Tego dnia wszystko działo się szybko, za szybko. Miałem
przed sobą zdjęcia, wisiały na lampie i światło sprawiało, że widziałem
wszystko dokładnie. Nie wiedziałem czyje
to fotki, czyjej czaszki. Dano mi je tak na szybko, śpieszyli się, jakaś
kobieta umierała. Miałem na sobie kitel lekarski, zwano mnie lekarzem, a tego
nie umiałem wyleczyć. Usiadłem na chwilę przy biurku, ukryłem twarz w dłoniach,
by po chwili pohamować łzy i zrobić łyk wody.
– To obca kobieta, miej ją w dupie. Co sekundę ktoś umiera i
co sekundę nie płaczesz – zganiłem sam siebie w myślach.
Wyszedłem na korytarz szpitalny, wcześniej zszarpując te
zdjęcia rentgenowskie z lampy. Podszedłem do znajomego lekarza, który mi je
wcisnął, bym obejrzał.
– Ona oddycha? – zapytałem ze smutkiem w głosie.
– Przy pomocy aparatury – padła odpowiedź.
– Jej serce bije? – zadałem kolejne pytanie, które właściwie
nie było już istotne.
– Tak, a czy coś jest nie tak? – zainteresował się, widząc
moją zamyśloną minę.
– Jej mózg, był za długo niedotleniony, jest martwy w
większości procent. Nie wybudzi się, umrze, serce też w końcu przestanie bić.
Mózg obumiera dalej – odpowiedziałem i udałem się do swojego gabinetu.
Żałowałem, że nie na moich barkach znajduje się los narządów
tej pacjentki. Jej serce mogłoby bić w innej piersi. Mogłaby uratować komuś
życie, nawet po swojej śmierci. Kiedy tak rozmyślałem do gabinetu wpadł
rozdygotany Kamil.
– Musisz coś zrobić! – krzyknął i chwycił mnie za koszulę,
podnosząc z krzesła. Przyparł mną do ściany, a ja przez dłuższą chwilę nie
wiedziałem, nie rozumiałem nic z tego.
– Ona ma dzieci! Kurwa, mówią, że nie ma szans! Zrób coś, do
cholery, bo to moja wina! Moja! Ja do niej dzwoniłem! Zrób coś! – wrzeszczał
dalej i miał taką furię w oczach, pomimo, że też smutek i łzy za razem.
– Kamil, o czym ty mówisz? – zapytałem.
– O twojej pacjentce, idioto! Powiedziałeś, że mózg jest
martwy. Mówią, że mogę się tylko z nią pożegnać – wypalił Kamil jednym tchem,
puszczając moją koszulę. Przez chwile nadziwiłem się tym, ile on ma siły w
furii, co w stanie jest wykrzesać z siebie człowiek podczas gniewu, kiedy jest
kierowany emocjami. Widziałem kiedyś w szpitalu małą dziewczynkę, której umarła
matka. Lekarze nie chcieli jej do niej wpuścić, sądzili, że jest za mała, by
narażać jej oczy na taki widok. Mała tak się rzucała, że nie dało jej rady
utrzymać dwóch dorosłych facetów – ojciec i wujek.
Jeszcze raz spojrzałem na Kamila, siedział na kozetce
lekarskiej i jawnie płakał. Nigdy nie widziałem go takiego słabego i szczerze,
to nie chciałbym już nigdy nikogo widzieć w takim stanie, w jakim on się teraz
znajdował.
– Kamil, nie zmienię nic, nie naprawię tego, bo tego nie da
się naprawić – powiedziałem spokojnie, siadając przy nim.
– Nie mów o matce moich dzieci bez osobowo! – wydarł się na
mnie i strącił moją dłoń ze swojego ramienia.
Fragment pochodzi z e-booka pt. "My lubimy niegrzecznych chłopców..."
Link do opisu: Kliknij tutaj
Link do pobrania: Kliknij tutaj
To teraz Kamil będzie sam musiał się zająć dziećmi.Napewno nie będzie mu łatwo.
OdpowiedzUsuń