poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Ograniczenia

Damian:
 Życie uczy nas być skurwysynem, ale w stosunku do kobiety czasem tak po prostu trzeba. Jest to poparte szczerą miłością…
Karol Rak, z przezwiska Raku, albo Mocny, szedł teraz po schodach wyjątkowo agresywnie. Ta agresja biła z niego, niemal promieniowała. Mężczyzna był wkurwiony i nawet nie starał się tego ukryć. Stawiał krok za krokiem, ciężko, szybko, mocno. Nie trzymał się poręczy, obie ręce miał bowiem wciśnięte na samo dno kieszeni i niewątpliwie wciąż pchał je ku dołowi. Mężczyzna wyznawał staroświeckie zasady, choć podążał z duchem czasów. W nim te dwie cechy się nie kłóciły, występowały łącznie, współgrały. Chwycił za klamkę, otworzył drzwi z takim impetem, że niemal klamka z drugiej strony wbiła się w ścianę.

– Nie jesteś zły? – zapytała kobieta, modląc się w duchu, by mąż nie był na nią zły, ale już po wyrazie jego twarzy wiedziała, że to pytanie jest retoryczne.
– Jak mogłaś? – zapytał i chwycił ją pewnie za ramię, tak, że wykręcił ręce do tyłu i zaprowadził do kuchni. Przekluczył drzwi i oparł się o nie plecami ze splecionymi rękoma na piersi.
Małżeństwem byli dość długo, jeśli uznać sześć lata za spory staż. Mieli na wychowaniu czworo dzieci. Dwoje własnych, oraz dwoje w rodzinie zastępczej, ci byli już nastolatkami i rodzeństwem Agaty – żony Karola.
– Nie możesz tak pracować, znajdź normalną pracę – wyjaśniła kobieta swoje motywacje i wyznała, czego tak naprawdę chce. Jednak jak to kobieta, nie myślała logicznie. Mieli długi, problemy finansowe, zalegali ze wszystkim. Karol w każdym innym wypadku przyznałby jej rację i przystanął na jej propozycję, ale nie w tym. Teraz musiał myśleć przede wszystkim o niej i o rodzinie.

Mocno ściśnij me dłonie
I pamiętaj o żonie
Ja ci zrobię fantastyczny PR

– Mogłabyś tak pozwolić mnie decydować? – zapytał.
– Ty decydujesz głupio – wypaliła i oparła się plecami o niewielki, kuchenny stół.
– Ty też niezbyt mądrze. Jak mnie zwolnią z tej pracy, to wywalą nas z mieszkania, zabiorą Bartka i Karolinę, zostaniemy z niczym. Pojmujesz to, czy nadal nie? – zapytał zbulwersowany.
– Jak cię mogą wywalić z pracy, w której nawet nie jesteś zatrudniony, nie masz umowy.
– Mam umowę, jako kierowca – powiedział pewnie, ale oboje wiedzieli, że w prowadzeniem, to Karol ma w tej pracy nie wiele wspólnego.
– Kierowniczysz łopatą, kopiąc groby, a może rozwozisz prochy do miejscowych szkół – zadrwiła na głos i tym razem usiadła na krześle. – Mój mąż nie będzie się tym zajmował, nie pozwolę ci skończyć w pace.
– A ja nie pozwolę nam pomrzeć z głodu, ani tez zamarznąć zimą. Dlatego muszę zarabiać na jedzenie, czynsz, węgiel. Myślisz o tym, czy nie?
– Myślę – powiedziała pewnie.
– I co, gdzie to twoje myślenie, bo go nie dostrzegam? – zapytał kpiąco.
– No, poproszę dziadka, załatwi mi pracę, ty zostaniesz…
– Nie ma mowy! – warknął tak, że aż naczynia na suszarce zazgrzytały w przestrachu.
– Bo co, bo kobieta ma siedzieć w domu, tak? – zapytała, wstając energicznie i stając tuż przy nim, tak, że czuła jego oddech na swoim czole.
– Emilka jest za mała. Wiktorię można posłać do żłobka, ale ją nie – wyjaśnił spokojnie Karol.
– To ty z nimi zostaniesz, i tak nic pożytecznego nie czynisz. Bujasz się tylko z małolatami i ładujesz w kłopoty. – Zarzuciła go oskarżeniami.
– Uważasz, że nic nie robię? – zapytał i podciągnął rękawy swojej granatowej koszuli, która nijak pasowała do jasnych, beżowych spodni, ale on nigdy nie potrafił dobierać kolorów.
– Nie, Karol, to nie tak – zaczęła Agata spokojniej, bo chciała, by ten jej spokój przeszedł na niego. Znała swojego męża już na tyle dobrze, by wiedzieć kiedy i jak go wkurzyć, ale nieraz nie panowała nad tym i nie zdążyła powstrzymać swoich ust przed wypowiedzeniem o kilku słów za dużo.
– A jak? Nawet jeśli zrobimy, jak mówisz, to i tak to nic nie da. Musimy, potrzebujemy nagłego zastrzyku gotówki, kilku tysięcy od razu. Ja mogę tyle zarobić, mógłbym gdybyś nie grzebała w moich rzeczach i nie wtykała nosa w nie swoje sprawy.
– Mój mąż, to moja sprawa! – krzyknęła i zamachnęła się na mężczyznę. Nie było jednak słychać plaśnięcia, nie było słychać nic tylko głucha cisza, a potem syknięcie kobiety przez zęby, takie piśniecie bólu.
Mężczyzna trzymał pewnie jej prawy nadgarstek w swoje prawej dłoni. Ściskał dość mocno i nie miał ni cienia żalu, ni cienia wątpliwości w oczach.
– Mam tego dość – zakomunikował pewnie, ale nie krzyczał. – Co w ciebie wstąpiło? Nigdy wcześnie nie miewałaś takich nerwowych odruchów, a nagle tobą zawładnęły – słowa mężczyzny były szczere.  Wcześniej otrzymał od kobiety cios w twarz raz, jakoś na początku ich związku, a ostatnimi czasy wystarczyło, że nie było po jej myśli, a już jej rączki latały.
– Puść – zażądała, ale cichutko, mniej pewnie niż wypowiadała wszystkie wcześniejsze słowa.
– Oj nie, kochanie. Nie tym razem. Tym razem mam tego dość i to się musi skończyć raz na zawsze, rozumiesz? – zapytał, patrząc w jej załzawione oczy, choć nie miała powodu płakać, bo uścisk na nadgarstku już zelżał.
– Nigdy taki nie byłeś – rzuciła kolejnym oskarżeniem.
– Ale teraz jestem i jeśli twoje zachowanie się nie zmieni, to będę taki częściej – zagrzmiał jego głos, był dosadny, przenikliwy, a jego spojrzenie przechodziło ją na wskroś.
– Już cię takiego nie lubię – poskarżyła się kobieta i chciała wyrwać nadgarstek z jego uścisku, nie czuć jego dotyku, ale na powrót zacisnął mocniej.
– Ty nie masz mnie takiego lubić, ty masz sprawiać, bym nie miał powodu takim być. Zawsze możemy o wszystkim porozmawiać, na spokojnie, a nie przechodzić do rękoczynów, jednak skoro sama to zapoczątkowałaś… – Mężczyzna nie dokończył myśli, zaczął rozpinać nerwowo lewą dłonią pasek, który miał przy spodniach.
– Karol, co ty robisz? – zapytała kobieta. Mężczyzna nie przejął się jej słowami, ani je tonem. Puścił jej dłoń, tylko po to, by wyszarpnąć pasek ze szlufek i złożyć go w pół. Patrzyła na niego w przestrachu i w niewiedzy.
Spodziewała się czegoś złego, więc postanowiła szybkim krokiem, niemal biegiem wyminąć mężczyznę. Zatrzymała się jednak na jego lewej ręce, złapał ją w pół.
– A dokąd to? – zapytał retorycznie i dociągnął ją do stołu. Odwrócił tyłem do siebie i przytrzymał swoją dłonią jej plecy, dociskając ją do chłodnego blatu. Zamachnął się dłonią, w której trzymał pasek, a ciepła skóra niemal natychmiast zderzyła się ze skórą pośladków kobiety, okrytych teraz tylko cienkimi legginsami, które bardziej podwajały ból, niżeli go niwelowały.

Fragment pochodzi z e-booka pt. "Modlitwa upadłych Aniołów..."
Link do opisu: Kliknij tutaj!

Link do pobrania: Kliknij tutaj!

1 komentarz: