Amanda (Magdalena)
Wróciłam do domu, byłam cała roztrzęsiona, nadal nie mogłam zebrać myśli. Co jeśli widzieli rejestracje? Jeśli ją zapamiętali? Co jeśli się domyślą, że Tyler ma z tym sporo wspólnego?
Wróciłam do domu, byłam cała roztrzęsiona, nadal nie mogłam zebrać myśli. Co jeśli widzieli rejestracje? Jeśli ją zapamiętali? Co jeśli się domyślą, że Tyler ma z tym sporo wspólnego?
– Część, zobacz twoja mamunia przyszła – takim tekstem
przywitał mnie Kamil ze swoim imiennikiem na rękach.
– Cześć Kamilowie – powiedziałam jak gdyby nigdy nic.
– O, to ty jesteś Kamil. Sorka, ale jeszcze was dzieciaczki
nie odróżnia wujcio – mój brat z wyboru zwrócił się tymi słowami do mojego
synka.
– Kamil, możesz już iść. Przepraszam, ale lepiej, żeby Olek
cię tutaj nie widział – wyjaśniłam przepraszającym tonem.
– Cudownie, jak się dowiedział? – zapytałam odwieszając
czarną, sportową kurtkę na wieszak.
– Nie wiem, zadzwonił i zwyczajnie zapytał się co robię w
jego domu i czy może prosić żonę do telefonu. Odpowiedziałem jak należy,
szczerze, że cię nie ma, bo musiałaś pilnie wyjść – Kamil mówił, a ja w tym
czasie sięgnęłam do lodówki i w roztrzęsione dłonie chwyciłam małą butelkę wody
mineralnej.
– Spokojnie – Kamil pochwycił mnie za nadgarstki i spojrzał
w oczy. – Jest aż tak zazdrosny?
– Dobrze wiesz, że to nie tylko zazdrość – nie chciałam
robić z Olka potwora, ale też nie chciałam zdradzić przyjacielowi szczegółów
dotyczących mojej i Majki wyprawy.
– Odłożę małego i będę leciał – oznajmił Kamil, bo temat się
jakoś nie kleił, a zresztą sama prosiłam go by opuścił mój dom przed powrotem
Aleksa.
– Kamil, co jeszcze mówił? – zapytałam i uderzyła we mnie
fala gorąca, rozpięłam więc i zdęłam bluzę. Zrobiłam to kompletnie bez
zastanowienia, zapomniałam, że Kamil jest wzrokowcem.
– Z pewnością nie to. Tym się akurat nie chwalił. – Wskazał
palcem ślad znajdujący się na moim ramieniu. Przejechał delikatnie po nim,
ledwo wyczuwałam opuszki jego palców. – Boli? – zapytał dotykając mocniej.
– Nie, już nie. Chyba że naciskasz – rzekłam ze łzami w
oczach, otrząsnęłam się jednak po chwili. – To nie tak, Aleks miał powód.
– Nie wnikam. Chodziło o mnie?
– Ponoć nie wnikasz! – naskoczyłam na niego i zamknęłam
butelkę z powrotem w lodówce. Uczyniłam tak bo chciałam choć na moment nie
widzieć Kamila, nie czuć na sobie jego wzroku, ale nadal czułam.
– Za co w takim razie? – zapytał kiedy ja wciąż stałam tyłem
do niego, a wzrok miałam wbity w czerń lodówki. Ta czerń wydawała mi się taką
czarną dziurą, jak moje życie małżeńskie. Taką dziurą co pochłania i nie
puszcza i zawsze jest za późno by zawrócić.
– Za nic.
– Spójrz na mnie – polecił.
– Czego chcesz? – zapytałam niemiło.
– Nie chcę zabierać ci czasu, ale powiedz czy to przeze
mnie. Tylko o tyle proszę, chcę zbyt wiele?
– Tak, chodziło o ciebie. Przyznałam się.
– Przyznanie nie okazało się środkiem łagodzącym – zakpił
Kamil i zaczął ubierać buty.
– O co ci chodzi? – zapytałam z nieskrywaną wściekłością.
– O nic, zajmij się obiadem. Dzwonił też przypomnieć, że na
niego wróci, i że jest głodny jak wilk. Nie daj mu powodu do kolejnego razu.
– Kamil, sam dobrze wiesz, że Olek nie jest taki –
postanowiłam bronić męża.
– A jaki jest? – zapytał opierając się o komodę i patrząc mi
w twarz. Jego oczy znajdowały się tylko kilka centymetrów wyżej niż moje. Jego
twarz była też kilka centymetrów od mojej.
– Jest opiekuńczy, potrafi zadbać o mnie i dzieci…
– Materialnie – przerwał mi.
– Nie tylko, kocha nas to widać.
– Po twoim ramieniu szczególnie. – Zaczęły mnie wkurwiać już
jego docinki.
– Olek to człowiek, który mnie nie zostawił choć znał całą
prawdę. Zajął się mną, otoczył opieką, pokochał. Naprawdę jest dobrym
człowiekiem.
– Człowiekiem, który potrafi ci przylać i to nie mało –
stwierdził smutno stojąc już przy drzwiach.
– Mówisz tak jakbyś nigdy kobiety nie uderzył. Co, żadnej
nie dałeś klapsa?
– Masz krwawą, wypukłą pręgę na ramieniu, nie porównuj tego
do klapsa – stwierdził oschle.
– Kamil…
– Amanda, ten człowiek zrobił ci pranie mózgu jakieś. Kogo
jak kogo, ale ciebie nigdy bym nie podejrzewał, że staniesz się wzorową kurą
domową. Sprzątasz, pierzesz, gotujesz, chodzisz do szkoły, zajmujesz się
dziećmi… – zaczął wyliczać Kamil.
– Olek też się nimi zajmuje, wstaje po nocach tak samo jak
ja.
– Ostatnio sama mówiłaś, że ma sporo dyżurów.
– To tylko jeszcze dwa tygodnie, potem wszystko wróci do
normy. – Wzięłam w obronę męża nie dlatego, że nim był, ale dlatego, że
naprawdę nie był takim potworem jakim go widział Kamil.
– Czym?
– Co czym? – zapytałam.
– Czym cię skatował ostatnim razem?
– Niczym mnie nie skatował, nigdy mnie nie skatował.
– Od czego masz ślad na ramieniu, bo nie wygląda jak po
klapsie. Bardziej bym stawiał na jakiś pejcz, bicz, może rzemień.
– To nie twoja sprawa! – warknęłam.
– Nie moja, ale jesteś dla mnie jak siostra…
– USB – powiedziałam te trzy literki, a Kamil wbił wzrok w
podłogę.
– Czemu nie odejdziesz? Zapewnię ci lokum, pomogę.
– Kamil, tu nie chodzi o to, że ja nie mam dokąd odejść. Ja
nie chcę od niego odchodzić, rozumiesz to? To z ręką to był nieszczęśliwy
wypadek, nic więcej. Olek nie jest katem, nie jest sadystą.
– Olek za pół godziny wróci na obiad. Na razie – tymi
słowami zakończył rozmowę i zniknął za drzwiami.
Nie wiedziałam co zrobić, jak się zachować, jak dalej żyć z
tym co dzisiaj słyszałam, z tym co dzisiaj widziałam i z tym co się działo w
moim życiu. Patryk zaczął płakać, przyciągnęłam więc kołyskę do kuchni i
umieściłam go w niej. Kiedy on spokojnie spał się w niej bujał i podziwiał
światełka ja mogłam spokojnie obrać ziemniaki. Wrzucałam je po kolei obrane do
garnka z wodą. Najpierw robiłam to delikatnie, potem z coraz większą siłą, w końcu
woda zaczęła chlapać na wszystkie strony, a mnie ogarnęła pierw agresja, potem
niemoc i bezsilność. Usiadłam na taborecie w kuchni i zaczęłam płakać. Nie
wiedziałam po cholerę żalę się nad swoim losem, przecież sama sobie taki
zafundowałam. Usłyszałam otwieranie drzwi. Nie odwróciłam się w ich kierunku,
ani nie wybiegłam mu na przywitanie. Szybko rozwinęłam ręcznik papierowy, który
był nad umywalką i wytarłam oczy od łez, miałam nadzieję, że makijaż się nie
rozmazał zbytnio.
– Cześć – powiedział Aleks i usłyszałam jak siada na
krześle. Słyszałam w końcu jak je odsuwał od stołu.
– Hej – odpowiedziałam kładąc garnek z ziemniakami na
palniku.
– Zasnął, odłożę go do łóżeczka – rzekł, a ja od momentu jak
wszedł nawet na niego nie spojrzałam.
– Dobrze – odrzekłam i usłyszałam jak zamyka drzwi od pokoju
chłopców. Później usłyszałam coś jeszcze. Wyciąganie kluczy z komody i
przekręcanie zamka w drzwiach. – Wychodzisz? – dopytywałam.
– Czemu wziąłeś moje klucze? – zapytałam patrząc w kierunku
drzwi na korytach, ale nie widziałam Olka. Wiedziałam jednak, że wziął moje
klucze, bo tylko ja chowałam je do komody.
– Abyś nie wyszła z domu, nie wybiegła – poprawił się
szybko, a ja nie wiedziałam co jest grane.
– Słuchaj, jeśli chodzi ci o Kamila, to naprawdę była wyją… –
zaczęłam się tłumaczyć panierując jednocześnie wytłuczone już kotlety.
Zawiesiłam jednak głos w momencie gdy rolety opuściły się, a w kuchni zaczęła
panować ciemność.
– Olek, co ty wyprawiasz?! – krzyknęłam przeczuwając, że to
jego sprawka. Na komodzie stał też pilot od bramy i rolet.
– Staram się zapewnić nam odrobinę prywatności – odezwał się
stojąc za mną tyłem. Czułam jak obejmuje mnie w pasie. Poczułam jego niewielki
zarost na moim policzku. Jego usta musnęły delikatnie.
– Nie zdjąłeś kurtki? – zapytałam ze zdziwieniem wyczuwając
materiał jaki pokrywa jego ręce i tors.
– Nie, wolę jak to ty mnie rozbierasz – stwierdził banalnie,
ale nad wyraz szczerze. Czułam jak jego usta zmieniają się w kształt uśmiechu.
–Może byś jednak najpierw zjadł, ponoć byleś głodny jak
wilk.
– Głodny seksu – wyszeptał mi natarczywie do lewego ucha i
liznął jego kawałek językiem. Już miałam coś powiedzieć, ale znów się odezwał.
– Cały dzień pracowałem i miałem przed oczami ciebie, to
sprawiło, że stałem się głodny erotycznych doznań, a ty co robiłaś cały dzień?
– zapytał nad wyraz poważnie.
– Musiałam wyrwać się do Majki, dzieci dawały popalić, nie
dawałam już rady w domu. Kamil mnie wyręczył. – Zdecydowałam się choć na część
prawdy.
– Nasz przydatny Kamilek. Mówisz że wyręczył ciebie, kobietę
głodną mocnych wrażeń? – zapytał, ale coś w jego głosie uległo zmianie.
– Olek chyba nie rozumiem. Włącz światło – poleciłam, bo
przeczułam, że jest coś nie tak, że jest jakiś inny, jakby nie on.
– Cały czas byłaś u Majki? – dopytywał.
– Tak – odpowiedziałam i za moment usłyszałam trzask.
Poczułam niemiłosierny ból na pośladkach, silny jak jeszcze nigdy dotąd.
– Oszalałeś!? – warknęłam.
– Nie urządzaj histerii z powodu jednego klapsa. – Łatwo mu
było mówić, bo to nie jemu stanęły łzy w oczach z bólu, a mnie.
– Co robiłyście? – zadał kolejne pytanie, a przecież nie tak
dawno był całkiem miły i było całkiem sympatycznie, nie rozumiałam czemu to
wszystko ma zmierzać, a najgorsze było to, że kompletnie nic nie widziałam.
Panowały wręcz egipskie ciemności w całym domu, a może tylko w kuchni i
salonie, tu gdzie się znajdowaliśmy.
– Nic wielkiego, damskie ploty – odpowiedziałam i poczułam
kolejny raz na swoich pośladkach tym razem chyba nawet mocniejszy bo łzy
pociekły mi po policzkach mimo woli.
– Nie oburzaj się tylko, bo powinnaś dostać mocniej –
stwierdził oschle.
– Aleks, powiedz mi chociaż za co – wyszeptałam przez łzy,
choć nie czułam strachu, z pewnością nie przed nim, już prędzej z tego powodu,
że po raz kolejny uderzy.
– Za kłamstwo – odpowiedział, a ja nie wiedziałam o co
chodzi, przecież nie mógł wiedzieć gdzie byłam. – Za narażanie siebie – dodał
wręcz napastliwym tonem i chwycił mnie za ramie lewą dłonią. Prawą błądził
chwile po moim ciele, trafił na uda, potem na pośladki. W końcu przestałam czuć
jego dłoń. Stało się tak tylko na moment, na krótką chwilę, bo potem poczułam
pieczenie na całej pupie. Nie wiedziałam, w życiu bym się nie spodziewała, że
siła uderzenia ręką może być tak mocna.
– Olek, proszę, przestań – wyłkałam.
– A co, boli? – zapytał sarkastycznie.
– Tak – odpowiedziałam szczerze i chciałam odstąpić od niego
choć na krok, ale wciąż trzymał mnie za ramie.
– Dokąd to, moja mała. Czas na gwóźdź programu – stwierdził
i usłyszałam jak rolety podnoszą się. Pierw światło padło na podłogę.
Dostrzegłam więc, że Aleks ma na sobie zimowe adidasy w czarnym kolorze. Potem
wiedziałam już, że ma dżinsy. Kiedy ujrzałam białą kurtkę i fioletową bandamę
opuszczoną na szyję, a całość dopełniła biała czapka, ale odwrócona do tyłu
daszkiem poczułam się jak w koszmarze.
– To nie możliwe – powiedziałam patrząc mu w twarz. –
Puszczaj mnie – dodałam, ale nie dałam rady się wyrwać z jego uścisku. Rolety
znów się opuściły, a zaraz po tym gdy opadły do końca Olek pociągnął mnie za
sobą, nie wiem w jakim kierunku, ale najwidoczniej do włącznika, bo światło się
zapaliło, ale wcale mi to nie rozjaśniło perspektyw widzenia.
– Puść mnie – szepnęłam i poczułam jak uścisk się rozluźnia.
– Zdejmij spodnie – usłyszałam jego surowy ton, był ostry
choć starał się być bez wyrazu
– Co? – zapytałam z niedowierzaniem.
– To co słyszałaś. Zdejmij – powiedział i odrzucił czapkę na
narożnik.
– Ale… – zaczęłam, jednak przerwano mi stanowczo.
– Tu nie ma ale. Teraz ja wymagam czegoś od ciebie, wykonaj
więc polecenie.
– Może mam jakieś pytania – powiedziałam ze łzami w oczach i
wciąż czułam się jak w koszmarze. To z pewnością był sen, to musiał być sen.
Przecież tamten facet strzelał, tamten facet teraz okazał się moim mężem.
– Oczywiście, masz prawo pytać – stwierdził dobrodziejca
jeden krzyżując dłonie na piersi. – Porozmawiamy, zadasz pytania jakie tylko zechcesz,
na każde dam ci jakąś odpowiedź. Oczywiście szczerą odpowiedź, ale teraz
zdejmij spodnie i daj mi czynić moją powinność – dodał.
– Jaka jest twoja powinność? – zapytałam drżącym głosem,
choć bardzo chciałam by mi nie drżał.
– Sądzę, że jako twój mąż przede wszystkim powinienem cię
chronić, troszczyć się o ciebie, dbać o twoje bezpieczeństwo, o twoje zdrowie,
oraz wybijać ci skutecznie głupoty z głowy. Sama wiesz co dzisiaj zrobiłaś,
gdyby mnie tam nie było, miało mnie tam dzisiaj nie być. Zginęłabyś –
stwierdził oczywiste. To ostatnie mnie więc nie zdziwiło, ale cały ten monolog
o trosce, zdrowiu i bezpieczeństwie był dziwnie niepokojący.
– Jak się do cholery mam czuć bezpiecznie, gdy mój mąż lata
po mieście z bronią, jeździ samochodem którego w życiu nie widziałam wcześniej
na oczy, a na dodatek strzela do ludzi, do…
– Nie strzelam do ludzi. Zabiłem psa, psa którego znałem od
szczeniaka, był coś jak przyjaciel. Zabiłem bo zawsze wybrałbym twoje życie,
nawet kosztem własnego, więc co tam pies – przerwał mi tymi słowami.
– Mam czuć wdzięczność i całować cię po dłoniach bo
uratowałeś mi życie? – zapytałam sarkastycznie, nie czułam już strachu. W końcu
był tym samym facetem za które wyszłam, no i nie celował do mnie z tej swojej
broni, to znak, że chce się jednak dogadać, a nie mnie skrzywdzić.
– Wystarczy, że zdejmiesz spodnie i podejdziesz do stołu w
jadalni.
– W jakim celu? – zapytałam idąc do tyłu, kiedy on zmierzał
w moją stronę.
– Nie znalazłaś się tam przypadkiem, nie uwierzę, że w
grudniu zbierałaś grzybki, albo wybrałaś się z Majką na spacerek po lasku.
– I co z tego? – zapytałam stając na chwile w miejscu bo i
on stanął.
– To z tego, że mogłaś zginąć. Mnie uczynić wdowcem, a
dzieci pół sierotami. Czy to nie ma dla ciebie żadnego znaczenia? Tylko mi nie
kłam w oczy, że nie wiedziałaś o tym, że to niebezpieczne. Na sto procent
wiedziałaś, że to nie należy do serii ciasteczka i herbatka u ciotki klotki.
– Nie…
– Co nie? Co nie ci się pytam? – zapytał i zbliżył się do
mnie. Moje plecy dotknęły stołu. – Chcesz to przeciągać w nieskończoność? –
zadał kolejne pytanie, a ja pokiwałam twierdząco głową. Uśmiechnął się jakoś
tak smutno, zdjął kurtkę i powiesił na krześle.
– Amanda, wszystko ci wyjaśnię odnośnie tego, że tam byłem,
odnośnie tego co zrobiłem, ale pierw to ty poniesiesz konsekwencje nie tyle
swojego zachowania, co swojej głupoty. Moja żona nie będzie idiotką co się
naraża bo Majeczki braciszek ma taki kaprys.
– Skąd to wiesz? – zapytałam.
– Wystarczy przeciętne IQ by się domyślić, że żadna z was
nie szukała tam zysków, frajdy, ani nie znalazła się przypadkiem. Tylko Tyler
miał w tym zysk – odpowiedział.
– Ja tylko towarzyszyłam przyjaciółce.
– Nie wiedziałaś w czym? Nie wiedziałaś, że to
niebezpieczne? Spójrz mi w oczy do cholery jasnej i odpowiedz szczerze –
ostatnie zdanie powiedział ostrzejszym tonem i chwycił mój podbródek w dwa
palce po czym zabrał dłoń, a ja z powrotem wejrzałam na swoje buty.
– Dlaczego nie odpowiesz? Mam powtórzyć pytanie? – tym razem
zapytał nad wyraz spokojnie.
– Wiedziałam – odpowiedziałam cicho.
– Co proszę? – dopytywał.
– Wiedziałam.
– Co takiego wiedziałaś Amando? – wypytywał dalej.
– Że to niebezpieczne, że to takie tajne…
– Takie tajne! – powiedział ostrym tonem, takim zdartym
głosem. – Nie żyjemy w serialu, ani nie gramy w filmie kryminalnym. Jak by cię
ktoś odstrzelił to byś nie zagrała w innym! – krzyknął, a ja poczułam że drgają
mi mięśnie ramion, jakoś tak bez woli. Po moich policzkach popłynęły kolejne
łzy tego dnia.
– Nie wzruszysz mnie, nie zmienisz mojej decyzji. Jeśli
teraz nie dostaniesz, to za kolejnym razem znów pod wpływem Majki i jej
bracholka zrobisz coś równie bezmyślnego, niebezpiecznego i dojdzie do większej
tragedii niż śmierć zwierzaka. Zdejmij więc spodnie i nie dyskutuj.
– To ty powinieneś się tłumaczyć, nie ja. Czemu ja mam
dostać skoro ty tez tam byłeś? – zapytałam przez łzy patrząc mu prosto w oczy.
– Bo ja akurat byłem tam chcianym gościem i mi z ich strony
nie groziło żadne niebezpieczeństwo. Zdejmuj.
– Ale musisz… – zaczęłam niepewnie.
– Muszę. Amanda dalej, żadnego wyroku nie da się odraczać w
nieskończoność.
– Aleks, ale nie musisz mnie bić. Zrozumiałam, zdałam sobie
sprawę z tego co zrobiłam nie tak. Stało się tak bo mi to wyjaśniłeś, ale też
dlatego, że. Też dlatego, że ja sama się dziś przestraszyłam.
– Też się przestraszyłem i to nie na żarty. Dlatego pierwsze
co uczyniłem po powrocie to cię przytuliłem. Skończ już polemizować i uczyń co
prosiłem.
Nie wiedziałam co zrobić. Mogłam być wściekła, okazać tą
wściekłość. Mogłam wybuchnąć, obłożyć go pięściami, dać w pysk i nawymyślać mu
od bandziorów, gangusów. Jednak nigdy wcześniej to do niczego dobrego nie
doprowadziło. Było tylko gorzej. Albo wynikała z tego kłótnia gigantyczna, albo
było gorzej dla mnie. Zresztą Olek nie wydawał mi się teraz niebezpieczny,
wręcz przeciwnie czułam się bezpiecznie jak nigdy dotąd. Uratował mi życiem,
kosztem psa, którego znał od szczeniaka. Gdyby musiał zapewne postawiłby się tym
wszystkim złym ludziom byleby mi nic nie było. Martwił się, troszczył, ale czy
był dobry?
– Naprawdę nie chcę cię poganiać, ale zapytam tak z
ciekawości ile czasu jeszcze ci trzeba by odpiąć zamek dżinsów i je zdjąć, albo
zsunąć przynajmniej do połowy?
– Wieczność – odpowiedziałam szeptem, ale nie było to
wynikiem tego, że szeptałam, bardziej zaschniętego gardła.
– Ja bym cię dziewczyno na lekcji do toalety bał się
wypuścić, skoro godzinę czasu zdejmujesz dżinsy, to zapewne drugą godzinę
majtki, więc już miałabyś dwa okienka do usprawiedliwienia – powiedział
cynicznie.
– Nie drwij, proszę. – Starałam się powstrzymać kolejne łzy,
uniosłam głowę do góry by z powrotem wpłynęły do oczu, ale nic to nie dało.
Chwyciłam za brzeg swoich spodni i odpięłam guzik. Olek w tym czasie podszedł
do kuchenki i wyłączył palnik na którym gotowały się ziemniaki.
– Aż tak się boisz? – zapytał nagle. Takiego pytania się
nawet nie spodziewałam. – Bo nie powinnaś. Kobieta, która sama ładuje się w
kłopoty, rządna wrażeń, bólu i cierpienia nie powinna się bać kilku klapsów.
– Nie chcę bólu i cierpienia – stwierdziłam rozpinając
zamek, co zajęło mi co najmniej minutę.
– Jednak weszłaś do jaskini lwa na własne życzenie –
stwierdził siadając na krześle okrakiem.
Zapadła niezręczna cisza, ta cisza huczała w mojej głowie
echem i takim harmidrem, którego nie mogłam znieść. Prosiłam w myślach o
cokolwiek, o jakiś cud. O to by przyszli niezapowiedziani goście, o płacz
któregoś z moich dzieci, o telefon do Aleksa ze szpitala z jakimś nagłym przypadkiem.
Minęło kilkanaście minut, ale nic takiego się nie stało, nic nie miało ochoty
mnie wybawić z opresji. Olek wciąż siedział okrakiem na krześle, właściwie to
już na nim leżał. Głowę miał bowiem wygodnie ułożoną na swoich rękach, które
idealnie robiły mu za poduszkę, która znajdowała się na oparciu.
– Nie potrafię – powiedziałam nagle, ale sama nie
uwierzyłam, że wymówiłam to na złość.
– Potrafisz, poza tym nie odpuszczę ci. Nie tym razem –
usłyszałam w odpowiedzi. Zerknęłam na niego. – Nawet się tak nie patrz, nie
odpuszczę. Koniec i kropka. Możemy tak nawet czekać do wieczora, w końcu
zechcesz to mieć wreszcie za sobą.
– Nie zechcę – wyszeptałam. Wiedziałam, że nie zdejmę tych
spodni, że ich nawet nie zsunę, bo w ciągu ostatnich pięciu minut próbowałam
setki razy, a jednak zawsze zatrzymałam się gdy moje dłonie dotykały materiału
i ciągnęły go już delikatnie w dół.
Znów nastąpiła ta niezręczna cisza. Słyszałam dokładnie
czas, uciekający czas. Każdą sekundę akcentowało tyknięcie wskazówki zegara, a
ja uznałam, że to jest nie do wytrzymania.
– Aleks, nie potrafię. Naprawdę nie umiem tego zrobić. Nie
ważne jak bardzo chcę, czy jak bardzo wiem, że zasłużyłam. Po prostu nie i już.
– Dlaczego nie potrafisz skoro wiesz, że zasługujesz na to
lanie?
– Bo nie, bo to tak samo jakbym wiedziała że zasługuje na
śmierć i nie chciała jednocześnie włożyć głowy pod gilotynę.
– Porównujesz śmierć do kilku klapsów. Jednak interesuje
mnie coś innego użyłaś słowa „nie chciała”, a nie „nie mogła”, czy „nie
potrafiła”. To znaczy, że potrafisz tylko nie chcesz.
– Nie potrafię, nie chcę, nie mogę – powiedziałam płacząc i
odsunęłam sobie krzesło, usiadłam na nim i oparłam łokieć o stół, a twarz
ukryłam w dłoni.
– Nie odpuszczę – usłyszałam w odpowiedzi na swój lament. –
Boisz się, że zrobię ci krzywdę?
– Nie, nie boję się tego – odpowiedziałam.
– No to czego się tak boisz? Bólu? Upokorzenia? Łez?
Nagości?
– Nie… nie wiem –
odpowiedziałam wciąż płacząc.
– Wstań – usłyszałam, ale nie wykonałam jego polecenia. – Po
prostu wstań, proszę.
Wstałam i dostrzegłam, że on robi to samo. Teraz miałam
mętlik w głowie, nie wiedziałam co się dzieje.
– Nie zapinaj dżinsów. – Jego słowa dotarły do mnie echem,
czułam się jakbym była otumaniona. Może po prostu byłam zmęczona płaczem i całą
tą sytuacją. – Odwróć się tyłem do mnie – powiedział stając już za mną, ale ja
jednak byłam do niego odwrócona nadal bokiem.
– Amanda proszę, nie ma sensu się teraz zapierać, że nie.
Sama przyznałaś, że zasługujesz na to manto, więc nie utrudniaj. Nie jesteś w
stanie opuścić spodni, jestem wstanie to zrozumieć. Jeśli nie przemogłaś się
przez pół godziny to już raczej się nie przemożesz.
Uczyniłam jak prosił, odwróciłam się do niego plecami.
Dziwnie poczułam się widzem całej tej sytuacji. Całe wydarzenie jakby
przechodziło obok mnie. Poczułam strach, jakiś taki niewyobrażalny strach przed
tym co nastąpi. Poczułam jego dłonie na moich ramionach. To te ramiona
poruszały się gdy spazmatycznie nabierałam powietrza przez łzy.
– Uspokój się, spokojnie – rzekł delikatnym, wręcz subtelnym
tonem sunąc po moich ramionach w dół i w górę.
– Nic ci nie grozi, przy mnie jesteś bezpieczna – dodał
spokojnie, wręcz szeptem.
Starałam się uspokoić, nie na jego rozkaz, ale pod jego
wpływem. Nie krzyczał, nie szarpał, nie bił. Stał po prostu z tyłu i masował
moje ramiona. Rysował na nich kółka dwoma palcami, potem znowu pocierał. Podał
mi chusteczkę. Wytarłam oczy i nie wiedziałam jak się zachować. Instynktownie
odwróciłam się do niego twarzą i wtuliłam w jego ramiona, wręcz w nie wpadłam.
Poplamiłam jego biały podkoszulek swoim namoczonym fluidem i tuszem do rzęs.
Objął mnie ramieniem, właściwie to dwoma ramionami, poczułam jego ciepło, usłyszałam bicie jego serca,
byłam bezpieczna. Paradoksalnie czułam się bezpieczna w ramionach człowieka,
który niejednokrotnie mnie uderzył, nie jednokrotnie mną szarpnął, czy
potrząsnął, nieraz zwrócił uwagę ostrzejszym tonem. Poczułam, że nic mi nie
grozi nawet teraz kiedy godzinę wcześniej widziałam go z bronią w towarzystwie
jakiś bandziorów.
– Amanda, kochanie – mówił głaskając mnie po głowie, ogarnął
mi jeden z kosmyków za ucho. – Kocham cię, naprawdę – rzekł muskając swoimi
wargami moje czoło.
– Sama sobie to utrudniasz moim skromnym zdaniem –
stwierdził nagle. – Jeśli jednak teraz czujesz, że właśnie tego potrzebujesz to
możemy usiąść, mogę cię tulić w ramionach godzinami, ale podjętej przeze mnie
decyzji nie cofniesz – dodał smutno, jakoś tak dziwnie smutniej niż mogłam się
po nim spodziewać.
– Nie lubię cię bić, nie lubię być dla ciebie ostry,
nienawidzę być konsekwentnym. Uwierz, że nie sprawia mi to żadnej frajdy, daje
zero satysfakcji i ani trochę nie jest przyjemne, ale muszę czasem taki być.
Jeśli dziś ci odpuszczę. Naprawdę z chęcią bym odpuścił. Najchętniej teraz
powiedziałbym ci, że nie było sprawy i zasiadł z tobą w ciszy do obiadu, nawet
sam go dokończył przygotowywać, ale nie mogę. Najzwyczajniej w świecie nie
mogę, bo jeśli potem przydarzyłoby ci się coś złego przez podobną akcje jak ta
dzisiejsza, całe życie bym nie mógł spojrzeć na własną twarz w lustrze, miałbym
cholerne wyrzuty sumienia z powodu tego, że dzisiejszego dnia odpuściłem i nie
byłem surowy.
– Nie zrobię już nic takiego, przysięgam – powiedziałam
dalej płacząc.
– Być może, ale wolę mieć nieco więcej pewności niż na samo
słowo.
– Nie wierzysz mi – wyłkałam w jego już przemoczoną
koszulkę.
– Wierzę, że teraz mówisz prawdę. Wierzę, że w obecnej
chwili w nią wierzysz, ale tak samo było z telefonem, albo raczej z jego
brakiem. Dopóki nie dostałaś, dopóty nie nosiłaś go przy dupie i nie
odbierałaś, nieprawdaż?
– No, ale teraz będzie inaczej… obie…
– Masz racje, będzie inaczej, bo nie będzie ani piątej, ani
czwartej, ani nawet kolejnej okazji by to sprawdzić. Po prostu nie ma kolejnej
szansy, uprzedzałem od samego początku, że nie odpuszczę.
– Zacznę się ciebie bać. – Nie wiem czemu to powiedziałam,
samo wypłynęło z moich ust.
– Dostałaś ode mnie lanie nie raz i nie dwa, a teraz szukasz
ukojenia i schronienia w moich ramionach. Jeśli autentycznie byś się mnie bała
to uciekałabyś gdzie pieprz rośnie, a nie jeszcze mnie tuliła i łkała przy
mnie. No chyba, że znowu grasz, ale nie sądzę. Tym razem to nie jest teatrzyk,
co nie? Tym razem łzy są prawdziwe, zgadza się?
– Eheś – odpowiedziałam.
– Mogę ci zagwarantować, że więcej tych łez wylałaś przez
całą rozmowę i przy tym wzbranianiu się od kary niż wypłaczesz podczas jej
wymierzania.
– Okay – rzekłam smutno i wcale nie zabrzmiało to pewnie,
ale odkleiłam się od jego torsu, wydostałam z jego ramion. Zerknęłam jeszcze na
jego koszulkę całą umazaną od mojego makijażu, po czym odwróciłam się do niego
tyłem.
– Oprzyj się dłońmi o stół – usłyszałam jasne polecenie,
krótkie i stanowcze za razem.
– Widzisz jaka jesteś dzielna – rzekł gdy moje dłonie
spotkały się z zimnym drewnem.
Poczułam jak unosi moją bluzkę, jak sięga pod nią. Jego
ciepłe dłonie dotknęły moich bioder, kciuki znalazły się pod materiałem spodni
i delikatnie zaczął zsuwać pierw prawą stronę potem lewą. W końcu poczułam, że
nic nie okrywa moim pośladków prócz cienkich, obcisłych bokserków. Spodnie
czułam, że zatrzymały się na kolanach.
– Może tak dla zasady zapytam..., albo nie. Ty dobrze wiesz
za co dostaniesz.
Po chwili poczułam podmuch powietrza, usłyszałam trzask.
Dopiero potem nastąpiło pieczenie. Scenariusz się powtórzył i pieczenie
nasiliło się na tyle, że ugięły się pode mną kolana. Poczułam Aleksa rękę pod
moim brzuchem, a jego dłoń na żebrach, w ten sposób trzymał mnie wyjątkowo
pewnie, tak że nie mogłam wykonać żadnego ruchu. Przez chwilę wszystko ustało,
stanęło w miejscu. Zacisnęłam pośladki jakby samoistnie, być może ze strachu
przed kolejnym uderzeniem.
– Bardziej zaboli jeśli napinasz mięśnie – usłyszałam.
– I tak boli. Możesz szybciej? – zapytałam.
– Rozumiem twoją chęć, to że chcesz mieć to już za sobą, ale
niestety nie mogę szybciej. Chce byś wszystko sobie dogłębnie przemyślała, byś
to odczuła. Nie zaciskaj jednak mięśni bo wyjdą siniaki i będzie boleć kilka
dni, no dzień przynajmniej. Ja tego nie chcę. Masz to odczuć teraz, w tym
momencie, a nie mieć problemy z tym by usiąść na tyłku kilka godzin, albo nawet
dób.
Jego monolog doszedł do moich uszu, ale nic nie
odpowiedziałam. Za chwile poczułam razy na drugim moim pośladku, były tylko dwa,
ale zapiekło niemiłosiernie. Potem przyszedł ból, ból który się nasilał z
każdym kolejnym uderzeniem. Aleks bił wolno, bez metody. Czasem pod rząd w
jeden pośladek, czasem na zmianę. Jednak na każde z uderzeń musiałam czekać co
najmniej minutę. Wyjątkiem było, że uderzał dwa razy pod rząd, ale kiedy to
robił zawsze towarzyszyły temu słowa: „nie wierć się”, albo „nie uginaj kolan”.
– Siedemnaście – usłyszałam nagle z jego ust. Przez chwilę
zastanawiałam się czy wymierzył mi siedemnaście klapsów i miałam nadzieję, że
liczy do okrągłej dwudziestki co najwyżej. Kiedy jednak poczułam czwartego
klapsa po tej siedemnastce przeraziłam się, że może chodziło mu o to, że
jeszcze siedemnaście.
Moje łzy w moich uszach bębniły kiedy tylko nie rozlegał się
trzask uderzenia. Kapały bowiem na stół. Z początku było ich niewiele, teraz
jednak nie było takiej sekundy by nie spadały.
– Nie wierć się – usłyszałam ostrzejszym tonem niż
wcześniejsze upomnienia i zdałam sobie sprawę, że tym razem naprawdę się
wiercę, że prawie się wyrywam. Uderzenie jednak długo nie spadało. Miałam
nadzieję, że to już koniec, że serce mu się kraje na tyle by przestać. Przecież
musiał dostrzegać to, że cierpię, to że naprawdę mnie boli. Widział doskonale,
że nie udawałam.
Po chwili poczułam kilka uderzeń, silnych i na przemian raz
w jedną połowę pupy, raz w drugą. Te razy były silniejsze od poprzednich, dużo
silniejsze.
– Jeśli jeszcze raz
zrobisz coś równie głupiego – zaczął Olek, ale głos mu się dziwnie łamał, jakby
sam powstrzymywał się od płaczu – to każde z tych trzydziestu razy zaboli jak
ten ostatni – dokończył, a ja po chwili na własnej skórze poczułam co miał na
myśli. To uderzenie sprawiło, ze ręce sunęły po blacie do przodu, bo pod siłą
uderzenia poleciałam do przodu i gdyby nie jego ręka pod moim brzuchem
wylądowałabym na ziemi, albo wbiła się w ten stół.
– Nie jestem sadystą, nie chce być twoim katem, ale nie chcę
cię też stracić przez jakąś głupotę, ani przez to że znalazłaś się w
nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie. – Podniósł mnie do pozycji
wyprostowanej, spojrzał w moje oczy, a mój wzrok odbiegł gdzieś w bok. –
Zbędnym jest pytanie za co dostałaś i czy zrozumiałaś. Podciągnij spodnie, ja
zajrzę do dzieci – dodał.
Stałam tak jeszcze chwilę, a potem nachyliłam się i
pociągnęłam dżinsy za szlufki. Poczułam jakby były za małe o pół, albo co
najmniej o jedną trzecią rozmiaru.
– Mówiłem nie napinaj mięśni bo będą siniaki, a co za tym
idzie też opuchlizna – powiedział głos za moimi plecami.
– To o opuchliźnie akurat sobie darowałeś – rzuciłam
opryskliwie i nawet na niego nie spojrzałam, byłam zbyt zajęta zapinaniem
spodni.
– Ej, żono ty moja. Co jest? – zapytał stojąc już przede
mną. – Dlaczego jesteś opryskliwa? Poczułaś się niesłusznie ukarana?
Skrzywdzona tą karą? – dopytywał.
– Po prostu boli – odpowiedziałam wciąż unikając jego
spojrzenia. Wolałam patrzeć na jego klatkę piersiową schowaną pod wciąż tą samą
umorusaną koszulką. Dostrzegałam jak się unosi i opada pod wpływem oddechu. Nie
potrafiłam jednak unieść głowy o te kilka centymetrów i pozwolić by nasze
spojrzenia się spotkały.
– Wiem, taki był cel miedzy innymi. Gdybym jednak miał dar
jasnowidzenia to nigdy nie pozwoliłbym ci się tam znaleźć, upomniał cię przed
tym ostro, może nawet dał kilka klapsów, ale nigdy nie pozwoliłbym ci się
narazić. Co za tym idzie nie zbił aż tak dotkliwie w obawie przed kolejną taką
akcją. Wiem, że boli. Uwierz, że jestem w stanie sobie wyobrazić jak bardzo,
ale uwierz w to, że mnie również nie jest obojętne i w pewnym, choć innym
sensie mnie też to zabolało.
– Wierzę – spojrzałam na niego pierwszy raz po tym
wszystkim, zobaczyłam, że ma zaczerwienione oczy, że się szklą jakby miał zaraz
płakać. – Kocham cię – wyszeptałam bez przekonania, jakoś tak niepewnie choć
byłam tego w tym momencie w stu procentach pewna.
– Cieszy mnie to, bo ja ciebie też. Chciałbym jednak wiedzieć
czy nie czujesz się skrzywdzona, jakoś szczególnie tym dotknięta – odrzekł.
– Tym, że kochasz? – zapytałam naiwnie.
– Tym, że wlałem. Słusznie bo słusznie, ale jednak lanie
dostałaś.
– Nie, jest ok – odpowiedziałam niepewnie.
– Czyli te trzydzieści klapsów nie będzie powodem wizyty u
prawnika i dowodem przeciwko mnie na naszej sprawie rozwodowej? – zapytał z
lekkim uśmiechem, ale jednak smutek promieniował w tych słowach.
– Nie będzie rozwodu – powiedziałam pewnie.
– W takim razie się cieszę. Ja dokończę obiad –
zaproponował, a ja nie mogłam pogodzić się z jednym. Nawet nie, że nie mogłam
się pogodzić, ale po prostu nie potrafiłam zrozumieć jak szybko on przeszedł po
tych wydarzeniach do porządku dziennego. Patrzyłam z podziwem jak na nowo wbił
się w normalny tryb naszego życia.
– Mieliśmy porozmawiać – przypomniałam Aleksowi siadając na
krześle. Myślałam, że poczuje silniejszy ból, ale jednak tak się nie stało i
siedzenie nie sprawiało mi jakiś szczególnych trudności.
– Wiem, przy objedzie, dobrze? Czy wolisz przed? – zapytał.
– Co się odwlecze to nie uciecze. Możemy przy objedzie.
Będziesz szczery?
– Będzie trudno, ale będę. Jeśli po wszystkim będziesz
chciała mi strzelić w pysk to zrozumiem, ale jeśli podczas to pamiętaj, że to
przeszłość, a ja cię za przeszłość nigdy nie uderzyłem. No przynajmniej nie za
tak odległą – ostatnie zdanie dodał pośpiesznie bo chciałam już powiedzieć, że
właściwie teraźniejszość jest złudna, bo zanim sobie zdamy sprawę z tego co tu
i teraz to staje się już przeszłością w przeciągu jednej setnej sekundy.
– Dobrze, wysłucham do końca – rzekłam do mężczyzny, który
układał kotlety na rozgrzanej patelni i na nowo sprawił, że ziemniaki zaczęły
się gotować.
– Długo śpią – powiedział i spojrzał w stronę zamkniętych
drzwi, za którymi znajdowali się nasi synowie. Na wszelki wypadek mieliśmy
elektroniczną nianię z kamerką i głośnikiem.
– O tej porze zawsze śpią tak z dwie godzinki co najmniej,
potem jedzą i znowu drzemią, a później to się budzą i lubią towarzystwo –
odrzekłam.
– Jesteś smutna – stwierdził nakładając jedzenie na talerze.
– Nie jestem.
– Jesteś, bo widzę. – Aleks okazał się po raz kolejny tego
dnia nieustępliwy.
– Może odrobinkę, ale to nie twoja wina. Po prostu…
– Rozumiem – przerwał mi tymi słowami.
– Nie jestem zła na ciebie. Na siebie, owszem. Na sytuacje
zaistniałą i wcześniejszą, także, ale nie na ciebie. Ty akurat zachowałeś się
ekstra, tak jak powinieneś.
– Jedz, musisz mieć siłę mnie opieprzyć za… no właśnie,
pytaj – powiedział z uśmiechem podając mi sztućce i siadając naprzeciw mnie.
Fragment pochodzi z e-booka pt. "Na pół gwizdka"
Link do opisu: Kliknij tutaj!
Link do pobrania: Premiera: 1.09.2013 rok
Ten fragment jest świetny. Czytałam go już kiedyś dawno temu, ale teraz chyba jest trochę bardziej rozszerzony. Podoba mi się tutaj postawa Aleksa, jest tutaj taki twardy i konsekwentny, a jednocześnie słodki. Ciekawa jestem co on tam robił i jak się z tego wytłumaczy. Tego ebooka zapewne więc kupię, żeby się dowiedzieć o co chodziło.
OdpowiedzUsuńTek, ten e-book jest bardzo ciekawy z tego co zdążyłam zauważyć, nie tylko ze względu na Amandę i Aleksa (póki co nie oszukujmy się, oni w przepustce przodują), ale także przez powrót (bo inaczej tego nazwać nie można) Majki i Patryka takich jak na początku przepustki. Miło zaskoczyli mnie też Dominika i Tyler (przyznaje się sama, że na początku nie dawałam im żadnej szansy na przetrwanie, a teraz ją widzę. Mają szansę dogonić, a nawet wyprzedzić te dwie wcześniej wspomniane pary).
UsuńMenager PDS
Tak zgadzam się ten fragment jest świetny.Aleks jest slodki i konsekwentny.Widać,że mu bardzo na Amandzie zależy.
OdpowiedzUsuńWczoraj miała być premiera tej części, a nie ma nic, ani wiadomości żadnej ani nic innego. Coś się stało?
OdpowiedzUsuńPrzepraszam, moja wina... byłam w szpitalu.
UsuńTeż się zastanawiam.
OdpowiedzUsuńW takim razie,kiedy teraz planujecie wydać?
OdpowiedzUsuńBardzo fajny fragment, świetnie się go czytało no i był Aleks taki jakiego bardzo lubię. Oczywiście Majka też mi się bardzo podobała, przestała być taka układna pod wpływem Patrysia. Bardzo , bardzo jestem ciekawa kiedy będzie można przeczytać całego ebooka. Kiedy będzie go można kupić na RW2010? Berni
OdpowiedzUsuńjaki jest link do tego e-booka?
OdpowiedzUsuń