niedziela, 4 sierpnia 2013

Tego nie da się naprawić

Aleksander (Samuel)
Tego dnia wszystko działo się szybko, za szybko. Miałem przed sobą zdjęcia, wisiały na lampie i światło sprawiało, że widziałem wszystko dokładnie.  Nie wiedziałem czyje to fotki, czyjej czaszki. Dano mi je tak na szybko, śpieszyli się, jakaś kobieta umierała. Miałem na sobie kitel lekarski, zwano mnie lekarzem, a tego nie umiałem wyleczyć. Usiadłem na chwilę przy biurku, ukryłem twarz w dłoniach, by po chwili pohamować łzy i zrobić łyk wody.
– To obca kobieta, miej ją w dupie. Co sekundę ktoś umiera i co sekundę nie płaczesz – zganiłem sam siebie w myślach.
Wyszedłem na korytarz szpitalny, wcześniej zszarpując te zdjęcia rentgenowskie z lampy. Podszedłem do znajomego lekarza, który mi je wcisnął, bym obejrzał.
– Ona oddycha? – zapytałem ze smutkiem w głosie.
– Przy pomocy aparatury – padła odpowiedź.
– Jej serce bije? – zadałem kolejne pytanie, które właściwie nie było już istotne.
– Tak, a czy coś jest nie tak? – zainteresował się, widząc moją zamyśloną minę.
– Jej mózg, był za długo niedotleniony, jest martwy w większości procent. Nie wybudzi się, umrze, serce też w końcu przestanie bić. Mózg obumiera dalej – odpowiedziałem i udałem się do swojego gabinetu.
Żałowałem, że nie na moich barkach znajduje się los narządów tej pacjentki. Jej serce mogłoby bić w innej piersi. Mogłaby uratować komuś życie, nawet po swojej śmierci. Kiedy tak rozmyślałem do gabinetu wpadł rozdygotany Kamil.
– Musisz coś zrobić! – krzyknął i chwycił mnie za koszulę, podnosząc z krzesła. Przyparł mną do ściany, a ja przez dłuższą chwilę nie wiedziałem, nie rozumiałem nic z tego.
– Ona ma dzieci! Kurwa, mówią, że nie ma szans! Zrób coś, do cholery, bo to moja wina! Moja! Ja do niej dzwoniłem! Zrób coś! – wrzeszczał dalej i miał taką furię w oczach, pomimo, że też smutek i łzy za razem.
– Kamil, o czym ty mówisz? – zapytałem.
– O twojej pacjentce, idioto! Powiedziałeś, że mózg jest martwy. Mówią, że mogę się tylko z nią pożegnać – wypalił Kamil jednym tchem, puszczając moją koszulę. Przez chwile nadziwiłem się tym, ile on ma siły w furii, co w stanie jest wykrzesać z siebie człowiek podczas gniewu, kiedy jest kierowany emocjami. Widziałem kiedyś w szpitalu małą dziewczynkę, której umarła matka. Lekarze nie chcieli jej do niej wpuścić, sądzili, że jest za mała, by narażać jej oczy na taki widok. Mała tak się rzucała, że nie dało jej rady utrzymać dwóch dorosłych facetów – ojciec i wujek.
Jeszcze raz spojrzałem na Kamila, siedział na kozetce lekarskiej i jawnie płakał. Nigdy nie widziałem go takiego słabego i szczerze, to nie chciałbym już nigdy nikogo widzieć w takim stanie, w jakim on się teraz znajdował.
– Kamil, nie zmienię nic, nie naprawię tego, bo tego nie da się naprawić – powiedziałem spokojnie, siadając przy nim.
– Nie mów o matce moich dzieci bez osobowo! – wydarł się na mnie i strącił moją dłoń ze swojego ramienia.

Fragment pochodzi z e-booka pt. "My lubimy niegrzecznych chłopców..."
Link do opisu: Kliknij tutaj
Link do pobrania: Kliknij tutaj

1 komentarz:

  1. To teraz Kamil będzie sam musiał się zająć dziećmi.Napewno nie będzie mu łatwo.

    OdpowiedzUsuń