Narracja (Tychon)
Centrum
miasta jest niczym oaza najbardziej upragnionych miejsc dla typowej nastolatki.
To tutaj większość infantylnych gimnazjalistek i niedojrzałych licealistek trwoni swój nic
niewarty czas. Przesiadując w
modnych kawiarniach, polują na takiego, którego wszystkie inne będą im zazdrościły. Większość dorosłych
ludzi uważa, że to wakacje są okresem bezgranicznej wolności dla ich pociech – nie
trudno się domyślić, że są w
błędzie.
W
końcu dla bogatych, rozwydrzonych panienek to żadna frajda przesiedzieć okres
wolny od przykrego, szkolnego obowiązku w hotelu z basenem pod nadzorem
hermetycznych rodziców. Tak naprawdę prawdziwym okresem wolności jest dla nich
rok
szkolny: rodzice są wtedy zapracowani, a one, zbywane pieniędzmi, korzystają z
uroków młodości. Ich życie jest ciągłym pędem za modą, szybkością doznań i
prędkością chwili. To wszystko wydaje się pozornie piękne i cudowne, jednak
często ma tragiczne skutki w przyszłości. Otóż szybkie życie ma sens, ale tylko
wtedy, gdy potrafi się korzystać z hamulców, a nie wtedy, gdy się ich zupełnie
nie posiada. Pewna piękna, farbowana na rudoczerwony odcień dziewczyna uważała,
że nic z powyższych jej nie dotyczy. Czuła się lepsza od innych, bezkrytycznie
podchodziła do własnej osoby, nigdy nie przyznawała się
do błędów; nie potrafiła dopuścić do swojej świadomości, że je popełnia.
Ruda
kobietka w wysokich butach na koturnach o fantazyjnym kolorze i w skąpej,
zielonej bluzeczce z dużym dekoltem miała plan na każdy dzień tygodnia. W
rzeczywistości polegał na tym, by każdy następny tydzień spędzić tak samo, jak
spędziła poprzedni i tak jak spędzała obecny. Szkoła od
dwóch lat była jej obcym miejscem. Przed tymi dwoma laty też
bywała w niej sporadycznie. Nienawidziła siedzieć w miejscu, w ciszy dłużej niż
pięć minut. Co innego siedzenie w kawiarni czy klubie,
bywanie w takich miejscach miało coś na celu. Celem było pokazanie się, bycie czymś
na miarę posągu, który pragnie być podziwiany. Podziwiany, wielbiony i lubiany.
Ruda osóbka co rano wychodziła z domu, zmierzała w stronę całodobowego baru i
przy kawie latte i książce czekała, aż pojawią się pierwsze wagarowiczki.
Później wraz z nimi ruszała „w miasto”.
Wspomniane wagarowiczki były dla niej swojego rodzaju nagrodą, każda kolejna
była kimś na miarę fanki. Tym samym ona nosiła miano idolki bądź gwiazdy. Nie
zależało jej jednak aż tak bardzo na kobiecym poklasku. Prawdziwym
trofeum byli mężczyźni, choć tu bardziej pasowałoby słowo „chłopcy”. Ona jednak
wolała o nich myśleć jak o stuprocentowych
facetach, to ją dowartościowywało. „Zresztą najważniejsze, że byli przystojni” – powtarzała samej sobie, by odgonić pełne wątpliwości
myśli i powrócić do „normalności”.
Tego
ranka wszystko wydawało się przeciętne, nic nie wskazywało na to, że właśnie
ten dzień tak skomplikuje jej wymarzone, proste i radosne życie. Jej najlepsza
naśladowczyni – Dominika – rzuciła, jakże banalnie powszechne w naszych czasach,
hasło: „Jest imprezka”. Imprezą w dzisiejszych czasach
można nazwać niemal wszystko: koncert, wyjście do dyskoteki, wieczór w klubie, noc filmową
ze znajomymi czy palenie trawki w parku. To jednak miała być impreza na dużą
skalę, taka, o której marzy większość pustych nastolatek XXI wieku. Chłopak, za
którym szalała Dominika, miał całe mieszkanie dla siebie, ponieważ jego
współlokatorzy byli na jakimś wyjeździe. Nie to jednak przeważyło szalę. Owa
imprezka zapowiadała się fascynująco i podniecająco, z tego powodu że
mieszkanie Kamila znajdowało się w okolicy owianej złą sławą. Sam Kamil też był
niczego sobie, powszechnie uważany przez dzisiejsze społeczeństwo młodych
dziewczyn za ideał mężczyzny. I tego ruda Majka zazdrościła swojej koleżance.
Kamil był mężczyzną i wyraźnie był zainteresowany Dominiką, podczas gdy nią
interesowali się tylko gówniarze. Postanowiła więc o tym nie myśleć. Ruszyły na
zakupy do największej galerii w mieście w celu przygotowania się do omówionej
wcześniej imprezy.
Dzisiejszy
świat tak młodych dziewczyn jest przerażający, a standardy, którym
muszą sprostać, jeszcze pogarszają ich zachowanie i wystawiają na surowe,
niesprzyjające opinie innych. Z tego powodu wybór stroju był trudny, jednak
wyznacznik był znany każdej z trójki dziewczyn – im mniej na sobie, tym lepiej.
Według Majki najlepiej nadawała się skąpa, zielona sukienka, podkreślająca
kształtność piersi i
pośladków. Do tego buty na bardzo wysokiej koturnie i sznur pereł. Duże, białe,
przeciwsłoneczne okulary idealnie zgrywały się z jej wyprostowanymi,
asymetrycznymi rudymi włosami. Wiedziała, że to pomoże jej przyciągnąć
spojrzenia, co było jej celem.
Impreza
zapowiadała się bardzo hucznie; duża ilość alkoholu, głośna muzyka i szaleństwo
do rana. Majka była w swoim żywiole, gdy mogła czynić honory
dziewczyny, na którą były zwrócone oczy wszystkich chłopaków na imprezie. Nie
ograniczała się, bardzo dużo piła i odważyła się także na taniec
na stole. Lubiła być w centrum zainteresowania, skutecznie więc odstawiała
sceny i ukazywała nieskrępowanie swoje wdzięki. W końcu jednak wszyscy zrobili
się senni, ona także. Starała się znaleźć dla siebie miejsce w salonie, ale wszystko
już były zajęte, a przecież komuś z jej pozycją społeczną nie przystoi spać na podłodze. Zaczęła więc
szperać po pokojach; wiedziała, że są dwa, w których nikogo nie ma, bo Kamil,
opalony blondyn o błękitnych oczach, zabronił do nich wchodzić. To były pokoje
dwójki jego współlokatorów i zastrzegł, że mają być
nietknięte. Czym jednak były zakazy dla hrabiny Majki. Weszła do pierwszego
pokoju. Był wyjątkowo ładny, uporządkowany, co bardzo ją zaskoczyło. Nie miała
siły, żeby dokładnie się rozejrzeć, zamknęła jedynie za sobą drzwi, ściągnęła z
siebie zieloną sukienkę i buty, pozostając tylko w skąpej, czarno-seledynowej koronkowej
bieliźnie. Ułożyła się na łóżku pod kocem i usnęła.
***
Patryk
z Aleksem trafił na wcześniejszy pociąg z Karpacza. Powiedzieli Kamilowi, że
będą później, bo wydawało im się, że spędzą noc na peronie. Szczęśliwy traf
spowodował, że pojechali wcześniejszym pociągiem z przesiadkami. Była dość
wczesna, poranna godzina, kiedy Aleks przekręcił klucz w czarnych, lekko
obdrapanych drzwiach do mieszkania. Oboje byli zmęczeni. Nie spali zbyt dużo
przez ostatnie dwie doby.
–
Ej, stary, chyba pomyliliśmy drzwi – powiedział z przerażeniem w głosie Aleksander.
–
Co ty pieprzysz? – zapytał Patryk, ale zaraz po tym, gdy rozejrzał się po
mieszkaniu, dotarło do niego, co jego przyjaciel miał na myśli.
Bałagan,
jaki zastali w mieszkaniu, zszokował ich obu. Wiedzieli, że w domu była impreza, ale nie podejrzewali,
że zastaną coś takiego. Wszędzie leżały butelki, puszki, papierosy i masa
innych śmieci. Na
krzesłach, stołach i na kanapie w salonie spało mnóstwo ludzi. Jakaś dziewczyna
spała przytulona do sedesu w łazience; Aleksowi zrobiło się jej szkoda, więc
zaniósł ją na fotel.
Kamil
obiecał im, że ich pokoje będą nietknięte. Patryk bardzo liczył na to, że tak
właśnie będzie, bo jego marzeniem było położyć się spać. Wszedł do pokoju i już
od samych drzwi coś mu nie pasowało. Na podłodze bowiem leżały w dość dużej
odległości od siebie dwa buty na wysokich koturnach. Popatrzył w stronę łóżka;
ktoś na nim spał. Położył torbę podróżną na krześle przy biurku i, nie
hałasując, podszedł. Szybko zauważył na podłodze zieloną sukienkę, uniósł więc
delikatnie koc i ujrzał szczupłą, smukłą dziewczynę w ładnej, seksownej
bieliźnie. Przyciągała jego wzrok. Podziwiał ją przez chwilę, gdy kątem oka
zauważył, że dziewczyna uśmiecha się. Zdjął z niej więc całkiem odkrycie i
popatrzył pytająco.
–
Cześć, przystojniaku! – powiedziała zalotnie, przeciągając się na łóżku.
–
Pomyliłaś pokoje? – uśmiechnął się do niej łobuzersko.
–
Ja się nigdy nie mylę – powiedziała pewnym siebie tonem.
–
Nie wątpię. To co proponujesz? – Był zmęczony, nie miał ochoty się z nią
droczyć.
–
Jestem szczuplutka, zmieścimy się razem – przesunęła się trochę i wskazała mu miejsce
obok siebie na łóżku.
–
Nie nawykłem do spania w jednym łóżku z kobietą, której imienia nawet nie znam.
–
Jestem Maja. Teraz możesz się na mnie skusić? – zapytała, dotykając jego krocza
drobną lewą stópką.
–
Mam inną propozycję. Ubierz się i do koleżanek, raz! Natychmiast!
–
Nie pozwalaj sobie! Nie zamierzam się stąd ruszać. Nie chcesz tu spać, to w salonie masz kanapę!
Frajer!
–
Maju, to moje łóżko, tak więc wypad stąd. Ja cię tutaj nie zapraszałem. I nie
chcę być nie miły, ty też, więc nie bądź – mówił spokojnym, lecz stanowczym
tonem.
–
Nie chcesz? A jesteś niemiły, palancie jeden! Jesteś jakiś inny chyba, bo każdy
facet skusiłby się na takie cudo jak ja! Może ty jesteś pedałem, co?
–
Być może po prostu nie jesteś taką pięknością, za jaką się uważasz? – zapytał i
wypchnął ją siłą
za drzwi, wręczając sukienkę.
–
Jak śmiesz?! – próbowała uderzyć go w twarz, on jednak zamknął jej drzwi przed
nosem, co spowodowało, że złamała sobie paznokieć. – Ja się jeszcze na tobie
zemszczę – pomyślała.
Cały
ranek aż do południa Majka jak nigdy spędziła w domu. Myślała, jakby się tu
zemścić na tamtym chłopaku. Na dobrą sprawę nawet nie znała jego imienia. Był
przystojny – tego była pewna; choć w pokoju było ciemno dostrzegła to niemalże
od razu. Później wzrok nieco przyzwyczaił się do panującej ciemności i
podchwyciła kolor jego oczu; były granatowe, ale i zimne, chłodne. Jego
spojrzenie przyprawiało ją o dreszcze. Nie była jednak
to zbyt odpowiednia pora by o tym myśleć, teraz musiała go w jakiś sposób
upokorzyć, tak jak on ją dziś rano. Jak w ogóle śmiał ją wystawić za
drzwi? Za kogo on się uważa?
Wpadła
na genialny pomysł podczas przeglądania kobiecych czasopism. Od razu umówiła
się ze swoimi „przyjaciółeczkami”, by opowiedzieć im, czego się dowiedziała.
–
No, witam was, dziewczyny – powiedziała Majka, wchodząc do całodobowego baru, gdzie
najczęściej jadały. Oczywiście obowiązkowo każdej z dziewczyn dała buziaka w
policzek. Tym razem zamówiła spaghetti; potrzebowała sporą ilość kalorii, by
mieć co spalić w nocnym klubie, do którego się dzisiaj wybierała.
–
Jest piątek, idziemy więc do Q – zaproponowała Amanda.
–
Zawsze chodzimy do Q. Nie uważasz, że przydałaby się jakaś zmiana? –
zaprotestowała Dominika.
Majka
jak przez sen słyszała o czym rozmawiają jej koleżanki, gdy nagle dotarło do niej, że
jedna z nich nie chce iść do jej ulubionego klubu i dyskutuje na ten temat bez
jej wiedzy. Od razu postanowiła się wtrącić.
–
Idziemy do Q. Tam przynajmniej można liczyć na darmowe drinki, dzięki temu że
moim znajomym jest właściciel – wypowiedziała to zdanie jednym tchem, dumna z
siebie, choć w rzeczywistości kłamała; owy właściciel nie był jej znajomym,
tylko przyjacielem ojca. Ale co tam znaczyło drobne kłamstewko, ważne, że
postawiła na swoim.
Jak
nie trudno się domyślić, wszystkie zgodziły się ze swoją rudowłosą koleżanką. Z
królową przecież się nie dyskutuje. Późniejsze rozmowy zeszły na temat techniki
i nowego smartfona Blackberry, którego non stop reklamowano w telewizyjnych
reklamach. Każda z dziewczyn pragnęła go mieć, ponieważ był modny. Następny
temat, jak nie trudno się
domyślić, dotyczył mody. Dominika stwierdziła, że nie wie, jaki kolor tej jesieni jest najmodniejszy. To
była idealna okazja, Majka nie mogła jej nie wykorzystać.
–
Zapytaj współlokatora tego swojego kochasia.
–
Dlaczego akurat jego? – zdziwiła się Dominika.
–
Jak to? Nie domyśliłaś się? Ty to naprawdę musisz być pusta, on jest pedałem! – wykrzyknęłaby
to zapewne jeszcze głośniej, gdyby nie to, że znajdowały się w miejscu
publicznym.
–
Coś ty? Żartujesz? Aleks gejem? – zdziwiła się Dominika. – Znam go już trochę,
ma dziewczynę.
–
Nie Aleks, tylko ten trzeci – powiedziała przez zęby zirytowana Majka. Swoją
drogą nie przypominała sobie żadnego Aleksa. Po tym, jak potraktował ja ten frajer,
zamówiła taksówkę i wróciła do domu.
–
Tego właściwie nie znam… Możliwe, jest taki inny, to się wyczuwa.
A ty skąd wiesz, że jest gejem? – zapytała Domi.
–
Spałam w jego pokoju. Ma pod łóżkiem gazetki, coś na miarę Playboya, ale z
gołymi facetami! – powiedziała Majka, dumna z siebie, że tak dobrze jej idzie.
–
Grzebałaś w jego rzeczach? – zapytała z niedowierzaniem Amanda.
–
No, zaraz grzebałaś, schyliłam się po bransoletkę, upadła mi, no i wiesz, ja
już tak mam, że gazetom nie mogę się oprzeć – odparła od siebie niewygodne
zarzuty.
Po
skończonym posiłku dziewczyny pojechały najpierw do salonu samochodowego, gdzie
Majka miała wybrać sobie kolor swojego nowiutkiego wozu. Stary samochód uległ
zniszczeniu, gdy w wieku osiemnastu lat wjechała nim pijana do rowu. Długi czas
musiała czekać, aż tatuś kupi jej nowy. Oczywiście koleżankom
powiedziała, że sama na
niego zarobiła, nigdy też nie zapraszała ich do domu i nie przedstawiała swoich
rodziców. Pragnęła uchodzić za taką, która wszystko zdobyła własnymi siłami,
bez niczyjej pomocy – to budziło respekt. Respekt w jej przekonaniu
nieodłącznie wiązał się z byciem pierwszą zawsze i wszędzie, z byciem kimś na miarę królowej, a
„Królowa jest tylko jedna” – T-shirt z takim oto napisem postanowiła
założyć tego wieczoru do Q; był to klub dla małolatów, nie chciała się więc
wyróżniać eleganckim ubiorem. Tak naprawdę pragnęła być
młodsza, o czym świadczył każdy krok, który czyniła w stronę szaleństwa i
szybkiego życia bez hamulców. Uznała, że najwygodniej tańczy się na
płaskiej podeszwie, tak więc zielone błyszczące baleriny idealnie się do tego
nadawały. T-shirt już wybrała; był w czarnym kolorze z zielonym napisem.
Pozostał problem tego, co jeszcze na siebie włożyć. W końcu zdecydowała się na
obcisłe, lateksowe legginsy.
W
klubie pojawiły się jakoś przed 23; później mógłby być problem dostania się z
powodu zbyt wielu chętnych, a nie chciała fatygować swojego hermetycznego ojca,
by załatwił im wejście. Znalazły wolną lożę, tuż przy samym barze, co w tym
miejscu graniczyło z cudem. Po kilku drinkach zaczęły się przechwalać, która
jest lepsza w podrywaniu facetów. Majka rzuciła odważny tekst, którego już za
moment miała pożałować:
–
Ja to potrafię poderwać każdego, nawet impotentowi przy mnie stanie.
–
W takim razie załóżmy się. Masz miesiąc na poderwanie kolesia, którego ja
wybiorę, zgoda? – zaproponowała Amanda.
–
A o co ten zakład? – zapytała Majka z cwanym uśmiechem.
–
O butelkę dobrej whisky, na filmach amerykańskich tylko to piją – powiedziała
Amanda.
–
Dobra, zakład stoi, ale mam dwa warunki – powiedziała Majka i ciągnęła dalej: – Musi to być
naprawdę droga whisky, to pierwszy warunek, a drugi, że facet musi być stąd,
wskazany dziś.
Nie
bez powodu Majka postawiła ten drugi warunek. Na razie jej osiągnięciami byli
sami chłopcy, tak wiec nie chciała dać koleżance możliwości, by wskazała kogoś
po trzydziestce.
–
Dobrze – zgodziła się Amanda – ale musisz iść z nim do łóżka i mieć na to jakiś dowód, że ci
się udało.
–
Oczywiście, zakład stoi. – Majka podała prawą dłoń koleżance w celu zawarcia zakładu, a Dominika
go „przecięła”.
Dalsza
zabawa przebiegała idealnie, strumieniami płynął alkohol, grała głośna muzyka.
Majka jednak nie piła zbyt dużo, wolała mieć jasny umysł, by dobrze zapamiętać
twarz mężczyzny, którego wskaże jej Amanda. W końcu nastała
ta chwila.
–
Idź do baru. Jest w turkusowej koszuli, ma podwinięte rękawy. To twoje wyzwanie!
– krzyknęła Amanda, ściągając Majkę z parkietu.
–
Już idę – uśmiechnęła się do koleżanki z błyskiem w oku.
Gdy
doszła do baru, rozejrzała się po wszystkich zajętych hokerach, ale nie ujrzała
tam nikogo w turkusowym stroju, nie było tam nawet nikogo w koszuli. Jej wzrok
niemal natychmiast padł na barmana. W tej samej chwili zniknęła jej
pewność siebie i ustąpiła miejsca furii. Natychmiast wróciła do koleżanek.
–
Czyś ty oszalała?! On?! – wykrzyknęła do Amandy.
–
Przecież jest w tym klubie, spełnia więc kryteria – tłumaczyła się Amanda.
–
Ale on jest gejem!
–
To chyba lepsze niż impotent – uśmiechnęła się i dodała: – Poddajesz się?
–
W życiu – powiedziała pewna siebie i wścieła Majka, ruszając w stronę baru.
Wspięła
się na wysoki hoker i zastukała w marmurowy blat. Chłopak stojący za barem niemalże
natychmiast się do niej odwrócił i rzekł:
–
Co bogini piękności i pychy zamawia? – Dostrzegła jego łobuzerski uśmiech.
–
Bogini piękności się zgadza, pychy nie. Nie radzę ci mnie obrażać, jestem
znajomą twojego szefa. Nie macie tu zachwycającego wyboru, no ale, niech będzie, Jack Daniels
z colą.
–
Proszę bardzo – położył przed nią szklankę i zaczął przygotowywać drinka na jej
oczach.
–
Nie wiedziałam, że tu pracujesz. Nie widziałam cię tu wcześniej, a jestem
stałym bywalcem – starała się rozpocząć temat.
–
Spytaj swojego znajomego, a mojego szefa, od kiedy jestem zatrudniony, skoro
tak bardzo cię to ciekawi – urwał temat, nie dowierzając, by znała faceta po
pięćdziesiątce, który go zatrudnił.
– Lepiej tak nie skacz, kozaku, bo pożegnasz
się z tą pracą. Wystarczy jedno moje słówko – posłała mu całusa.
– Nie będę się z tobą wdawał w dyskusję. Jak
słusznie zauważyłaś, jestem w pracy – odszedł do innego klienta, nawet się z
nią nie żegnając.
Fragment pochodzi z e-booka pt "Pierwsze kroki".
Link do opisu: kliknij tutaj
Link do zakupu: kliknij tutaj
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz