Damian:
Życie uczy nas być skurwysynem, ale w stosunku
do kobiety czasem tak po prostu trzeba. Jest to poparte szczerą miłością…
Karol Rak, z przezwiska Raku,
albo Mocny, szedł teraz po schodach wyjątkowo agresywnie. Ta agresja biła z
niego, niemal promieniowała. Mężczyzna był wkurwiony i nawet nie starał się
tego ukryć. Stawiał krok za krokiem, ciężko, szybko, mocno. Nie trzymał się
poręczy, obie ręce miał bowiem wciśnięte na samo dno kieszeni i niewątpliwie
wciąż pchał je ku dołowi. Mężczyzna wyznawał staroświeckie zasady, choć podążał
z duchem czasów. W nim te dwie cechy się nie kłóciły, występowały łącznie,
współgrały. Chwycił za klamkę, otworzył drzwi z takim impetem, że niemal klamka
z drugiej strony wbiła się w ścianę.
– Nie jesteś zły? – zapytała
kobieta, modląc się w duchu, by mąż nie był na nią zły, ale już po wyrazie jego
twarzy wiedziała, że to pytanie jest retoryczne.
– Jak mogłaś? – zapytał i chwycił
ją pewnie za ramię, tak, że wykręcił ręce do tyłu i zaprowadził do kuchni.
Przekluczył drzwi i oparł się o nie plecami ze splecionymi rękoma na piersi.
Małżeństwem byli dość długo,
jeśli uznać sześć lata za spory staż. Mieli na wychowaniu czworo dzieci. Dwoje
własnych, oraz dwoje w rodzinie zastępczej, ci byli już nastolatkami i
rodzeństwem Agaty – żony Karola.
– Nie możesz tak pracować, znajdź
normalną pracę – wyjaśniła kobieta swoje motywacje i wyznała, czego tak
naprawdę chce. Jednak jak to kobieta, nie myślała logicznie. Mieli długi,
problemy finansowe, zalegali ze wszystkim. Karol w każdym innym wypadku
przyznałby jej rację i przystanął na jej propozycję, ale nie w tym. Teraz
musiał myśleć przede wszystkim o niej i o rodzinie.
Mocno ściśnij me dłonie
I pamiętaj o żonie
Ja ci zrobię fantastyczny PR
– Mogłabyś
tak pozwolić mnie decydować? – zapytał.
– Ty
decydujesz głupio – wypaliła i oparła się plecami o niewielki, kuchenny stół.
– Ty też
niezbyt mądrze. Jak mnie zwolnią z tej pracy, to wywalą nas z mieszkania,
zabiorą Bartka i Karolinę, zostaniemy z niczym. Pojmujesz to, czy nadal nie? –
zapytał zbulwersowany.
– Jak cię
mogą wywalić z pracy, w której nawet nie jesteś zatrudniony, nie masz umowy.
– Mam umowę,
jako kierowca – powiedział pewnie, ale oboje wiedzieli, że w prowadzeniem, to
Karol ma w tej pracy nie wiele wspólnego.
–
Kierowniczysz łopatą, kopiąc groby, a może rozwozisz prochy do miejscowych
szkół – zadrwiła na głos i tym razem usiadła na krześle. – Mój mąż nie będzie
się tym zajmował, nie pozwolę ci skończyć w pace.
– A ja nie
pozwolę nam pomrzeć z głodu, ani tez zamarznąć zimą. Dlatego muszę zarabiać na
jedzenie, czynsz, węgiel. Myślisz o tym, czy nie?
– Myślę –
powiedziała pewnie.
– I co,
gdzie to twoje myślenie, bo go nie dostrzegam? – zapytał kpiąco.
– No,
poproszę dziadka, załatwi mi pracę, ty zostaniesz…
– Nie ma
mowy! – warknął tak, że aż naczynia na suszarce zazgrzytały w przestrachu.
– Bo co, bo
kobieta ma siedzieć w domu, tak? – zapytała, wstając energicznie i stając tuż
przy nim, tak, że czuła jego oddech na swoim czole.
– Emilka
jest za mała. Wiktorię można posłać do żłobka, ale ją nie – wyjaśnił spokojnie
Karol.
– To ty z
nimi zostaniesz, i tak nic pożytecznego nie czynisz. Bujasz się tylko z
małolatami i ładujesz w kłopoty. – Zarzuciła go oskarżeniami.
– Uważasz,
że nic nie robię? – zapytał i podciągnął rękawy swojej granatowej koszuli,
która nijak pasowała do jasnych, beżowych spodni, ale on nigdy nie potrafił
dobierać kolorów.
– Nie,
Karol, to nie tak – zaczęła Agata spokojniej, bo chciała, by ten jej spokój
przeszedł na niego. Znała swojego męża już na tyle dobrze, by wiedzieć kiedy i
jak go wkurzyć, ale nieraz nie panowała nad tym i nie zdążyła powstrzymać
swoich ust przed wypowiedzeniem o kilku słów za dużo.
– A jak?
Nawet jeśli zrobimy, jak mówisz, to i tak to nic nie da. Musimy, potrzebujemy
nagłego zastrzyku gotówki, kilku tysięcy od razu. Ja mogę tyle zarobić, mógłbym
gdybyś nie grzebała w moich rzeczach i nie wtykała nosa w nie swoje sprawy.
– Mój mąż,
to moja sprawa! – krzyknęła i zamachnęła się na mężczyznę. Nie było jednak
słychać plaśnięcia, nie było słychać nic tylko głucha cisza, a potem syknięcie
kobiety przez zęby, takie piśniecie bólu.
Mężczyzna
trzymał pewnie jej prawy nadgarstek w swoje prawej dłoni. Ściskał dość mocno i
nie miał ni cienia żalu, ni cienia wątpliwości w oczach.
– Mam tego
dość – zakomunikował pewnie, ale nie krzyczał. – Co w ciebie wstąpiło? Nigdy
wcześnie nie miewałaś takich nerwowych odruchów, a nagle tobą zawładnęły –
słowa mężczyzny były szczere. Wcześniej
otrzymał od kobiety cios w twarz raz, jakoś na początku ich związku, a
ostatnimi czasy wystarczyło, że nie było po jej myśli, a już jej rączki latały.
– Puść –
zażądała, ale cichutko, mniej pewnie niż wypowiadała wszystkie wcześniejsze
słowa.
– Oj nie,
kochanie. Nie tym razem. Tym razem mam tego dość i to się musi skończyć raz na
zawsze, rozumiesz? – zapytał, patrząc w jej załzawione oczy, choć nie miała
powodu płakać, bo uścisk na nadgarstku już zelżał.
– Nigdy taki
nie byłeś – rzuciła kolejnym oskarżeniem.
– Ale teraz
jestem i jeśli twoje zachowanie się nie zmieni, to będę taki częściej –
zagrzmiał jego głos, był dosadny, przenikliwy, a jego spojrzenie przechodziło
ją na wskroś.
– Już cię
takiego nie lubię – poskarżyła się kobieta i chciała wyrwać nadgarstek z jego
uścisku, nie czuć jego dotyku, ale na powrót zacisnął mocniej.
– Ty nie
masz mnie takiego lubić, ty masz sprawiać, bym nie miał powodu takim być.
Zawsze możemy o wszystkim porozmawiać, na spokojnie, a nie przechodzić do
rękoczynów, jednak skoro sama to zapoczątkowałaś… – Mężczyzna nie dokończył
myśli, zaczął rozpinać nerwowo lewą dłonią pasek, który miał przy spodniach.
– Karol, co
ty robisz? – zapytała kobieta. Mężczyzna nie przejął się jej słowami, ani je
tonem. Puścił jej dłoń, tylko po to, by wyszarpnąć pasek ze szlufek i złożyć go
w pół. Patrzyła na niego w przestrachu i w niewiedzy.
Spodziewała
się czegoś złego, więc postanowiła szybkim krokiem, niemal biegiem wyminąć
mężczyznę. Zatrzymała się jednak na jego lewej ręce, złapał ją w pół.
– A dokąd
to? – zapytał retorycznie i dociągnął ją do stołu. Odwrócił tyłem do siebie i
przytrzymał swoją dłonią jej plecy, dociskając ją do chłodnego blatu. Zamachnął
się dłonią, w której trzymał pasek, a ciepła skóra niemal natychmiast zderzyła
się ze skórą pośladków kobiety, okrytych teraz tylko cienkimi legginsami, które
bardziej podwajały ból, niżeli go niwelowały.
Fragment pochodzi z e-booka pt. "Modlitwa upadłych Aniołów..."
Link do opisu: Kliknij tutaj!
Link do pobrania: Kliknij tutaj!
Ta para staje się coraz ciekawsza. :)
OdpowiedzUsuń