem jak kamień, a jednak ten kamień jest miły w dotyku jak jedwab                 i cenny jak diament. Może gdyby trafił na odpowiednią kobietę                                 i oszlifowałaby tak cenny skarb na prawdziwy brylant, byłby jeszcze bardziej uroczy, ale jednak najpierw on musiałby tego sam chcieć                          i ofiarować jej swoje serce. Podeszłam do niego, a ten… ten… No dobra, nie będę go obrażać, ale miało być: debil, wysłał mnie do Aleksa po drinka. Czy ja naprawdę wyglądam jak kelnerka? Cóż, znałam Kamila już na tyle długo, by spełnić jego prośbę. On sam wiedział jednak, na czym ona będzie polegała. Mogłam udać się do baru w celu złożenia zamówienia, ale nigdy, przenigdy nie zaniosę mu tego do stolika. Miałam okazję pokonwersować                             z Aleksem i nieco żałowałam, że Kamiś przerwał nam tę konwersację. Jednak wiedziałam od razu, że taki facet jak Olek potrzebuje czegoś więcej niż przelotnego romansu z licealistką, dlatego nie zamierzałam z nim flirtować.
Atmosfera była miła, wszystko przebiegało świetnie. Tylko ten jebany SMS!
Amandka proszę cię, uratuj mamusię i zostań dziś z braćmi. Później, jak chcesz, możesz się na powrót wyprowadzić.
Na dobrą sprawę nie wiem czemu zamierzałam spełnić jej prośbę. Była moją matką, ale nic nas nie łączyło, prócz krwi w żyłach. Łatwiej                     i przyjemniej było mi myśleć, że spełniam jej życzenie dla moich przyrodnich braci, bo ona gotowa jeszcze zostawić ich samych bez opieki. Boże, jak pomyślę, że dwóch sześciolatków miałoby zajmować się rocznym Igorem przez całą noc, to mnie krew zalewa. Szepnęłam Kamilowi na ucho, że ja muszę uciekać i czy mnie odprowadzi. Oczywiście nie odmówił, Kamil należał do tego typu mężczyzn, co wszystko robili odwrotnie od reszty tego słabego gatunku. Jemu łatwiej było odmówić seksu niż odmówić zrobienia kolacji – inni, jakich spotkałam w swoim krótkim życiu, zwykle odmawiali tego drugiego. Strasznie się zdziwił, gdy zmierzaliśmy nie w stronę mieszkania mojej koleżanki, a w stronę mojego rodzinnego domu. Wyjaśniłam mu, że mam zostać z młodymi i że to kwestia mojego wyboru.
– No to pewnie będziesz się tam nudzić? – zapytał.
– Pewnie, jak zasną, to tak – przytaknęłam.
– Ten młody, z tego co pamiętam, mnie uwielbia – powiedział                  z uśmiechem Kamil, stojąc ze mną przed obskurną klatką schodową.
– Bo robiłeś nim samoloty, gdybyś odmówił, to byłbyś „be”. Więc tak nie szpanuj, ziomie – powiedziałam i uderzyłam go pięścią w pierś, ale tak delikatnie, na żarty.
– No to niech ma malec jakąś frajdę z życia i wuj Kamil się wprosi do niego w odwiedziny.
Nie wiem dlaczego, ale jego słowa spowodowały, że się uśmiechnęłam.
– Nie no, daj spokój. Sylwia będzie zła – powiedziałam. Nie miałam z żoną Kamila dobrych kontaktów. W moim towarzystwie lożę dla VIP-ów zajmowały tylko osoby silne, pewne siebie, ale i takie, co wykazują się odrobiną empatii i asertywności. Sylwia więc nie siedziała w tej loży, ale to nie znaczy, bym miała ją naumyślnie krzywdzić.
– Nie będzie. Nie marudź, bo pomyślę, że mnie nie chcesz – powiedział.
– No dobra, ale uprzedzam, że nie wiem, co tam zastaniesz. Bo wiesz, Łukasz powinien z nimi być. Nie wiem, czy śpi pijany, czy gdzieś zabalował – wyjaśniłam bez krępacji, przecież to nawet nie był mój ojczym. Czemu więc miałam się wstydzić za kogoś, kto nie był członkiem mojej rodziny?
– Spokojnie, Amanda, da się radę. Nie takie rzeczy w życiu widywałem  – powiedział i przepuścił mnie w drzwiach.
– Kocham cię, wiesz? Tylko sobie za dużo nie myśl. Kocham cię jak brata, takiego z wyboru – powiedziałam zgodnie z prawdą.
– Wiem, siostra – powiedział. – Z wyboru – dodał pod nosem.
Ja naprawdę cieszyłam się, że go mam. No dobra, nie mam go, bo nie da się posiadać człowieka, lecz na nim zawsze mogłam polegać. Zawsze mogłam mu wszystko powiedzieć i mieć pewność, że to nie trafi do uszu osób trzecich. Choć znaliśmy się stosunkowo krótko, bo raptem cztery miesiące, czułam, jakbyśmy znali się całe życie.

Fragment pochodzi z e-booka pt "Trzy szanse dla miłości".
Link do opisu: kliknij tutaj
Link do pobrania: kliknij tutaj

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz