sobota, 10 sierpnia 2013

Magiczne buteleczki

Amanda (Magdalena)

Dotarłam przed market, zaparkowałam, przystąpiłam do robienia zakupów. Przez kasę przewinęły się: dwie paki pierogów, ośmiopak piwa, jakiś likier, duża paczka frytek, chusteczki dla niemowląt, jogurty, deserki dla dzieci od czwartego miesiąca życia. Co prawda chłopcy mieli dopiero trzy miesiące, ale mleko niespecjalnie im smakowało.
– To też pani? – zapytała się kobieta na stanowisku kasjerki.
– Tak – odpowiedziałam i dalej pakowałam wszystko do koszyka sklepowego, by czasem nie zatamować ruchu.
Kasa znów wydawała ten przebrzydły pikający dźwięk, powieki mi opadały, oczy bolały od światła tych ekonomicznych badziewstw, ale cóż… żyć trzeba dalej, mimo wszystko.
Słuchałam więc tego pik, pik, pik i wkładałam do koszyka kolejne artykuły: wódka, schabowe, gulasz, wołowina, pięć cytrynówek (tych w malutkich buteleczkach), sterta startych i zmielonych przypraw, kilka opakowań ciastek i chipsów, landrynki, proszek do prania, świeczki zapachowe do łazienki, czteropak coca-coli, cztery kartony soków, pampersy w ekonomicznym opakowaniu, cztery rodzaje musztardy, dwa rodzaje ketchupu… pakowałam do tego koszyka wszystko czego może zapragnąć człowiek, niemal wszystko. Produkty najlepszych marek, o których niektórzy mogą sobie tylko pomarzyć. Dla niektórych celem na dziś być może jest kupno chleba i… życie nauczyło mnie, że czasami suchy chleb to wiele. Dziś jednak nie musiałam się tym martwić, ale nigdy nie wiadomo tego co mnie spotka za kilka, kilkanaście, czy nawet kilkadziesiąt lat.

– 823 zł – usłyszałam. Wyjęłam więc portfel z modnej, skurzanej torebki. Wydałam te kilka stów, bo pieniądze dziś, to nie był mój problem. Za to wszystko inne mnie przerastało dużo bardziej niż niegdyś brak gotówki.

Otworzyłam bagażnik mojego białego peugeota. Dopiero teraz pakowałam zakupy do reklamówek i wkładałam do samochodu. Sześć wielkich toreb foliowych, z jednej dumnie wystawał czarny korek cytrynówki. Uznałam, że skoro nie pobudziły mnie dwie kawy, to może pobudzi mnie alkohol. Miałam prowadzić, nie zamierzałam z tego rezygnować, w końcu kogo narażałam? Jechałam sama, dzieci były z Pauliną, a obcy przechodnie… trudno, to tylko obcy. Człowiek powinien martwić się o siebie i swoich bliskich, a obcych mieć totalnie w piździe. Wypicie setki smakowej wódki bez popity kiedyś nie było dla mnie łatwe, ale jak to mówią „trening czyni mistrza” i dziś to już nie było dla mnie żadnym problemem. Wlałam zawartość tej szklanej, magicznej buteleczki w siebie i wiedziałam, że już tylko one… te magiczne buteleczki trzymają mnie w całości i dają siłę na stoczenie walki z kolejnym pustym dniem, z kolejną pustą nocą, z tym całym idealnym, ale pustym życiem.

Fragment pochodzi z e-booka pt. "Idealni"
Link do opisu: Kliknij tutaj!
Link do pobrania: Kliknij tutaj!

1 komentarz:

  1. Nie spodziewałabym się Amandy takiej zdołowanej i zmęczonej życiem...

    OdpowiedzUsuń