poniedziałek, 29 lipca 2013

Niedopasowanie doskonałe

Dariusz ( Piotr)

Obudziłem się wcześniej niż zwykle, jakby wyrzuty sumienia zakłóciły mój spokojny sen. Te wyrzuty pojawiły się nagle, ścisnęły za gardło i wywołały w głowie takie echo, że nie dało się tego przezwyciężyć. Spojrzałem na Julkę. Moja żona spała spokojnie, jak aniołek, nic dziwnego, bo przecież takie jak ona nie mają nic na sumieniu. Takie jak ona są dobrymi żonami, w przyszłości idealnymi matkami, świetnie prowadzą dom. Ja też miałem być idealny. Miałem zarabiać na dom i rodzinę, tak, by nigdy nie musieć się martwić o jutro. Chciałem w soboty chodzić z dzieckiem na basen, albo na boisko, a w niedziele z żoną do kina lub teatru, ale moja żona nie obdarzyła mnie dzieciątkiem i nie miała takiego zamiaru. To dlatego szukałem przygód – tłumaczyłem sam sobie. Usłyszałem dźwięk sms'a. Sięgnąłem po telefon na stolik nocny, widniało na nim „Robert”, ale w rzeczywistości znaczyło to tyle samo, co „Dominika”.
Na Boga, jeszcze nie zdradziłem, a już ukrywałem wszystko, jak zdrajca. Odpisałem tej młodej damie, że spotkanie aktualne i zabrałem się do rozpoczęcia dnia. Szybki prysznic, wyprasowana koszula, bokserki pod kolor krawatu… codzienność.
Moja codzienność minęła po ośmiu godzinach pracy z przerwą na obiad. Zaczął się wyścig sumienia i przyzwoitości z ochotą i prawem do szczęścia. Zaczęła się obiadokolacja z moją żoną i moja wymówka – tenis.
– Spakuje cię – zaproponowała, ale ja nie chciałem, by to robiła. Przez to całe jej pakowanie czułem się z tym wszystkim jeszcze gorzej.
Moje kłótliwe jedno ja, z drugim ja ucichło, gdy zajechałem pod klub. Ładna młoda dama w legginsach i rażącej tunice zrobiła na mnie super wrażenie.
– Zdejmij kurtkę – zaproponowałem, gdy wsiadła do mojego samochodu. Specjalnie załączyłem ogrzewanie, by czasem nie zmarzła. – Dżinsowe kurtki mają to do siebie, że są niewygodne, bo sztywne. – Pragnąłem zacząć z nią jakoś temat.
– Sądziłam, że nie będziesz w garniturze, skoro byliśmy umówieni na dwudziestą. – Kobiety, zawsze mają jakieś ale. Ta to ale miała już na samym początku znajomości i to od razu do mojego ubioru.
– Mogę się przebrać. W torbie, z tyłu mam dresowe spodenki i koszulkę.
– Będzie ci zimno – stwierdziła.
– Dla twojego dobrego samopoczucia zdzierżę to, że zmarznę – zapewniłem ją i mrugnąłem powieką w jej kierunku.
– Nie puszczaj do mnie oczek, bo to jest tak, jakbyś chciał mnie wyrwać na jeden raz.
– Gdybym chciał cię wyrwać na jednorazowy seks, zaproponowałbym hotel już wczoraj. Dziś proponuję to, co ty proponujesz.
– Pozostawiasz wybór kobiecie? – zdziwiła się. Faktycznie, rzadkością było, że pozostawiałem kobiecie ostatnie zdanie, ale tym razem mogłem zrobić wyjątek. Dla niej czułem, że warto.
– Ale ja nie wiem, gdzie moglibyśmy jechać wspólnie.
– Jeśli się nie zdecydujesz, to będę tak krążył po mieście – zagroziłem. – Pojedźmy tam, gdzie ty masz ochotę. Czego dawno nie robiłaś, a co chętnie być zrobiła? – zapytałem i uśmiechnąłem się do niej.
Była speszona, sztywna, ale to przez jej niewinność, a te zaczerwienione policzki podobały mi się, jak cholera. Chciałem, by się ze mną nie nudziła, by czuła się dobrze.
– Dawno nie tańczyłam – odpowiedziała jakoś tak ciszej.
– To już coś wiemy. Jaki klub?
– Nie wiem, ty wybierz.
– Mogę cię zabrać do miejsca, gdzie sam się bawiłem jako gówniarz, ale nie wiem czy ci się spodoba.
– Na koncert filharmonii? – zapytała z uśmiechem.
– Jesteś złośliwa. Wyglądam na aż tak sztywnego?
– Nawet bardziej, niż na aż tak.
– Znów jesteś złośliwa – powiedziałem ostrzej.
– I co z tego?
– Zdenerwuję się – powiedziałem niepewnie.
– Na mnie?
– Nawet na tak ładne, małe, niewinne i urocze paskudztwo można się zdenerwować. Udowodnić ci to? – rzuciłem jej wyzwanie.
– A jak zamierzasz mi to udowodnić? – zapytała i widać było, że już zyskała śmiałość i pewność siebie.
– Wjedziemy do lasu, usiądę wygodniej i przełożę przez kolano. Mam prawo z racji tego, że jestem starszy – powiedziałem z uśmiechem, wiedząc, że nie byłbym w stanie tego zrobić tak uroczej istotce.
– Jako zawodnik prawny wiesz, że to karalne.
– Prawny co? – zapytałem z niedowierzaniem.
– Nie nabijaj się, tylko powiedz, dokąd jedziemy?
– Na potańcówkę, jesteśmy już właściwie na miejscu. – Zatrzymałem się na parkingu, a z oddali słychać było już discopolową nutę.
– Chcesz tam wejść w marynarce? – zapytała z niedowierzaniem.
– Nie. Założę na głowę czapeczkę – odpowiedziałem i nachyliłem się do schowka, dotykając jej kolan. Wyjąłem czapkę, popielatą smerfetkę brata i chwilę zatrzymałem swoją dłoń na udach Dominiki, pogłaskałem je. – Nie stresuj się tak, nie spinaj. To nie seks, jeszcze – powiedziałem do niej z uśmiechem i założyłem czapkę na głowę.
– Teraz wystarczy tylko, że pozbędziesz się marynarki – stwierdziła.
– Jestem większym hardkorem. Rozepnę jeszcze koszulę i poluzuję krawat.
– Dla mnie bomba, zobaczymy, jaką masz klatę.
– Mam kaloryfer. Jak już wylądujemy pijani w toalecie będziesz mogła policzyć, ilu drabinkowy, oczywiście ustami. Później wsiądziemy w takim stanie do wozu i będziemy zmierzać do lasu na upragniony stosunek seksualny, ale rozbijemy się na pierwszym drzewie.
– Dla mnie bomba, wchodzisz w to? – zapytała, patrząc mi pewnie w oczy. Mierzyliśmy się wzrokiem dłuższą chwilę, bo starałem się wyczytać z jej źrenic, czy naprawdę myśli poważnie.
– Nie jestem samobójcą – odpowiedziałem w końcu.
– Mówisz o tym drzewie?
– Nie, myślę, że seks z nieletnią mógłby mnie przyprawić o zawał, to już nie te lata, sama rozumiesz – odpowiedziałem żartobliwie i wysiadłem z samochodu, by otworzyć przed nią drzwi.
Tańczyliśmy, piliśmy, ja oczywiście ograniczyłem się do coli, ze względu na to, że ktoś musiał prowadzić, ale i tak zabawa była pierwszej klasy. Nagle sobie skojarzyłem, że nigdy nie bawiłem się tak z Julią. Ona nienawidziła klubów, dyskotek, jeśli już do jakiś szła, to do elitarnych, by się tam pokazać komu trzeba i liczyła na dobry kontrakt, który gdy w końcu nadchodził, to ja nie godziłem się, by go podpisała. Mnie z kolei męczyło towarzystwo aktorów i aktorek, modelek i modeli, reżyserów, projektantów mody. Na dobrą sprawę, to nawet grono prawników i sędziów mnie męczyło. Jedno z tych towarzystw było przesadnie sztywne, a drugie wywyższające się na każdym kroku. Podczas prawniczych bankietów czułem się, jak dzieciak u babci na imieninach, a podczas imprez w Julii stylu czułem się, jak licealista na urodzinach znienawidzonej koleżanki. Przy Dominice czułem się po prostu sobą, nie musiałem spełniać niczyich oczekiwań, być tym, kogo chcą widzieć…
Nie pomyślałem, że zaprosi mnie do domu, ale stwierdziła, że ojciec jest na nocce, a brat pewnie przy komputerze, i że ona nie chce sama spędzać reszty wieczoru. Pierwsza wskazówka jaką otrzymałem to, że w ich rodzinie nie dzieje się najlepiej. Kiedy córka mówi o tacie ojciec, to nigdy nie znaczy niczego dobrego. Skorzystałem jednak z jej propozycji. Usiadłem w staromodnej kuchni, która od mojej różniła się o sto mil. Nagle dotarło do mnie, że mnie pieniądze nie dały prawie nic. Dały wygodne łóżko i materac w zestawie do niego, z niczego innego w tym domu swoim nie korzystałem. Nawet telewizor był włączony dla zabicia ciszy w niedziele, bo po prostu nie miałem tematów do rozmowy z własną żoną.  Jeszcze samochód mi dały pieniądze, ale ja nawet nie czułem radości, gdy go wybierałem. Dla mnie ważne, by to miało cztery kółka i jeździło, a nie karoseria, tapicerka i moc silnika.
– Głodny? – zapytała nagle i przestawiła jakiś zeszyt z blatu na stół.
– Nie, raczej nie – odpowiedziałem.
– To raczej, czy nie? – dopytywała.
– Nie. – Zacząłem bawić się zeszytem, przekładać go z ręki do ręki i przyglądać się motocyklowi. Jako dziecko marzyłem o motocyklu, rozwaliłem bratu skuter, a ojciec… to złe wspomnienia, lepiej nie wspominać.
– Ja mam na coś ochotę, tylko nie wiem na co – mówiła schowana do połowy za drzwiami lodówki. – Wiem, placki ziemniaczane, ale nie lubię trzeć.
– Daj, zetrę – zaproponowałem.
– To chyba nie wypada, jesteś moim gościem.
– Nie przejmuj się – stwierdziłem i wstałem. – Gdzie masz to takie z ostrzami?
– W szafce na dole. Miskę masz do góry.
– Dzięki. – Mój wzrok spotkał się z jej i to była jak magia, taka chwilowa iskra.
– Zdejmij tę kretyńska czapkę – zadecydowała i nie czekała aż wykonam jej polecenie, po prostu podeszła i mi ją zabrała z głowy.
– Dzięki niej wyglądałem młodziej. Nie boisz się, że ojciec wcześniej wróci, albo brat zareaguje na to, że sprowadzasz do domu kogoś takiego jak ja?
– A co znaczy kogoś takiego jak ty? – zapytała, siadając naprzeciw mnie z nożem w ręce i siatką na obierki rozłożoną na stole.
– Kogoś, kto wiekowo mógłby być twoim ojcem.
– Wątpię, że wiek ma dla nich aż tak duże znaczenie. Im to wisi, a ty się nie przejmuj. Proszę – rzekła, podając mi jednego obranego ziemniaka.
– Dziękuje. Mam ścierać na grubych, czy drobnych oczkach?
– Na drobnych.
Później wyszło, że ja te placki doprawiałem, że ja je smażyłem i nawet nie czułem się tym zgorszony, zniewieściały. W tamtym momencie było to dla mnie naturalne, normalne, a nawet chciałem to wykonywać. Zjedliśmy, zaoferowałem się do zmywania, a ona odrzekła:
– A proszę cię bardzo, jeśli chcesz.
– Patrz, co kobieta potrafi zrobić z mężczyzną.
– Ej, to nie moja wina, przecież cię nie zmuszam.
– Wiem, sam chcę – powiedziałem, przybliżając się do niej. Położyłem rękę na stole tuż za nią. Dominika teraz znajdowała się między mną, a stołem i wcale nie czuła się tym zakłopotana. Starałem się wyczytać coś z jej oczu, znaleźć w jej źrenicach pozwolenie na ten pocałunek, ale nie doszukałem się niczego. Ona mnie uprzedziła, pierwsza dotknęła moich włosów swoimi rękoma i moich warg swoimi ustami. Całowałem się z małolatą w małej, skromnej kuchni i czułem, że bardziej pasuje tutaj, niż do luksusowego domku w środku miasta. Nagle zapragnąłem cofnąć czas, nigdy nie brać ślubu, nie skończyć prawa, nie iść do liceum. To wszystko prysło, gdy przypomniałem sobie twarz Julki, a Dominika w tym czasie zaczęła rozpinać mój pasek od spodni. Odskoczyłem od niej, jak oparzony.
– Przepraszam jeśli cię… myślałam, że lubisz ostre pocałunki – zaczęła tłumaczyć się, zmieszana.
– Bo lubię, ale… Nie mówiłem ci czegoś, a ty nie pytałaś.
– Czego? O co ci chodzi? – dopytywała z przerażeniem.
– Mam żonę – powiedziałem to jej prosto w oczy, była za dobra, bym grał na dwa fronty, zasługiwała na prawdę.
Spodziewałem się wszystkiego: krzyków, policzka, pretensji, łez w jej oczach, ale zamiast tego dobiegł moich uszu śmiech. Dominika wręcz zanosiła się od śmiechu, opierając się o stół.
– Co cię tak rozbawiło? – zapytałem z niedowierzaniem.
– Powiedz mi, czy ja mam coś napisane na czole? – zapytała po chwili, a ja nie rozumiałem kompletnie tego pytania. Przyjrzałem się jednak jej twarzy.
– Nie, nic nie masz napisanego, nigdzie. Dominika, o co chodzi?
– Po prostu ostatnimi czasy przyciągam samych żonatych i nie wiem, czemu kleją się akurat do mnie.
– Ilu ich było? – zapytałem z uśmiechem na twarzy.
– Jesteś czwarty. Pierwszy to kolega był, później wyszedł jeden pocałunek, gdy wypiliśmy. Kolejny długo nie zdradził mi, że ma żonę. Następny między czasem spędzanym ze mną, a pracą zajmował się sprawami małżeńskimi, a teraz jesteś ty.
– Ja byłem szczery, zanim się wkręciłaś. Poza tym wiedziałaś. w jakim klubie się spotkaliśmy i…
– Nie szukam sponsora – wypaliła nagle.
– Nie szukam kochanki – stwierdziłem, patrząc jej na powrót w oczy.
– Szukasz, ale boisz się, że to zburzy twoją poprawność. Nie chcesz gruzować buldożerami tego, co tyle czasu budowałeś i sam wypracowałeś. Nie widzisz w tym związku wkładu żony, dlatego szukasz przygód.
– Nie czytaj we mnie, nie udawajmy, że się dobrze znamy! – warknąłem i odwróciłem się do niej plecami, zabierając się do zmywania, bo bardzo chciałem czymś zająć ręce. Miałem taką potrzebę po prostu.
– Ale ja cię znam – powiedziała pewnie i położyła delikatnie swoją dłoń na moim ramieniu.
– Nie znasz. Nie da się poznać człowieka w kilka godzin. Widzisz mnie drugi raz na oczy.
– Nie jesteś tym, kim chcesz by widzieli cię inni, i to mi wystarcza.
– Dominika, nie baw się w mojego psychologa, proszę. – Odwróciłem się do niej, wycierając jeden z talerzy suchą ścierką.
– Ale ja nie chce się z tobą w nic bawić, mogę ci być przyjaciółką, ale to nie będzie zabawa – zapewniła mnie.
– Może lepiej przyjacielem, nie będzie mnie kusiło, by cię rozbierać.
– Mam ubierać się po męsku na nasze spotkania? – zapytała z uśmiechem.
– Kobiety… – rzekłem i zabrałem się na powrót do zmywania.
– Daj, ja wytrę – zaproponowała, zabierając już lekko wilgotną ścierkę z mojego barku.
Zbierałem się do wyjścia od dłuższego czasu, oczywiście w myślach, bo w realnym życiu cały czas siedziałem przy kuchennym stole. Wspominałem smak tych placków ziemniaczanych, które jadłem przed godziną. Dominika przypomniała mi smaki młodości. Dania, jakie sam gotowałem, gdy mieszkałem z kumplem w czynszowym mieszkaniu, znajdującym się w starej kamienicy. Zatęskniłem za tamtymi czasami, za tamtą normalnością. Jednak kiedy żyłem w tamtych czasach. to tęskniłem do tego, co mam teraz. Czy ja naprawdę jestem aż tak trudnym człowiekiem, że nie da mi się dogodzić? Julia – moja żona, przecież też gotowała, ale ona tworzyła te swoje wyszukane dania o dziwnych, trudnych do zapamiętania nazwach i zmuszała mnie swoim spojrzeniem bym się nad nimi rozczulał.
– Chyba już pójdę – rzekłem nagle do Dominiki.
– Co taki zapatrzony w tę okładkę? – zapytała, spoglądając wymownie na zeszyt.
– A tak jakoś…. Marzyłem kiedyś o takim motocyklu. Nie wiedziałem, że kobiety mają zeszyty z okładkami gatunku motoryzacji, zawsze sądziłem, że to dla chłopaków.
– Może jeszcze powiedz, że kobiety gorzej prowadzą? – zapytała z wyczuwalną pretensją w głosie.
– Najczęściej tak właśnie jest, ale zdarzają się wyjątki. Znam kilku facetów, co prowadzą, jak blondynki…
– Ej! – zwróciła mi uwagę, a ja dopiero teraz skojarzyłem, że Dominika ma przecież włosy w blond kolorze.
– Przepraszam, ale daj mi dokończyć. Znam też kilka blondynek, co prowadzą lepiej ode mnie. A przykładem kobiety, co świetnie jeździ jest Martyna Wojciechowska, na przykład.
– Szowinista, ale z dozą równowagi.
– O mnie mówisz?
– Nie, o takim świętym w czerwonej czapeczce. Jak chcesz, to sobie weź ten zeszyt, nie jest mój, mojego brata też nie, bo widać od razu, że to jakiś brudnopis. Tam jest jakieś opowiadanko, nawet dopisałam do niego kilka zdań, ale sądzę, że to nic ważnego.
– Dajesz mi prezent? – zdziwiłem się.
– Prędzej coś, co i tak bym musiała wywalić, tak więc mnie wyręczysz i sam się tego pozbędziesz, w sekrecie przed żoną.
– Naprawdę jesteś złośliwa, ale za prezent dziękuję. Biorę go zanim się rozmyślisz i lecę do siebie, muszę odespać, rano wcześnie wstaję – powiedziałem, zerkając jednocześnie na zegarek, dochodziła godzina druga w nocy. Przez chwilę zastanawiałem się, co powiem Julii, ale wymówkę miałem już gotową. Brzmiała: Zasiedziałem się z kumplami w barze przy słabym drinku. Ona nigdy nic nie mówiła, nie histeryzowała, nie urządzała scen zazdrości. Zaczęła do mnie dochodzić myśl, że Julia była moją żoną, ale tak naprawdę nigdy nie była o mnie zazdrosna, a czy istnieje miłość bez zazdrości?

Jadąc do domu, poczułem, że moje oczy zachodzą łzami. Nigdy nie płakałem z powodu uczuć, a tym bardziej z powodu ich braku. Zaznałem przecież wyobcowania rodzinnego na własnej skórze. Mieliśmy to samo nazwisko, ale byliśmy sobie obcy. Tak było zarówno w moim rodzinnym domu, jak i w tym, który sam wybudowałem. Zatrzymałem się na parkingu, przetarłem twarz, zapaliłem lampeczkę umieszczoną w suficie samochodu i zacząłem czytać to, co napisane w zeszycie, który dostałem od Dominiki. Starałem się zgadnąć, który fragment jest jej i stawiałem na ten drugi, z pewnością nie na ostatni, był zbyt romantyczny, jak na tę małolatkę. W schowku odnalazłem długopis, przypominając sobie, jak wcześniej, sięgając z niego czapkę, kładłem swoją dłoń na kolanie Dominiki.

Fragment pochodzi z e-booka pt "Nigdy nie zrozumiem kobiet..."
Link do opisu: kliknij tutaj
Link do pobrania: kliknij tutaj

4 komentarze:

  1. Jednak nie zdradził a wielu na jego miejscu by zdradziło.Dlaczego on nie próbuje czegoś zmienić w tym swoim domu.Domi traktuje lepiej niż własną żonę czasami.

    OdpowiedzUsuń
  2. Też się zastanawiam dlaczego dla Dominiki jest milszy. Ale Julie już by "ukarał" za samo spotkanie z facetem,a sam prosze bardzo

    OdpowiedzUsuń
  3. No właśnie.Julii jakoś tak chętnie nie pomaga z obiadem czy kolacją.On przychodzi i ma być gotowe.Przynajmniej jeszcze nie zdradził ale juma wyrzuty sumienia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń