wtorek, 13 sierpnia 2013

Lanie od męża - Amanda i Aleksander

Amanda (Magdalena)

Wróciłam do domu, byłam cała roztrzęsiona, nadal nie mogłam zebrać myśli. Co jeśli widzieli rejestracje? Jeśli ją zapamiętali? Co jeśli się domyślą, że Tyler ma z tym sporo wspólnego?
– Część, zobacz twoja mamunia przyszła – takim tekstem przywitał mnie Kamil ze swoim imiennikiem na rękach.
– Cześć Kamilowie – powiedziałam jak gdyby nigdy nic.
– O, to ty jesteś Kamil. Sorka, ale jeszcze was dzieciaczki nie odróżnia wujcio – mój brat z wyboru zwrócił się tymi słowami do mojego synka.
– Kamil, możesz już iść. Przepraszam, ale lepiej, żeby Olek cię tutaj nie widział – wyjaśniłam przepraszającym tonem.
– Niestety, już wie, że tu jestem – oznajmił z bladym uśmiechem.
– Cudownie, jak się dowiedział? – zapytałam odwieszając czarną, sportową kurtkę na wieszak.
– Nie wiem, zadzwonił i zwyczajnie zapytał się co robię w jego domu i czy może prosić żonę do telefonu. Odpowiedziałem jak należy, szczerze, że cię nie ma, bo musiałaś pilnie wyjść – Kamil mówił, a ja w tym czasie sięgnęłam do lodówki i w roztrzęsione dłonie chwyciłam małą butelkę wody mineralnej.
– Spokojnie – Kamil pochwycił mnie za nadgarstki i spojrzał w oczy. – Jest aż tak zazdrosny?
– Dobrze wiesz, że to nie tylko zazdrość – nie chciałam robić z Olka potwora, ale też nie chciałam zdradzić przyjacielowi szczegółów dotyczących mojej i Majki wyprawy.
– Odłożę małego i będę leciał – oznajmił Kamil, bo temat się jakoś nie kleił, a zresztą sama prosiłam go by opuścił mój dom przed powrotem Aleksa.
– Kamil, co jeszcze mówił? – zapytałam i uderzyła we mnie fala gorąca, rozpięłam więc i zdęłam bluzę. Zrobiłam to kompletnie bez zastanowienia, zapomniałam, że Kamil jest wzrokowcem.
– Z pewnością nie to. Tym się akurat nie chwalił. – Wskazał palcem ślad znajdujący się na moim ramieniu. Przejechał delikatnie po nim, ledwo wyczuwałam opuszki jego palców. – Boli? – zapytał dotykając mocniej.
– Nie, już nie. Chyba że naciskasz – rzekłam ze łzami w oczach, otrząsnęłam się jednak po chwili. – To nie tak, Aleks miał powód.
– Nie wnikam. Chodziło o mnie?
– Ponoć nie wnikasz! – naskoczyłam na niego i zamknęłam butelkę z powrotem w lodówce. Uczyniłam tak bo chciałam choć na moment nie widzieć Kamila, nie czuć na sobie jego wzroku, ale nadal czułam.
– Za co w takim razie? – zapytał kiedy ja wciąż stałam tyłem do niego, a wzrok miałam wbity w czerń lodówki. Ta czerń wydawała mi się taką czarną dziurą, jak moje życie małżeńskie. Taką dziurą co pochłania i nie puszcza i zawsze jest za późno by zawrócić.
– Za nic.
– Spójrz na mnie – polecił.
– Czego chcesz? – zapytałam niemiło.
– Nie chcę zabierać ci czasu, ale powiedz czy to przeze mnie. Tylko o tyle proszę, chcę zbyt wiele?
– Tak, chodziło o ciebie. Przyznałam się.
– Przyznanie nie okazało się środkiem łagodzącym – zakpił Kamil i zaczął ubierać buty.
– O co ci chodzi? – zapytałam z nieskrywaną wściekłością.
– O nic, zajmij się obiadem. Dzwonił też przypomnieć, że na niego wróci, i że jest głodny jak wilk. Nie daj mu powodu do kolejnego razu.
– Kamil, sam dobrze wiesz, że Olek nie jest taki – postanowiłam bronić męża.
– A jaki jest? – zapytał opierając się o komodę i patrząc mi w twarz. Jego oczy znajdowały się tylko kilka centymetrów wyżej niż moje. Jego twarz była też kilka centymetrów od mojej.
– Jest opiekuńczy, potrafi zadbać o mnie i dzieci…
– Materialnie – przerwał mi.
– Nie tylko, kocha nas to widać.
– Po twoim ramieniu szczególnie. – Zaczęły mnie wkurwiać już jego docinki.
– Olek to człowiek, który mnie nie zostawił choć znał całą prawdę. Zajął się mną, otoczył opieką, pokochał. Naprawdę jest dobrym człowiekiem.
– Człowiekiem, który potrafi ci przylać i to nie mało – stwierdził smutno stojąc już przy drzwiach.
– Mówisz tak jakbyś nigdy kobiety nie uderzył. Co, żadnej nie dałeś klapsa?
– Masz krwawą, wypukłą pręgę na ramieniu, nie porównuj tego do klapsa – stwierdził oschle.
– Kamil…
– Amanda, ten człowiek zrobił ci pranie mózgu jakieś. Kogo jak kogo, ale ciebie nigdy bym nie podejrzewał, że staniesz się wzorową kurą domową. Sprzątasz, pierzesz, gotujesz, chodzisz do szkoły, zajmujesz się dziećmi… – zaczął wyliczać Kamil.
– Olek też się nimi zajmuje, wstaje po nocach tak samo jak ja.
– Ostatnio sama mówiłaś, że ma sporo dyżurów.
– To tylko jeszcze dwa tygodnie, potem wszystko wróci do normy. – Wzięłam w obronę męża nie dlatego, że nim był, ale dlatego, że naprawdę nie był takim potworem jakim go widział Kamil.
– Czym?
– Co czym? – zapytałam.
– Czym cię skatował ostatnim razem?
– Niczym mnie nie skatował, nigdy mnie nie skatował.
– Od czego masz ślad na ramieniu, bo nie wygląda jak po klapsie. Bardziej bym stawiał na jakiś pejcz, bicz, może rzemień.
– To nie twoja sprawa! – warknęłam.
– Nie moja, ale jesteś dla mnie jak siostra…
– USB – powiedziałam te trzy literki, a Kamil wbił wzrok w podłogę.
– Czemu nie odejdziesz? Zapewnię ci lokum, pomogę.
– Kamil, tu nie chodzi o to, że ja nie mam dokąd odejść. Ja nie chcę od niego odchodzić, rozumiesz to? To z ręką to był nieszczęśliwy wypadek, nic więcej. Olek nie jest katem, nie jest sadystą.
– Olek za pół godziny wróci na obiad. Na razie – tymi słowami zakończył rozmowę i zniknął za drzwiami.
Nie wiedziałam co zrobić, jak się zachować, jak dalej żyć z tym co dzisiaj słyszałam, z tym co dzisiaj widziałam i z tym co się działo w moim życiu. Patryk zaczął płakać, przyciągnęłam więc kołyskę do kuchni i umieściłam go w niej. Kiedy on spokojnie spał się w niej bujał i podziwiał światełka ja mogłam spokojnie obrać ziemniaki. Wrzucałam je po kolei obrane do garnka z wodą. Najpierw robiłam to delikatnie, potem z coraz większą siłą, w końcu woda zaczęła chlapać na wszystkie strony, a mnie ogarnęła pierw agresja, potem niemoc i bezsilność. Usiadłam na taborecie w kuchni i zaczęłam płakać. Nie wiedziałam po cholerę żalę się nad swoim losem, przecież sama sobie taki zafundowałam. Usłyszałam otwieranie drzwi. Nie odwróciłam się w ich kierunku, ani nie wybiegłam mu na przywitanie. Szybko rozwinęłam ręcznik papierowy, który był nad umywalką i wytarłam oczy od łez, miałam nadzieję, że makijaż się nie rozmazał zbytnio.
– Cześć – powiedział Aleks i usłyszałam jak siada na krześle. Słyszałam w końcu jak je odsuwał od stołu.
– Hej – odpowiedziałam kładąc garnek z ziemniakami na palniku.
– Zasnął, odłożę go do łóżeczka – rzekł, a ja od momentu jak wszedł nawet na niego nie spojrzałam.
– Dobrze – odrzekłam i usłyszałam jak zamyka drzwi od pokoju chłopców. Później usłyszałam coś jeszcze. Wyciąganie kluczy z komody i przekręcanie zamka w drzwiach. – Wychodzisz? – dopytywałam.
– Czemu wziąłeś moje klucze? – zapytałam patrząc w kierunku drzwi na korytach, ale nie widziałam Olka. Wiedziałam jednak, że wziął moje klucze, bo tylko ja chowałam je do komody.
– Abyś nie wyszła z domu, nie wybiegła – poprawił się szybko, a ja nie wiedziałam co jest grane.
– Słuchaj, jeśli chodzi ci o Kamila, to naprawdę była wyją… – zaczęłam się tłumaczyć panierując jednocześnie wytłuczone już kotlety. Zawiesiłam jednak głos w momencie gdy rolety opuściły się, a w kuchni zaczęła panować ciemność.
– Olek, co ty wyprawiasz?! – krzyknęłam przeczuwając, że to jego sprawka. Na komodzie stał też pilot od bramy i rolet.
– Staram się zapewnić nam odrobinę prywatności – odezwał się stojąc za mną tyłem. Czułam jak obejmuje mnie w pasie. Poczułam jego niewielki zarost na moim policzku. Jego usta musnęły delikatnie.
– Nie zdjąłeś kurtki? – zapytałam ze zdziwieniem wyczuwając materiał jaki pokrywa jego ręce i tors.
– Nie, wolę jak to ty mnie rozbierasz – stwierdził banalnie, ale nad wyraz szczerze. Czułam jak jego usta zmieniają się w kształt uśmiechu.
–Może byś jednak najpierw zjadł, ponoć byleś głodny jak wilk.
– Głodny seksu – wyszeptał mi natarczywie do lewego ucha i liznął jego kawałek językiem. Już miałam coś powiedzieć, ale znów się odezwał.
– Cały dzień pracowałem i miałem przed oczami ciebie, to sprawiło, że stałem się głodny erotycznych doznań, a ty co robiłaś cały dzień? – zapytał nad wyraz poważnie.
– Musiałam wyrwać się do Majki, dzieci dawały popalić, nie dawałam już rady w domu. Kamil mnie wyręczył. – Zdecydowałam się choć na część prawdy.
– Nasz przydatny Kamilek. Mówisz że wyręczył ciebie, kobietę głodną mocnych wrażeń? – zapytał, ale coś w jego głosie uległo zmianie.
– Olek chyba nie rozumiem. Włącz światło – poleciłam, bo przeczułam, że jest coś nie tak, że jest jakiś inny, jakby nie on.
– Cały czas byłaś u Majki? – dopytywał.
– Tak – odpowiedziałam i za moment usłyszałam trzask. Poczułam niemiłosierny ból na pośladkach, silny jak jeszcze nigdy dotąd.
– Oszalałeś!? – warknęłam.
– Nie urządzaj histerii z powodu jednego klapsa. – Łatwo mu było mówić, bo to nie jemu stanęły łzy w oczach z bólu, a mnie.
– Co robiłyście? – zadał kolejne pytanie, a przecież nie tak dawno był całkiem miły i było całkiem sympatycznie, nie rozumiałam czemu to wszystko ma zmierzać, a najgorsze było to, że kompletnie nic nie widziałam. Panowały wręcz egipskie ciemności w całym domu, a może tylko w kuchni i salonie, tu gdzie się znajdowaliśmy.
– Nic wielkiego, damskie ploty – odpowiedziałam i poczułam kolejny raz na swoich pośladkach tym razem chyba nawet mocniejszy bo łzy pociekły mi po policzkach mimo woli.
– Nie oburzaj się tylko, bo powinnaś dostać mocniej – stwierdził oschle.
– Aleks, powiedz mi chociaż za co – wyszeptałam przez łzy, choć nie czułam strachu, z pewnością nie przed nim, już prędzej z tego powodu, że po raz kolejny uderzy.
– Za kłamstwo – odpowiedział, a ja nie wiedziałam o co chodzi, przecież nie mógł wiedzieć gdzie byłam. – Za narażanie siebie – dodał wręcz napastliwym tonem i chwycił mnie za ramie lewą dłonią. Prawą błądził chwile po moim ciele, trafił na uda, potem na pośladki. W końcu przestałam czuć jego dłoń. Stało się tak tylko na moment, na krótką chwilę, bo potem poczułam pieczenie na całej pupie. Nie wiedziałam, w życiu bym się nie spodziewała, że siła uderzenia ręką może być tak mocna.
– Olek, proszę, przestań – wyłkałam.
– A co, boli? – zapytał sarkastycznie.
– Tak – odpowiedziałam szczerze i chciałam odstąpić od niego choć na krok, ale wciąż trzymał mnie za ramie.
– Dokąd to, moja mała. Czas na gwóźdź programu – stwierdził i usłyszałam jak rolety podnoszą się. Pierw światło padło na podłogę. Dostrzegłam więc, że Aleks ma na sobie zimowe adidasy w czarnym kolorze. Potem wiedziałam już, że ma dżinsy. Kiedy ujrzałam białą kurtkę i fioletową bandamę opuszczoną na szyję, a całość dopełniła biała czapka, ale odwrócona do tyłu daszkiem poczułam się jak w koszmarze.
– To nie możliwe – powiedziałam patrząc mu w twarz. – Puszczaj mnie – dodałam, ale nie dałam rady się wyrwać z jego uścisku. Rolety znów się opuściły, a zaraz po tym gdy opadły do końca Olek pociągnął mnie za sobą, nie wiem w jakim kierunku, ale najwidoczniej do włącznika, bo światło się zapaliło, ale wcale mi to nie rozjaśniło perspektyw widzenia.
– Puść mnie – szepnęłam i poczułam jak uścisk się rozluźnia.
– Zdejmij spodnie – usłyszałam jego surowy ton, był ostry choć starał się być bez wyrazu
– Co? – zapytałam z niedowierzaniem.
– To co słyszałaś. Zdejmij – powiedział i odrzucił czapkę na narożnik.
– Ale… – zaczęłam, jednak przerwano mi stanowczo.
– Tu nie ma ale. Teraz ja wymagam czegoś od ciebie, wykonaj więc polecenie.
– Może mam jakieś pytania – powiedziałam ze łzami w oczach i wciąż czułam się jak w koszmarze. To z pewnością był sen, to musiał być sen. Przecież tamten facet strzelał, tamten facet teraz okazał się moim mężem.
– Oczywiście, masz prawo pytać – stwierdził dobrodziejca jeden krzyżując dłonie na piersi. – Porozmawiamy, zadasz pytania jakie tylko zechcesz, na każde dam ci jakąś odpowiedź. Oczywiście szczerą odpowiedź, ale teraz zdejmij spodnie i daj mi czynić moją powinność – dodał.
– Jaka jest twoja powinność? – zapytałam drżącym głosem, choć bardzo chciałam by mi nie drżał.
– Sądzę, że jako twój mąż przede wszystkim powinienem cię chronić, troszczyć się o ciebie, dbać o twoje bezpieczeństwo, o twoje zdrowie, oraz wybijać ci skutecznie głupoty z głowy. Sama wiesz co dzisiaj zrobiłaś, gdyby mnie tam nie było, miało mnie tam dzisiaj nie być. Zginęłabyś – stwierdził oczywiste. To ostatnie mnie więc nie zdziwiło, ale cały ten monolog o trosce, zdrowiu i bezpieczeństwie był dziwnie niepokojący.
– Jak się do cholery mam czuć bezpiecznie, gdy mój mąż lata po mieście z bronią, jeździ samochodem którego w życiu nie widziałam wcześniej na oczy, a na dodatek strzela do ludzi, do…
– Nie strzelam do ludzi. Zabiłem psa, psa którego znałem od szczeniaka, był coś jak przyjaciel. Zabiłem bo zawsze wybrałbym twoje życie, nawet kosztem własnego, więc co tam pies – przerwał mi tymi słowami.
– Mam czuć wdzięczność i całować cię po dłoniach bo uratowałeś mi życie? – zapytałam sarkastycznie, nie czułam już strachu. W końcu był tym samym facetem za które wyszłam, no i nie celował do mnie z tej swojej broni, to znak, że chce się jednak dogadać, a nie mnie skrzywdzić.
– Wystarczy, że zdejmiesz spodnie i podejdziesz do stołu w jadalni.
– W jakim celu? – zapytałam idąc do tyłu, kiedy on zmierzał w moją stronę.
– Nie znalazłaś się tam przypadkiem, nie uwierzę, że w grudniu zbierałaś grzybki, albo wybrałaś się z Majką na spacerek po lasku.
– I co z tego? – zapytałam stając na chwile w miejscu bo i on stanął.
– To z tego, że mogłaś zginąć. Mnie uczynić wdowcem, a dzieci pół sierotami. Czy to nie ma dla ciebie żadnego znaczenia? Tylko mi nie kłam w oczy, że nie wiedziałaś o tym, że to niebezpieczne. Na sto procent wiedziałaś, że to nie należy do serii ciasteczka i herbatka u ciotki klotki.
– Nie…
– Co nie? Co nie ci się pytam? – zapytał i zbliżył się do mnie. Moje plecy dotknęły stołu. – Chcesz to przeciągać w nieskończoność? – zadał kolejne pytanie, a ja pokiwałam twierdząco głową. Uśmiechnął się jakoś tak smutno, zdjął kurtkę i powiesił na krześle.
– Amanda, wszystko ci wyjaśnię odnośnie tego, że tam byłem, odnośnie tego co zrobiłem, ale pierw to ty poniesiesz konsekwencje nie tyle swojego zachowania, co swojej głupoty. Moja żona nie będzie idiotką co się naraża bo Majeczki braciszek ma taki kaprys.
– Skąd to wiesz? – zapytałam.
– Wystarczy przeciętne IQ by się domyślić, że żadna z was nie szukała tam zysków, frajdy, ani nie znalazła się przypadkiem. Tylko Tyler miał w tym zysk – odpowiedział.
– Ja tylko towarzyszyłam przyjaciółce.
– Nie wiedziałaś w czym? Nie wiedziałaś, że to niebezpieczne? Spójrz mi w oczy do cholery jasnej i odpowiedz szczerze – ostatnie zdanie powiedział ostrzejszym tonem i chwycił mój podbródek w dwa palce po czym zabrał dłoń, a ja z powrotem wejrzałam na swoje buty.
– Dlaczego nie odpowiesz? Mam powtórzyć pytanie? – tym razem zapytał nad wyraz spokojnie.
– Wiedziałam – odpowiedziałam cicho.
– Co proszę? – dopytywał.
– Wiedziałam.
– Co takiego wiedziałaś Amando? – wypytywał dalej.
– Że to niebezpieczne, że to takie tajne…
– Takie tajne! – powiedział ostrym tonem, takim zdartym głosem. – Nie żyjemy w serialu, ani nie gramy w filmie kryminalnym. Jak by cię ktoś odstrzelił to byś nie zagrała w innym! – krzyknął, a ja poczułam że drgają mi mięśnie ramion, jakoś tak bez woli. Po moich policzkach popłynęły kolejne łzy tego dnia.
– Nie wzruszysz mnie, nie zmienisz mojej decyzji. Jeśli teraz nie dostaniesz, to za kolejnym razem znów pod wpływem Majki i jej bracholka zrobisz coś równie bezmyślnego, niebezpiecznego i dojdzie do większej tragedii niż śmierć zwierzaka. Zdejmij więc spodnie i nie dyskutuj.
– To ty powinieneś się tłumaczyć, nie ja. Czemu ja mam dostać skoro ty tez tam byłeś? – zapytałam przez łzy patrząc mu prosto w oczy.
– Bo ja akurat byłem tam chcianym gościem i mi z ich strony nie groziło żadne niebezpieczeństwo. Zdejmuj.
– Ale musisz… – zaczęłam niepewnie.
– Muszę. Amanda dalej, żadnego wyroku nie da się odraczać w nieskończoność.
– Aleks, ale nie musisz mnie bić. Zrozumiałam, zdałam sobie sprawę z tego co zrobiłam nie tak. Stało się tak bo mi to wyjaśniłeś, ale też dlatego, że. Też dlatego, że ja sama się dziś przestraszyłam.
– Też się przestraszyłem i to nie na żarty. Dlatego pierwsze co uczyniłem po powrocie to cię przytuliłem. Skończ już polemizować i uczyń co prosiłem.
Nie wiedziałam co zrobić. Mogłam być wściekła, okazać tą wściekłość. Mogłam wybuchnąć, obłożyć go pięściami, dać w pysk i nawymyślać mu od bandziorów, gangusów. Jednak nigdy wcześniej to do niczego dobrego nie doprowadziło. Było tylko gorzej. Albo wynikała z tego kłótnia gigantyczna, albo było gorzej dla mnie. Zresztą Olek nie wydawał mi się teraz niebezpieczny, wręcz przeciwnie czułam się bezpiecznie jak nigdy dotąd. Uratował mi życiem, kosztem psa, którego znał od szczeniaka. Gdyby musiał zapewne postawiłby się tym wszystkim złym ludziom byleby mi nic nie było. Martwił się, troszczył, ale czy był dobry?
– Naprawdę nie chcę cię poganiać, ale zapytam tak z ciekawości ile czasu jeszcze ci trzeba by odpiąć zamek dżinsów i je zdjąć, albo zsunąć przynajmniej do połowy?
– Wieczność – odpowiedziałam szeptem, ale nie było to wynikiem tego, że szeptałam, bardziej zaschniętego gardła.
– Ja bym cię dziewczyno na lekcji do toalety bał się wypuścić, skoro godzinę czasu zdejmujesz dżinsy, to zapewne drugą godzinę majtki, więc już miałabyś dwa okienka do usprawiedliwienia – powiedział cynicznie.
– Nie drwij, proszę. – Starałam się powstrzymać kolejne łzy, uniosłam głowę do góry by z powrotem wpłynęły do oczu, ale nic to nie dało. Chwyciłam za brzeg swoich spodni i odpięłam guzik. Olek w tym czasie podszedł do kuchenki i wyłączył palnik na którym gotowały się ziemniaki.
– Aż tak się boisz? – zapytał nagle. Takiego pytania się nawet nie spodziewałam. – Bo nie powinnaś. Kobieta, która sama ładuje się w kłopoty, rządna wrażeń, bólu i cierpienia nie powinna się bać kilku klapsów.
– Nie chcę bólu i cierpienia – stwierdziłam rozpinając zamek, co zajęło mi co najmniej minutę.
– Jednak weszłaś do jaskini lwa na własne życzenie – stwierdził siadając na krześle okrakiem.
Zapadła niezręczna cisza, ta cisza huczała w mojej głowie echem i takim harmidrem, którego nie mogłam znieść. Prosiłam w myślach o cokolwiek, o jakiś cud. O to by przyszli niezapowiedziani goście, o płacz któregoś z moich dzieci, o telefon do Aleksa ze szpitala z jakimś nagłym przypadkiem. Minęło kilkanaście minut, ale nic takiego się nie stało, nic nie miało ochoty mnie wybawić z opresji. Olek wciąż siedział okrakiem na krześle, właściwie to już na nim leżał. Głowę miał bowiem wygodnie ułożoną na swoich rękach, które idealnie robiły mu za poduszkę, która znajdowała się na oparciu.
– Nie potrafię – powiedziałam nagle, ale sama nie uwierzyłam, że wymówiłam to na złość.
– Potrafisz, poza tym nie odpuszczę ci. Nie tym razem – usłyszałam w odpowiedzi. Zerknęłam na niego. – Nawet się tak nie patrz, nie odpuszczę. Koniec i kropka. Możemy tak nawet czekać do wieczora, w końcu zechcesz to mieć wreszcie za sobą.
– Nie zechcę – wyszeptałam. Wiedziałam, że nie zdejmę tych spodni, że ich nawet nie zsunę, bo w ciągu ostatnich pięciu minut próbowałam setki razy, a jednak zawsze zatrzymałam się gdy moje dłonie dotykały materiału i ciągnęły go już delikatnie w dół.
Znów nastąpiła ta niezręczna cisza. Słyszałam dokładnie czas, uciekający czas. Każdą sekundę akcentowało tyknięcie wskazówki zegara, a ja uznałam, że to jest nie do wytrzymania.
– Aleks, nie potrafię. Naprawdę nie umiem tego zrobić. Nie ważne jak bardzo chcę, czy jak bardzo wiem, że zasłużyłam. Po prostu nie i już.
– Dlaczego nie potrafisz skoro wiesz, że zasługujesz na to lanie?
– Bo nie, bo to tak samo jakbym wiedziała że zasługuje na śmierć i nie chciała jednocześnie włożyć głowy pod gilotynę.
– Porównujesz śmierć do kilku klapsów. Jednak interesuje mnie coś innego użyłaś słowa „nie chciała”, a nie „nie mogła”, czy „nie potrafiła”. To znaczy, że potrafisz tylko nie chcesz.
– Nie potrafię, nie chcę, nie mogę – powiedziałam płacząc i odsunęłam sobie krzesło, usiadłam na nim i oparłam łokieć o stół, a twarz ukryłam w dłoni.
– Nie odpuszczę – usłyszałam w odpowiedzi na swój lament. – Boisz się, że zrobię ci krzywdę?
– Nie, nie boję się tego – odpowiedziałam.
– No to czego się tak boisz? Bólu? Upokorzenia? Łez? Nagości?
– Nie…  nie wiem – odpowiedziałam wciąż płacząc.
– Wstań – usłyszałam, ale nie wykonałam jego polecenia. – Po prostu wstań, proszę.
Wstałam i dostrzegłam, że on robi to samo. Teraz miałam mętlik w głowie, nie wiedziałam co się dzieje.
– Nie zapinaj dżinsów. – Jego słowa dotarły do mnie echem, czułam się jakbym była otumaniona. Może po prostu byłam zmęczona płaczem i całą tą sytuacją. – Odwróć się tyłem do mnie – powiedział stając już za mną, ale ja jednak byłam do niego odwrócona nadal bokiem.
– Amanda proszę, nie ma sensu się teraz zapierać, że nie. Sama przyznałaś, że zasługujesz na to manto, więc nie utrudniaj. Nie jesteś w stanie opuścić spodni, jestem wstanie to zrozumieć. Jeśli nie przemogłaś się przez pół godziny to już raczej się nie przemożesz.
Uczyniłam jak prosił, odwróciłam się do niego plecami. Dziwnie poczułam się widzem całej tej sytuacji. Całe wydarzenie jakby przechodziło obok mnie. Poczułam strach, jakiś taki niewyobrażalny strach przed tym co nastąpi. Poczułam jego dłonie na moich ramionach. To te ramiona poruszały się gdy spazmatycznie nabierałam powietrza przez łzy.
– Uspokój się, spokojnie – rzekł delikatnym, wręcz subtelnym tonem sunąc po moich ramionach w dół i w górę.
– Nic ci nie grozi, przy mnie jesteś bezpieczna – dodał spokojnie, wręcz szeptem.
Starałam się uspokoić, nie na jego rozkaz, ale pod jego wpływem. Nie krzyczał, nie szarpał, nie bił. Stał po prostu z tyłu i masował moje ramiona. Rysował na nich kółka dwoma palcami, potem znowu pocierał. Podał mi chusteczkę. Wytarłam oczy i nie wiedziałam jak się zachować. Instynktownie odwróciłam się do niego twarzą i wtuliłam w jego ramiona, wręcz w nie wpadłam. Poplamiłam jego biały podkoszulek swoim namoczonym fluidem i tuszem do rzęs. Objął mnie ramieniem, właściwie to dwoma ramionami, poczułam  jego ciepło, usłyszałam bicie jego serca, byłam bezpieczna. Paradoksalnie czułam się bezpieczna w ramionach człowieka, który niejednokrotnie mnie uderzył, nie jednokrotnie mną szarpnął, czy potrząsnął, nieraz zwrócił uwagę ostrzejszym tonem. Poczułam, że nic mi nie grozi nawet teraz kiedy godzinę wcześniej widziałam go z bronią w towarzystwie jakiś bandziorów.
– Amanda, kochanie – mówił głaskając mnie po głowie, ogarnął mi jeden z kosmyków za ucho. – Kocham cię, naprawdę – rzekł muskając swoimi wargami moje czoło.
– Sama sobie to utrudniasz moim skromnym zdaniem – stwierdził nagle. – Jeśli jednak teraz czujesz, że właśnie tego potrzebujesz to możemy usiąść, mogę cię tulić w ramionach godzinami, ale podjętej przeze mnie decyzji nie cofniesz – dodał smutno, jakoś tak dziwnie smutniej niż mogłam się po nim spodziewać.
– Nie lubię cię bić, nie lubię być dla ciebie ostry, nienawidzę być konsekwentnym. Uwierz, że nie sprawia mi to żadnej frajdy, daje zero satysfakcji i ani trochę nie jest przyjemne, ale muszę czasem taki być. Jeśli dziś ci odpuszczę. Naprawdę z chęcią bym odpuścił. Najchętniej teraz powiedziałbym ci, że nie było sprawy i zasiadł z tobą w ciszy do obiadu, nawet sam go dokończył przygotowywać, ale nie mogę. Najzwyczajniej w świecie nie mogę, bo jeśli potem przydarzyłoby ci się coś złego przez podobną akcje jak ta dzisiejsza, całe życie bym nie mógł spojrzeć na własną twarz w lustrze, miałbym cholerne wyrzuty sumienia z powodu tego, że dzisiejszego dnia odpuściłem i nie byłem surowy.
– Nie zrobię już nic takiego, przysięgam – powiedziałam dalej płacząc.
– Być może, ale wolę mieć nieco więcej pewności niż na samo słowo.
– Nie wierzysz mi – wyłkałam w jego już przemoczoną koszulkę.
– Wierzę, że teraz mówisz prawdę. Wierzę, że w obecnej chwili w nią wierzysz, ale tak samo było z telefonem, albo raczej z jego brakiem. Dopóki nie dostałaś, dopóty nie nosiłaś go przy dupie i nie odbierałaś, nieprawdaż?
– No, ale teraz będzie inaczej… obie…
– Masz racje, będzie inaczej, bo nie będzie ani piątej, ani czwartej, ani nawet kolejnej okazji by to sprawdzić. Po prostu nie ma kolejnej szansy, uprzedzałem od samego początku, że nie odpuszczę.
– Zacznę się ciebie bać. – Nie wiem czemu to powiedziałam, samo wypłynęło z moich ust.
– Dostałaś ode mnie lanie nie raz i nie dwa, a teraz szukasz ukojenia i schronienia w moich ramionach. Jeśli autentycznie byś się mnie bała to uciekałabyś gdzie pieprz rośnie, a nie jeszcze mnie tuliła i łkała przy mnie. No chyba, że znowu grasz, ale nie sądzę. Tym razem to nie jest teatrzyk, co nie? Tym razem łzy są prawdziwe, zgadza się?
– Eheś – odpowiedziałam.
– Mogę ci zagwarantować, że więcej tych łez wylałaś przez całą rozmowę i przy tym wzbranianiu się od kary niż wypłaczesz podczas jej wymierzania.
– Okay – rzekłam smutno i wcale nie zabrzmiało to pewnie, ale odkleiłam się od jego torsu, wydostałam z jego ramion. Zerknęłam jeszcze na jego koszulkę całą umazaną od mojego makijażu, po czym odwróciłam się do niego tyłem.
– Oprzyj się dłońmi o stół – usłyszałam jasne polecenie, krótkie i stanowcze za razem.
– Widzisz jaka jesteś dzielna – rzekł gdy moje dłonie spotkały się z zimnym drewnem.
Poczułam jak unosi moją bluzkę, jak sięga pod nią. Jego ciepłe dłonie dotknęły moich bioder, kciuki znalazły się pod materiałem spodni i delikatnie zaczął zsuwać pierw prawą stronę potem lewą. W końcu poczułam, że nic nie okrywa moim pośladków prócz cienkich, obcisłych bokserków. Spodnie czułam, że zatrzymały się na kolanach.
– Może tak dla zasady zapytam..., albo nie. Ty dobrze wiesz za co dostaniesz.
Po chwili poczułam podmuch powietrza, usłyszałam trzask. Dopiero potem nastąpiło pieczenie. Scenariusz się powtórzył i pieczenie nasiliło się na tyle, że ugięły się pode mną kolana. Poczułam Aleksa rękę pod moim brzuchem, a jego dłoń na żebrach, w ten sposób trzymał mnie wyjątkowo pewnie, tak że nie mogłam wykonać żadnego ruchu. Przez chwilę wszystko ustało, stanęło w miejscu. Zacisnęłam pośladki jakby samoistnie, być może ze strachu przed kolejnym uderzeniem.
– Bardziej zaboli jeśli napinasz mięśnie – usłyszałam.
– I tak boli. Możesz szybciej? – zapytałam.
– Rozumiem twoją chęć, to że chcesz mieć to już za sobą, ale niestety nie mogę szybciej. Chce byś wszystko sobie dogłębnie przemyślała, byś to odczuła. Nie zaciskaj jednak mięśni bo wyjdą siniaki i będzie boleć kilka dni, no dzień przynajmniej. Ja tego nie chcę. Masz to odczuć teraz, w tym momencie, a nie mieć problemy z tym by usiąść na tyłku kilka godzin, albo nawet dób.
Jego monolog doszedł do moich uszu, ale nic nie odpowiedziałam. Za chwile poczułam razy na drugim moim pośladku, były tylko dwa, ale zapiekło niemiłosiernie. Potem przyszedł ból, ból który się nasilał z każdym kolejnym uderzeniem. Aleks bił wolno, bez metody. Czasem pod rząd w jeden pośladek, czasem na zmianę. Jednak na każde z uderzeń musiałam czekać co najmniej minutę. Wyjątkiem było, że uderzał dwa razy pod rząd, ale kiedy to robił zawsze towarzyszyły temu słowa: „nie wierć się”, albo „nie uginaj kolan”.
– Siedemnaście – usłyszałam nagle z jego ust. Przez chwilę zastanawiałam się czy wymierzył mi siedemnaście klapsów i miałam nadzieję, że liczy do okrągłej dwudziestki co najwyżej. Kiedy jednak poczułam czwartego klapsa po tej siedemnastce przeraziłam się, że może chodziło mu o to, że jeszcze siedemnaście.
Moje łzy w moich uszach bębniły kiedy tylko nie rozlegał się trzask uderzenia. Kapały bowiem na stół. Z początku było ich niewiele, teraz jednak nie było takiej sekundy by nie spadały.
– Nie wierć się – usłyszałam ostrzejszym tonem niż wcześniejsze upomnienia i zdałam sobie sprawę, że tym razem naprawdę się wiercę, że prawie się wyrywam. Uderzenie jednak długo nie spadało. Miałam nadzieję, że to już koniec, że serce mu się kraje na tyle by przestać. Przecież musiał dostrzegać to, że cierpię, to że naprawdę mnie boli. Widział doskonale, że nie udawałam.
Po chwili poczułam kilka uderzeń, silnych i na przemian raz w jedną połowę pupy, raz w drugą. Te razy były silniejsze od poprzednich, dużo silniejsze.
–  Jeśli jeszcze raz zrobisz coś równie głupiego – zaczął Olek, ale głos mu się dziwnie łamał, jakby sam powstrzymywał się od płaczu – to każde z tych trzydziestu razy zaboli jak ten ostatni – dokończył, a ja po chwili na własnej skórze poczułam co miał na myśli. To uderzenie sprawiło, ze ręce sunęły po blacie do przodu, bo pod siłą uderzenia poleciałam do przodu i gdyby nie jego ręka pod moim brzuchem wylądowałabym na ziemi, albo wbiła się w ten stół.
– Nie jestem sadystą, nie chce być twoim katem, ale nie chcę cię też stracić przez jakąś głupotę, ani przez to że znalazłaś się w nieodpowiednim miejscu o nieodpowiednim czasie. – Podniósł mnie do pozycji wyprostowanej, spojrzał w moje oczy, a mój wzrok odbiegł gdzieś w bok. – Zbędnym jest pytanie za co dostałaś i czy zrozumiałaś. Podciągnij spodnie, ja zajrzę do dzieci – dodał.
Stałam tak jeszcze chwilę, a potem nachyliłam się i pociągnęłam dżinsy za szlufki. Poczułam jakby były za małe o pół, albo co najmniej o jedną trzecią rozmiaru.
– Mówiłem nie napinaj mięśni bo będą siniaki, a co za tym idzie też opuchlizna – powiedział głos za moimi plecami.
– To o opuchliźnie akurat sobie darowałeś – rzuciłam opryskliwie i nawet na niego nie spojrzałam, byłam zbyt zajęta zapinaniem spodni.
– Ej, żono ty moja. Co jest? – zapytał stojąc już przede mną. – Dlaczego jesteś opryskliwa? Poczułaś się niesłusznie ukarana? Skrzywdzona tą karą? – dopytywał.
– Po prostu boli – odpowiedziałam wciąż unikając jego spojrzenia. Wolałam patrzeć na jego klatkę piersiową schowaną pod wciąż tą samą umorusaną koszulką. Dostrzegałam jak się unosi i opada pod wpływem oddechu. Nie potrafiłam jednak unieść głowy o te kilka centymetrów i pozwolić by nasze spojrzenia się spotkały.
– Wiem, taki był cel miedzy innymi. Gdybym jednak miał dar jasnowidzenia to nigdy nie pozwoliłbym ci się tam znaleźć, upomniał cię przed tym ostro, może nawet dał kilka klapsów, ale nigdy nie pozwoliłbym ci się narazić. Co za tym idzie nie zbił aż tak dotkliwie w obawie przed kolejną taką akcją. Wiem, że boli. Uwierz, że jestem w stanie sobie wyobrazić jak bardzo, ale uwierz w to, że mnie również nie jest obojętne i w pewnym, choć innym sensie mnie też to zabolało.
– Wierzę – spojrzałam na niego pierwszy raz po tym wszystkim, zobaczyłam, że ma zaczerwienione oczy, że się szklą jakby miał zaraz płakać. – Kocham cię – wyszeptałam bez przekonania, jakoś tak niepewnie choć byłam tego w tym momencie w stu procentach pewna.
– Cieszy mnie to, bo ja ciebie też. Chciałbym jednak wiedzieć czy nie czujesz się skrzywdzona, jakoś szczególnie tym dotknięta – odrzekł.
– Tym, że kochasz? – zapytałam naiwnie.
– Tym, że wlałem. Słusznie bo słusznie, ale jednak lanie dostałaś.
– Nie, jest ok – odpowiedziałam niepewnie.
– Czyli te trzydzieści klapsów nie będzie powodem wizyty u prawnika i dowodem przeciwko mnie na naszej sprawie rozwodowej? – zapytał z lekkim uśmiechem, ale jednak smutek promieniował w tych słowach.
– Nie będzie rozwodu – powiedziałam pewnie.
– W takim razie się cieszę. Ja dokończę obiad – zaproponował, a ja nie mogłam pogodzić się z jednym. Nawet nie, że nie mogłam się pogodzić, ale po prostu nie potrafiłam zrozumieć jak szybko on przeszedł po tych wydarzeniach do porządku dziennego. Patrzyłam z podziwem jak na nowo wbił się w normalny tryb naszego życia.
– Mieliśmy porozmawiać – przypomniałam Aleksowi siadając na krześle. Myślałam, że poczuje silniejszy ból, ale jednak tak się nie stało i siedzenie nie sprawiało mi jakiś szczególnych trudności.
– Wiem, przy objedzie, dobrze? Czy wolisz przed? – zapytał.
– Co się odwlecze to nie uciecze. Możemy przy objedzie. Będziesz szczery?
– Będzie trudno, ale będę. Jeśli po wszystkim będziesz chciała mi strzelić w pysk to zrozumiem, ale jeśli podczas to pamiętaj, że to przeszłość, a ja cię za przeszłość nigdy nie uderzyłem. No przynajmniej nie za tak odległą – ostatnie zdanie dodał pośpiesznie bo chciałam już powiedzieć, że właściwie teraźniejszość jest złudna, bo zanim sobie zdamy sprawę z tego co tu i teraz to staje się już przeszłością w przeciągu jednej setnej sekundy.
– Dobrze, wysłucham do końca – rzekłam do mężczyzny, który układał kotlety na rozgrzanej patelni i na nowo sprawił, że ziemniaki zaczęły się gotować.
– Długo śpią – powiedział i spojrzał w stronę zamkniętych drzwi, za którymi znajdowali się nasi synowie. Na wszelki wypadek mieliśmy elektroniczną nianię z kamerką i głośnikiem.
– O tej porze zawsze śpią tak z dwie godzinki co najmniej, potem jedzą i znowu drzemią, a później to się budzą i lubią towarzystwo – odrzekłam.
– Jesteś smutna – stwierdził nakładając jedzenie na talerze.
– Nie jestem.
– Jesteś, bo widzę. – Aleks okazał się po raz kolejny tego dnia nieustępliwy.
– Może odrobinkę, ale to nie twoja wina. Po prostu…
– Rozumiem – przerwał mi tymi słowami.
– Nie jestem zła na ciebie. Na siebie, owszem. Na sytuacje zaistniałą i wcześniejszą, także, ale nie na ciebie. Ty akurat zachowałeś się ekstra, tak jak powinieneś.
– Jedz, musisz mieć siłę mnie opieprzyć za… no właśnie, pytaj – powiedział z uśmiechem podając mi sztućce i siadając naprzeciw mnie.

Fragment pochodzi z e-booka pt. "Na pół  gwizdka"
Link do opisu: Kliknij tutaj!
Link do pobrania: Premiera: 1.09.2013 rok

9 komentarzy:

  1. Ten fragment jest świetny. Czytałam go już kiedyś dawno temu, ale teraz chyba jest trochę bardziej rozszerzony. Podoba mi się tutaj postawa Aleksa, jest tutaj taki twardy i konsekwentny, a jednocześnie słodki. Ciekawa jestem co on tam robił i jak się z tego wytłumaczy. Tego ebooka zapewne więc kupię, żeby się dowiedzieć o co chodziło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tek, ten e-book jest bardzo ciekawy z tego co zdążyłam zauważyć, nie tylko ze względu na Amandę i Aleksa (póki co nie oszukujmy się, oni w przepustce przodują), ale także przez powrót (bo inaczej tego nazwać nie można) Majki i Patryka takich jak na początku przepustki. Miło zaskoczyli mnie też Dominika i Tyler (przyznaje się sama, że na początku nie dawałam im żadnej szansy na przetrwanie, a teraz ją widzę. Mają szansę dogonić, a nawet wyprzedzić te dwie wcześniej wspomniane pary).

      Menager PDS

      Usuń
  2. Tak zgadzam się ten fragment jest świetny.Aleks jest slodki i konsekwentny.Widać,że mu bardzo na Amandzie zależy.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wczoraj miała być premiera tej części, a nie ma nic, ani wiadomości żadnej ani nic innego. Coś się stało?

    OdpowiedzUsuń
  4. W takim razie,kiedy teraz planujecie wydać?

    OdpowiedzUsuń
  5. Bardzo fajny fragment, świetnie się go czytało no i był Aleks taki jakiego bardzo lubię. Oczywiście Majka też mi się bardzo podobała, przestała być taka układna pod wpływem Patrysia. Bardzo , bardzo jestem ciekawa kiedy będzie można przeczytać całego ebooka. Kiedy będzie go można kupić na RW2010? Berni

    OdpowiedzUsuń
  6. jaki jest link do tego e-booka?

    OdpowiedzUsuń