Narracja (Tychon):
Morze krwi przelane przez niekochanych i nieumiejących kochać…
Zszedł schodami powoli, pomimo pośpiechu. Nie miał w zwyczaju biegać. Uważał bowiem, że klasa to stan umysłu, a nie portfela, i że nawet biedny może ją mieć, wystarczy tylko chcieć. Wsiadł do dobrej marki samochodu, który nie był jego. Pożyczył go od brata, na czas jego odsiadki, bo jego mazdą jeździł jakiś szczeniak, co miał za zadanie nie spuszczać oczu z żony tego brata. Jego brat był kimś – na ulicy, we więzieniu, w domu dziecka, w szkole. Zawsze był kimś, nie koniecznie dobrym, ale przynajmniej nigdy nie był nikim. To w nim podziwiał, za to miedzy innymi go cenił. Kolejnymi cechami, które Kryspin wycenił u Fabiana były: lojalność, duma, braterstwo, siła, nadzieja.
Kryspin był podobny do brata, zawsze jednak
brakowało mu nadziei i tego bycia kimś dla każdego, kogo spotka na swojej
drodze. Nagle postanowił to zmienić, zapiął pasy – przykładny nawyk, który
rozbawiał jego najlepszego kumpla. Włączył radio i usłyszał kilka wersów,
początek piosenki. Ten początek powołał jego duszę do wyższych odczuć. Jego
sumienie zatykało nerwowo, niczym zegarek tuż przed końcem lekcji, podczas
sprawdzianu, który nie został wypełniony nawet w połowie. Jego serce zabębniło
głucho w twardej klatce piersiowej. Krew na chwilę jakby stanęła, by za chwilę
płynąć szybciej w jego żyłach. Mięśnie napięły się nerwowo i nie potrafiły się
rozluźnić. Zastanawiał się, pierwszy raz od lat przyszedł mu na myśl Bóg. Ten
ktoś, w kogo jego brat wierzył. To coś, w czym Fabian pokładał od dziecka
największe nadzieje. Padło pytanie „Czy Bóg tak chciał?”…Morze krwi przelane przez niekochanych i nieumiejących kochać…
Zszedł schodami powoli, pomimo pośpiechu. Nie miał w zwyczaju biegać. Uważał bowiem, że klasa to stan umysłu, a nie portfela, i że nawet biedny może ją mieć, wystarczy tylko chcieć. Wsiadł do dobrej marki samochodu, który nie był jego. Pożyczył go od brata, na czas jego odsiadki, bo jego mazdą jeździł jakiś szczeniak, co miał za zadanie nie spuszczać oczu z żony tego brata. Jego brat był kimś – na ulicy, we więzieniu, w domu dziecka, w szkole. Zawsze był kimś, nie koniecznie dobrym, ale przynajmniej nigdy nie był nikim. To w nim podziwiał, za to miedzy innymi go cenił. Kolejnymi cechami, które Kryspin wycenił u Fabiana były: lojalność, duma, braterstwo, siła, nadzieja.
Więc Lucyfer rzekł do mnie
Pogadajmy spokojnie
Hej, chłopaku, jak chcesz dźwignąć swój los?
Słowa piosenki odbijały się echem
w jego czaszce i pulsowały w skroniach. Melodia szła dalej, głos wokalisty
także, ale on słyszał ciągle te same trzy wersy. Zdania, które idealnie
opowiadały o jego początkach końca, o chwili, w której zabił sumienie,
zaprzedał złu dusze, a wzrok pochłonięty był patrzeniem w ogień…
Kilka patyków, zapałki, języki
ognia w ciemności. Widział to wszystko jakby działo się dziś, jakby odgrywano
na nowo tą scenkę przed przednią szybą jego samochodu. To była plaża, jakieś
kolonie, na które wychowawcy z domu dziecka ich zabierali. Nie byli już takimi
dziećmi, przekroczyli te magiczną liczbę „dziesięć” i musieli zacząć rozmyślać
o przyszłości… Co poczną za te osiem lat? Dokąd się udadzą po opuszczeniu tych
murów? Czy sobie poradzą? Co to tak właściwie znaczy dorosłość i czy oni dadzą
sobie w niej radę, skoro nigdy nie mieli dzieciństwa? Kryspin siedział wtedy
przy ogniu po turecku, pilnował patyków, które były wbite w ziemię i samoczynnie,
bez użycia rąk przytrzymywały kiełbaski nad ogniem. Patrzył na swojego rudawego
przyjaciela, którego włosy latem przybierały bardziej odcień blond, jakby
jaśniały od słońca. Aleks natomiast nie przejmował się tym, że sunie po nim
wzrok przyjaciela. Wzrok Aleksandra Górskiego, słynnego na cały bidul
jedenastolatka był bowiem wbity niczym maleńkie szpilki w biust ich
dwunastoletniej przyjaciółki. Dziewczyna miała na sobie stanik od stroju
kąpielowego i jakieś krótkie spodenki. Leżała na plecach, na suchym jak wiór
piasku i patrzyła w oczy swojego nowego chłopaka. On się uśmiechał, swoją
jeszcze dziecinną rączkę trzymał na jej płaskim brzuchu i kierował ją coraz to
niżej, aż w końcu była w punkcie centralnym jej krocza. Drażnił ją przez
materiał tych materiałowych spodenek. Powrócił dłonią znów na brzuch, kierował
po raz kolejny ją w dół, ale tym razem paluszki miał już pod gumką, która
sprawiała, że spodenki nie zsuwały się ze smukłego ciała tej dwunastolatki.
Chłopaczek już miał zabrać się do dzieła i po raz pierwszy w życiu dotknąć
kobiecego ciała tam wewnątrz, bez żadnych zabezpieczeń w postaci majtek,
spodenek, rajstop, ale nie było mu to dane tego wieczora. Poczuł zimno na swoim
karku, spływające po plecach, trochę nawet skapnęło na brzuszek jego wybranki.
– Ty frajerze! – syknął na
Fabiana, który stał za nim z dziecięcym wiadereczkiem, które służyło do
robienia babek z piasku. Fabiemu jednak tym razem posłużyło do oblania o rok
młodszego przyjaciela wodą.
– Powinieneś ochłonąć, przyda ci
się – stwierdził czarnowłosy chłopiec i widząc, że ten rudawy wstaje na nogi i
wyrasta tuż przed nim, rzucił się najzwyczajniej do ucieczki, po drodze
odrzucając plastikowe wiaderko, by nie przeszkadzało mu podczas tej gonitwy.
Wbiegli we dwóch do wody, jeden
za drugim, a Kryspin nie wiele myśląc, nakazał pilnować kiełbaski jednemu z
młodszych kolegów i pognał za bratem i przyjacielem w stronę morza.
– Ale zimmmnnna. – Zaskowyczał
ten, który zanurzył się ostatni.
– Trzeba było się tyle nie grzać
przy tym ognisku – powiedział z uśmiechem Aleksander i ochlapał Kryspina wodą.
– Co mnie chlapiesz? Jego
pochlap, to on cię polał wodą! – krzyknął chłopiec i pokazał palcem na brata.
Aleks jednak nie wykonał jego polecenia i położył się brzuchem na wodzie,
odpłynął kawałek.
– Jak tam w OSP? – zapytał Fabian
i złapał Olka za stopę, ciągnąc w dół, a ten chwilę się topił, a potem stanął
na obie nogi, gdy jedna została wreszcie uwolniona z uścisku.
– Wszystko dobrze. Zawody są za
tydzień. Szkoda, że się wypisałeś. – Padła odpowiedź.
– Wolę piłkę, a ty Kryspin, co
wolisz? – zapytał się starszy brat młodszego.
– Siatkówkę i sztuki walki –
odpowiedział.
– No to zawalczmy – rzekł z
uśmiechem blondyn, ale nie dokończył swoich myśli bo jakiś wychowawca zaczął
się drzeć:
– Chłopcy! Wychodźcie z wody,
jest zimno! Kaśka miała was pilnować! Jak zaraz nie wyjdziecie, to jutro…
– Już idziemy, proszę pani, pani
Michalino! – odkrzyknął Fabian i pierwszy zaczął płynąć w stronę brzegu. Fabian
miał to do siebie, że nigdy żadna z tak zwanych „cioć” nie gniewała się na
niego dłużej niż kilka minut. Dzięki temu darowi, a może temu błyskowi w oku
zawsze unikał kar i prac, które przez niego spadały na innych.
– Chcę być złym – powiedział
nagle Kryspin, w chwili kiedy jego bosa stopa znalazła się na piasku i oblepiła
nim niemal cała. To wtedy ten chłopiec poczuł się jakby dotknął innego lądu,
obcego, nieznanego, ale jakże fascynującego i pociągającego.
– Nie można być złym. Bóg nie
chce byśmy byli źli – wypaplał te swoje religijne brednie najstarszy z chłopaków,
a zarówno Aleks, jak i Kryspin parsknęli śmiechem w głos.
– Boga nie ma – powiedział z
przekonaniem Olek. – Gdyby był to byśmy tutaj nigdy się nie znaleźli, ani my,
ani reszta dzieciaków – dodał po chwili i oparł się o ramie swojego niższego
kumpla.
– Naprawdę chcę być zły. Nie
opieraj się o mnie. Słyszysz!? Masz się, kurwa, nie opierać! – warknął i
wymierzył w stronę przyjaciela cios. Rudawy chłopiec złapał się na nos,
zobaczył krew na swoich palcach, ale nie przejął się tym.
– Odchyl głowę do tyłu, minie ci
wtedy, a ty go nie bij. – Wydawał polecenia najstarszy z bandy chłopaczków,
którzy tej lipcowej nocy nad morzem dopuścili się pierwszej zbrodni w swoim
życiu…
Fragment pochodzi z e-booka pt. "Modlitwa upadłych Aniołów..."
Link do opisu: Kliknij tutaj!
Link do pobrania: Kliknij tutaj!
Ciekawe... takie młodzieńcze lata Aleksa,Kryspina i Fabiana.
OdpowiedzUsuńTrzech braci z wyboru.