Tomasz ( Rudy)
Nienawidziłem rapowych klubów dla młodzieży, ale tym razem
nie miałem wyjścia i byłem zmuszony je odwiedzić. Wypatrywałem jakiegoś
kolesia, miał byś rudy… nie. Miał być blond-rudy, ale nikt taki nie rzucał się
w moje oczy. Wypiłem piwo, odwiedziłem toaletę by przemyć twarz bo po
nieprzespanej nocce kleiły mi się oczy, gdy nagle usłyszałem krzyki. Krzyki
kobiety.
– Możesz mnie nie szarpać – warknęła.
– Nie, wyobraź sobie, że nie mogę – głos mężczyzny był
stanowczy, ale spokojny.
– Dokąd? – padło, krótkie pytanie z jej ust, a ja już
wyobrażałem sobie, że taki delikatny głos musi należeć do wyjątkowo delikatnej
kobietki.
– Fabian by cię za to rozkurwił! – Tym razem męski głos
zabrzmiał tak, że aż się ściany zatrzęsły, a ja wiedziałem już, że awantura
dochodzi z kabiny WC.
Po chwili drzwi uchyliły się, a następnie otworzyły.
– Jest tu ktoś? – padło pytanie. Pytał mężczyzna.
– Tak, już sobie idę – odpowiedziałem pośpiesznie i miałem
wyjść, ale sparaliżowało mnie. Teraz drzwi od WC były otwarte. Widok był
przedziwny, ale zapewne codzienny w takich klubach. Kobieta klękała na zimnych
płytkach i wymiotowała do otwartej muszli klozetowej, a mężczyzna trzymał jej
włosy.
– Źle się poczuła od zbyt dużej ilości alkoholu – wyjaśnił
ten, którego szukałem. Był elegancko ubrany. Droga marynara, nieskazitelnie
biała koszula i markowe dżinsy.
– Znasz Dominikę? – zapytałem.
– Nie wiem, a powinienem ją znać? – spojrzał na mnie, a jego
szmaragdowe oczy przeszyły mnie na wylot i odebrały mowę, były takie lodowate.
– Aleksander Górski? – zapytałem, gdy wreszcie przywrócił mi
głos, bo nadal nie byłem pewny czy z odpowiednim człowiekiem rozmawiam.
– Pan z policji? – Znów to jego lodowate spojrzenie.
– Nie.
– To skąd? – zapytał.
– Pan z policji? – odpowiedziałem śmiało.
– Sabina, trzymasz się? – zapytał mężczyzna, podając
kobiecie chusteczkę i sadzając ją już na zamkniętej toalecie.
– Ale ty nie.. powiesz mu? – wybełkotała kobieta.
– Nie wiem.
– Musisz zrozumiec, nie codziennie zamykają mi męża w
areszcie – wybełkotała znów.
– Umówmy się, że rozumiem i nie powiem, ale jeśli jeszcze
raz będę miał cię szukać po klubach to osobiście zatłukę, z Fabiana zgodą lub
bez niej – warknął na nią nieprzyjemnie, a w mojej głowie zaświeciła się
żarówka z pytaniem: Kim jest ten Fabian?
– Co chciałeś chłopcze? – zwrócił się do mnie i zmierzał w
moją stronę. Widział strach w moich oczach i najwyraźniej go to bawiło, ale
podszedł tylko do umywalki w celu umycia rąk.
– Szukam pracy.
– Nie jestem szefem tego lokalu – odparł.
– Mogę robić wszystko. Biegać z prochem, stać na ochronie… –
przerwałem, bo nagle moje plecy zderzyły się ze ścianą, a coś ściskało moje
gardło, okazało się, że była to jego dłoń. Czułem jak woda, a może to był pot
ścieka mi po szyi aż do klatki piersiowej.
– Co ci przyszło do głowy? Co ci Dominika o mnie nagadała? –
zapytał i wypuścił moją szyję z uścisku. Tym razem przemył jeszcze twarz.
– Jesteś lekarzem, masz dwa samochody, narkotyzujących się
kolegów i policjanta za przyjaciela.
– Norma w dzisiejszych czasach. Mój przyjaciel glina nie
potrzebuje tajniaka, a moim kumplom narkomanom nie trzeba gońca. Coś jeszcze? –
Już miałem odpuścić, ale wiedziałem, że nie mogę, nie tym razem. To miała być
moja szansa, szansa na lepsze życie.
– Masz agencje towarzyską na kolejowej. – Wiedziałem, że go
zaskoczyłem, widziałem to w wyrazie jego oczów, jakby się ociepliły ze
zdziwienia.
– Dochodowe i legalne – odparł z uśmiechem. – Sabina, chodź.
Idziemy już – zwrócił się do dziewczyny, podchodząc do niej i pomógł jej wstać.
– Aleks… – zacząłem.
– Nie przeszliśmy, gówniarzu, na ty! – warknął i poczułem
jego pięść tuż pod moim okiem, zatoczyłem się, upadłem na płytki. – Na
ochroniarza się nie nadajesz – stwierdził cynicznym tonem i wyszedł z toalety
wraz z dziewczyną. Doszedłem do siebie, podniosłem się pierw na kolana, a potem
na równe nogi. Moim oczom ukazał się zeszyt, który leżał na płytkach,
pomyślałem, że może to tego typa, dlatego wziąłem go z sobą. Wyszedłem wprost
na Aleksa.
– W sumie miałbym coś dla ciebie – zaczął.
– Co takiego?
– Masz samochód i prawo jazdy? – zapytał.
– Prawo jazdy mam, samochód ma ojciec, ale mi nie da –
odrzekłem.
– Kryspin ma jakąś starą mazdę to użyczy – mówił jakby do
siebie, a patrzył ponad moją głową, a nie mi w twarz, wysoki był.
– Na czym miałaby polegać moja praca? – postanowiłem zapytać
o najważniejsze.
– Na dyskrecji, tak jak każda porządna robota.
– Na czym konkretnie i ile płatna?
– Wytrzyj się – powiedział podając mnie chusteczkę. –
Widziałeś tą kobietę, co ze mną była?
– Tak, piękna, więc trudno było nie zauważyć.
– Nie spuścisz z niej oka w ciągu ośmiu godzin dziennie, po
ośmiu godzinach otrzymasz zmiennika, jego też ktoś zmieni po ośmiu, a potem ty
tego kogoś, jasne?
– Jak słońce.
– Wszystko mi meldujesz.
– To twoja kochanka?
– Nie, żona przyjaciela, zaczynasz od przyszłego tygodnia –
odpowiedział i odszedł.
Tej nocy sporo myślałem, sądziłem, że się pomyliłem, ale
przecież to niemożliwe. Przyzwoity lekarz nie miałby aż tyle pieniędzy, nie w
tak młodym wieku. Jeśli byłby po czterdziestce, to bym w to uwierzył, ale nie w
takiej sytuacji. Nie mogąc zasnąć postanowiłem zajrzeć do owego zeszytu.
Historia, którą tam spisano była niezwykle realna, codzienna, możliwa do
zdarzenia w życiu każdego, tylko dlaczego nigdy w moim się nic nie działo? Nie
zastanawiając się długo wziąłem do ręki ołówek i…
Fragment pochodzi z e-booka pt "Nigdy nie zrozumiem kobiet..."
Link do opisu: kliknij tutaj
Link do pobrania: kliknij tutaj
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz