– Stary, a odwieziesz mnie do domu?
Dużo wypiłem i sam…
– Rozumiem i odwiozę.
Droga minęła jakoś wybitnie szybko, z
przerwą na siku przy drzewie jak za starych czasów. Przy rozsunięciu bramy
wjazdowej nastąpił jednak problem, pilot nie chciał działać. Wysiadłem, bo
pomyślałem, że bez przeszkody w postaci szyby zadziała lepiej, ale upadł mi w
zaspę. W takich sytuacjach niezmierzona jest pomoc kolegi, najlepiej trzeźwego,
który wydobył pilot, wcisnął odpowiedni guzik i zaprowadził pod same drzwi
domku. Oczywiście nie odjechał, bo czekał aż otworze, nie pozwoliłby mi
zamarznąć na progu.
– Widzę, że szermierzem dziś byłbyś
kiepskim, bo pojedynek między tobą, a zamkiem… z resztą daj, otworzę. –
Uległem, bo co się będę przemęczał i marznął. Fabian otworzył, wpuścił mnie do
środka i potknąłem się, wpadłem na ścianę.
– Aleks, nie hałasuj. Obudzisz ją.
Posłuchaj rady kolegi i prześpij się na kanapie, co?
– Pewnie, że tak. – Starałem się być
zgodny, wyostrzyłem wzrok by w ciemności dostrzec o co się przewróciłem, były
to karmelowe, krótkie kozaczki mojej żony.
Wszedłem do salonu, zapalając po drodze
delikatne światło. Zastanawiałem się jak do cholery ja mam się położyć na
kanapie, skoro moja żona na niej siedzi, właściwie to śpi, ale na siedząco, z
butelką wódki w dłoni. Przejąłem od niej butelkę, nawet nie drgnęła. Opadłem na
fotel obok, wypiłem niewielką pozostałość jednym duszkiem i odłożyłem pustą już
butelkę na szklaną ławę.
– Co ty robisz? Obudzisz żonę! –
warknął Fabian, który dopiero znalazł się w salonie, wcześniej zbierał mój
szalik i kurtkę z podłogi i odwieszał na wieszak. Każdy u nas męczył się z
drzwiami do tej mini garderoby w przedpokoju, były jakby nienaoliwione, ciężko
chodziły, nie chciały się rozsuwać.
– Bez obaw, jest tak zalana, że nie
poczułaby własnej sekcji zwłok – powiedziałem nieprzyjemnie w stronę kolegi i
odchyliłem głowę do tyłu z czystej rezygnacji. Wiedziałem, że Fabian rozgląda
się dookoła. Panował tutaj aż za przyzwoity porządek, wszystko na swoim
miejscu, perfekcyjnie. Amanda dbała o dom, tego nie mogłem jej zarzucić. – Uczyń
koledze przyjemność i zanieś ją do sypialni, ja... mam niestabilny chód.
– Nie ma problemu. Położę ją w ubraniu,
przykryje, a ty będziesz siedział tak czy może sprawdzisz co z dziećmi? – Na
słowo dzieci poczułem nagły chłód, straszne przerażenia, przecież Amanda była z
nimi dzisiaj sama, jak mogła się upić?
– O cholera, dzieci... zapomniałem. My
mamy przecież dzieci – powiedziałem jakby do siebie, a mój brat z wyboru
właśnie odnosił moją żonę na górę, do sypialni. Poczułem przypływ złości,
furii, a za moment zrezygnowanie i bezsilność. Bezsilność silniejszą od nienawiści
i miłości, od wszystkich uczuć razem zebranych. Nie wiele myśląc złapałem za
szyjkę pustej butelki i wyrzuciłem ja z nad głowy, uderzyła w ścianę gdzieś
przy samym suficie, rozbiła się, a w przenośnej niani rozległ się niemowlęcy
płacz. Zerknąłem na miejsce po uderzeniu, było sklęśnięte, trochę farby
odleciało, ale nie to było teraz ważne. Ja musiałem się podnieść, skończyć
użalanie nad sobą, miałem przecież dzieci, miałem żonę, miałem to o czym zawsze
marzyłem… miałem rodzinę. Przemyłem w kuchni twarz wodna dla orzeźwienia i
lekkiego wytrzeźwienia, wszystko w tempie ekspresowy by już za moment przenosić
Patryczka z łóżeczka do wózka i na nowo ululać do snu.
Fragment pochodzi z e-booka pt. "Idealni"
Link do opisu: Kliknij tutaj!
Link do pobrania: Kliknij tutaj!
czy ten fragment ukaże sie tutaj w całość?
OdpowiedzUsuńNie, nie ukaże się tutaj w całości, ale e-book, w którym się znajduje ten fragment został już wydany. Nosi tytuł Idealni. Pozdrawiam.
UsuńAleks i Amanda to jednak podobni są upili się w tym samym dniu ;)
OdpowiedzUsuń